Zatrzymanych działaczy Solidarności już w pierwszych dniach stanu wojennego przewożono do ośrodków odosobnienia. Na podstawie zarządzeń ministra spraw wewnętrznych i ministra sprawiedliwości powołano około 50 takich ośrodków w całym kraju, między innymi w warszawskiej Białołęce, Gołdapi, Jaworzu, Łowiczu, Strzebielinku i Załężu. Działacze opozycji trafiali do obozów internowania w różnym stanie psychicznym. Oderwani od rodzin, przyjaciół, pracy, niepewni swojego losu łatwiej bądź trudniej odnajdywali się w nowej rzeczywistości.

Reklama

Wielu z nich nie uzyskało zgody na widzenia z najbliższymi, a korespondencja i paczki były sprawdzane przez Służbę Bezpieczeństwa w celu usunięcia z nich niepożądanej treści lub zawartości. Niekiedy były to dziwne ingerencje, jak na przykład ta, o której wspominał Zbigniew Kamiński, internowany w Mielęcinie: z listu pisanego przez jego kolegę funkcjonariusze SB wykreślili cytaty ze Starego Testamentu, które ów zamieścił, pozostałą treść pozostawili niezmienioną. Dla wielu osadzonych wsparciem byli koledzy z celi, z którymi wspólnie starali się zorganizować znośne życie. Zakaz posiadania książki, zegarka, igły czy noża był szczególnie dotkliwy. Zwłaszcza brak tego ostatniego, bowiem jedynym dozwolonym sztućcem była łyżka. Jak po latach wspominają niektórzy z internowanych, zwłaszcza ci, którzy przebywali dłużej w ośrodkach odosobnienia, najbardziej doskwierała im izolacja od społeczeństwa i potworna nuda.

PRZESŁUCHANIA I BRAK KONTAKTU

Do uciążliwych należały też przesłuchania, podczas których funkcjonariusze SB usiłowali przekonać internowanych, że nie mają żadnych praw. Przesłuchania oraz rewizje w celach służyły zastraszeniu więźniów i wydobyciu od nich informacji na temat innych działaczy opozycji. Aby to osiągnąć, służby próbowały skłócić osadzonych bądź wykorzystać istniejące między nimi antagonizmy. W więzieniach i aresztach, w których zostali umieszczeni internowani, zdarzało się nierzadko, że więźniowie polityczni byli osadzani w celach z więźniami kryminalnymi. W takiej sytuacji internowani wykorzystywali każdą okazję, by skontaktować się ze sobą. Przekute otwory wzdłuż rur centralnego ogrzewania umożliwiające przekazywanie listów oraz rozmowy między celami należały do najpopularniejszych form kontaktu między osadzonymi. "Chabeta", czyli pudełko po zapałkach spuszczane na nitce przez okno z piętra na parter, służyła do kolportowania wierszy i piosenek antykomunistycznych. Opuszczenie "chabety" poprzedzone było odpowiednim stuknięciem w ścianę bądź podłogę, lecz mimo to "klawiszom" często udawało się przejąć przesyłkę. Jednym z kluczowych miejsc w ośrodkach był tzw. spacerniak, czyli wydzielone miejsce na wolnym powietrzu. To tutaj osadzeni mieli możliwość widzieć się wzajemnie oraz dowiedzieć się, kto jeszcze został zatrzymany. Wobec praktyki osadzania więźniów politycznych z kryminalnymi w zasadzie jedynie spacery dawały szansę kontaktu z kolegami z opozycji. Dość szybko jednak internowani otrzymali pozwolenie, nawet ci przebywający na oddziałach dla internowanych w więzieniach i aresztach, na otwarcie cel w ciągu dnia. Prowadzone dzięki temu życie towarzyskie i różnoraka twórczość były urozmaiceniem obezwładniającej nudy.

Reklama

p



SPOSOBY NA PRZETRWANIE

Reklama

Podczas pierwszych tygodni internowani byli zupełnie odcięci od świata zewnętrznego, obowiązywał zakaz widzeń i korespondencji. Pod koniec grudnia 1981 roku udostępniono im pierwsze gazety; mogli też napisać listy do swoich rodzin. Wyrazem częściowej normalizacji była już w styczniu 1982 roku zgoda na organizowanie mszy świętej w ośrodkach internowania. Msza była dużym przeżyciem dla osadzonych, jednoczyła, pozwalała uwolnić tłumione emocje. Była też okazją do spotkania z kolegami z innych cel, a nierzadko wymiany informacji. Dlatego też uczestniczyli w niej zazwyczaj wszyscy więźniowie, zarówno wierzący, jak i niewierzący. Niezwykle ważną postacią dla internowanych był ksiądz - duszpasterz więzienny. Jednym z elementów codzienności w ośrodkach internowania były bunty - trwające od pięciu do 10 minut walenie w drzwi, kraty, łóżka, po którym zapadała martwa cisza, a na korytarzach pojawiały się oddziały interwencyjne w hełmach, z tarczami, długimi pałkami i psami. W grudniu 1981 roku jeden z internowanych w Mielęcinie podczas spaceru zrobił na śniegu tzw. orła, po czym dorysował mu koronę i przekonywał strażników, że dopiero to jest prawdziwy orzeł polski. W ramach solidarności z górnikami z kopalni Wujek internowani włożyli czarne opaski, milczeli podczas spacerów, a nocą zapalali kaganki, śpiewali i recytowali wiersze. Niejednokrotnie więźniowie poruszeni wiadomością z zewnątrz bądź zasłyszaną wewnątrz ośrodka, otwierali okna i śpiewali pieśni patriotyczne i religijne. Nie chcemy komuny / Nie chcemy jej znać / Nie chcemy ni sierpa, ni młota / Za Sybir, Mielęcin i Gdańsk / Zapłaci czerwona hołota - śpiewał kilkusetosobowy chór internowanych w Mielęcinie. Słowa te uznawano za nieoficjalny hymn tego ośrodka.

TWÓRCZOŚĆ W ODOSOBNIENIU

Emocje związane z wprowadzeniem stanu wojennego, aresztowaniami i internowaniem znalazły ujście w twórczości literackiej bądź plastycznej wielu osadzonych. Wiersze i piosenki autorstwa internowanych wyrażały zarówno ich uczucia, jak i poglądy polityczne. Niejednokrotnie pisali własne teksty do popularnych melodii, jak np.: Siekiera, motyka, bimber, kartki / Płynie życia potok wartki / A po wojnie, tej z Niemcami / Mamy wojnę z sobą sami / Siekiera, motyka, mięso z kością / Wojna to z "Solidarnością" / Siekiera, kilof, czołgi, skot / Idą gliny wciąż w pieriod. Twórczość ta docierała do społeczeństwa i kształtowała postawy nieprzychylne władzom. Podobną funkcję odgrywały plastyczne formy wyrazu, np. kalendarze, znaczki i kartki pocztowe nawiązujące do symboliki Solidarności.

p