p



Mariusz Sielski: Czy Rosja stoi w obliczu "europeizacji"? Fakt, że nie zabiega o wejście do UE, wcale nie wyklucza daleko idącej konwergencji gospodarczej i politycznej. Decydując się na współpracę z Unią w kluczowych dziedzinach, Federacja Rosyjska będzie musiała dostosować swe ustawodawstwo do porządku prawnego UE.

Siergiej Jastrzembski*:
Rosja leży w Europie. Nasz ogromny wkład w rozwój europejskiej cywilizacji i kultury jest wystarczająco wymowny. Jeśli chodzi o europeizację pojmowaną jako konieczność dostosowania na siłę rosyjskiego życia do norm i standardów, które są stosowane w krajach Unii Europejskiej, Rosja nie odczuwa podobnej potrzeby. Nie musimy nadrabiać żadnych zaległości ani nikogo doganiać... Podobnie jak każde inne państwo na świecie mamy niekwestionowane prawo do kierowania się własnymi zasadami i do takiego kształtowania naszego bytu, by najpełniej odpowiadał specyficznym rosyjskim uwarunkowaniom oraz aspiracjom. Proces globalizacji oraz wielkie projekty integracyjne - w tym projekt europejski - wywierają na nas znaczny wpływ. Jednakże samoistność Rosji jest czymś niezbywalnym. Wykrystalizowała się w ciągu wieków, zespalając wpływy tak europejskie, jak azjatyckie. Te ostatnie są nie mniej ważne niż wzorzec europejski. Federacja Rosyjska to przecież kraj ze znacznym odsetkiem ludności muzułmańskiej (ok. 20 mln). Sfera naszych żywotnych interesów rozciąga się za Ural, sięgając Dalekiego Wschodu. Wyklucza to możliwość ślepego naśladowania wzorców - to, że jakiś model rozwoju zdał egzamin w Azji Południowo-Wschodniej bądź w Europie Środkowej, nie przemawia wcale za wykorzystaniem go w procesie modernizacji Rosji. Jeśli europeizacja miałaby polegać na przyjęciu standardów obowiązujących w krajach, które wyrzekły się części suwerenności, bo wstąpiły do UE, Rosja nie jest taką ofertą zainteresowana.

Od ostatniego rozszerzenia Unii upłynęło ponad półtora roku. Większość państw, które przystąpiły do Unii w maju 2004 roku, należała niegdyś do tzw. bloku wschodniego. Jak wejście tych krajów do UE wpływa na kształt relacji rosyjsko-europejskich?

Nie jest tajemnicą, że żywiliśmy pewne obawy w związku z ostatnią falą rozszerzenia. Zastanawialiśmy się, czy rozszerzenie Unii o państwa Europy Środkowej i Wschodniej nie odbije się niekorzystnie na naszych stosunkach handlowych z UE. Zgłosiliśmy też pod adresem Brukseli postulat uregulowania dwudziestu ważnych kwestii, a wśród nich przede wszystkim - sytuacji obwodu kaliningradzkiego, który po rozszerzeniu stał się rosyjską enklawą wewnątrz UE, oraz statusu prawnego ludności rosyjskojęzycznej w krajach bałtyckich. Większość problemów rzeczywiście udało się rozwiązać. Akcesja nowych państw nie pociągnęła za sobą zahamowania eksportu do krajów Europy Środkowej, więcej - przyniosła zwiększenie rozmiarów wymiany handlowej z państwami UE. Problemy związane z obwodem kaliningradzkim - przede wszystkim zagadnienie tranzytu pasażerskiego - uregulowano rozsądnie. Jeśli zaś chodzi o aspekty negatywne, jak dotąd nie udało się nam doprowadzić do zauważalnej poprawy sytuacji ludności rosyjskojęzycznej w nowych państwach członkowskich. Uważamy, że UE nie stanęła na wysokości zadania - nie odnotowaliśmy żadnej poważniejszej próby wywarcia presji na Łotwę i Estonię. Sytuacja mniejszości rosyjskojęzycznej w UE nie odpowiada - naszym zdaniem - normom i standardom prawa europejskiego. Po rozszerzeniu Unii w maju 2004 roku pojawił się także całkiem nowy problem - część elit politycznych w nowych krajach członkowskich przyjęła postawę otwarcie antyrosyjską. Podczas rozmów z politykami i dyplomatami reprezentującymi kraje dawnej Piętnastki wielokrotnie dawano nam do zrozumienia, że sztandarowa antyrosyjskość czy wręcz rusofobia niektórych polityków Europy Środkowej i Wschodniej jest czymś kłopotliwym. Kto mógł przypuszczać, że po wejściu nowych krajów do UE relacjom z Rosją będzie towarzyszyć taki ładunek emocji? Dla Francuzów, Brytyjczyków czy Niemców jest to niezrozumiałe. Jeśli chodzi o nas, widzimy, co się dzieje, uważnie się temu przyglądamy, ale zarazem staramy się nie podgrzewać atmosfery.

Trudności, o jakich pan mówi, nie dotyczą Komisji Europejskiej, ale raczej Parlamentu Europejskiego, który został wyłoniony w wyniku wyborów powszechnych.

Zdarzyło mi się występować na forum Parlamentu Europejskiego i muszę powiedzieć, że było to nieprzyjemne doświadczenie. Patrzyłem na agresywną, emanującą negatywną energią publiczność. Zwróciłem uwagę na to, że największą aktywność w tej ponad 200-osobowej grupie parlamentarzystów przejawiali deputowani wywodzący się z byłych państw socjalistycznych. Ani ton, ani sposób, w jaki formułowali pytania, nie pozostawiały cienia wątpliwości co do intencji i nastawienia dyskutantów. Trudno się było uwolnić od wrażenia, że dopiero co wypełzli z okopów zimnej wojny i jeszcze nie oswoili się z faktem, iż Związek Radziecki, w którym część z nich kiedyś żyła, dawno przestał istnieć. Nie rozumieją, że Rosja to nie ZSRR.

Państwa, które ostatnio dołączyły do UE, dość niechętnie reagują na próby przedstawiania ich jako nowej Europy - w przekonaniu, że do Europy należały od dawna, a akcesja jest tylko naprawą historycznej niesprawiedliwości. Podział na nową i starą Europę rzeczywiście nie ma większego sensu, gdy mowa o wewnętrznych sprawach Unii. Odżywa jednak, gdy w grę wchodzą zagadnienia międzynarodowe - kryzys iracki czy stosunki z Rosją...

Nowa Rosja - i jest to podstawowa różnica w stosunku do ZSRR - nie próbuje grać na tego rodzaju sporach. Widzimy - oczywiście - że wewnątrz UE zarysowały się podziały. Państwom rdzenia zależy na większej podmiotowości Unii w sferze polityki zagranicznej i obronnej. Pragną przekształcenia jej w nowy ośrodek międzynarodowych wpływów. Jest wszakże w UE grupa państw - w jej skład wchodzą zarówno nowe, jak i dawne państwa członkowskie - które opowiadają się przede wszystkim za maksymalną liberalizacją rynku i pogłębieniem współpracy transatlantyckiej. Niezależnie od tego, który model zwycięży, będziemy zabiegać o pogłębienie współpracy z UE. Tak jak czynimy to obecnie.

Podczas rosyjsko-europejskiego szczytu w Sankt Petersburgu w maju 2003 roku podjęto decyzję o zacieśnieniu współpracy w czterech kluczowych obszarach: gospodarczym; bezpieczeństwa zewnętrznego; wolności, bezpieczeństwa wewnętrznego i wymiaru sprawiedliwości oraz badań naukowych i kultury. Dłuższy czas wydawało się, że mimo wyznaczenia ram współpracy ani Rosja, ani UE nie są jeszcze gotowe do podjęcia konkretnych działań. Podczas ubiegłorocznego szczytu w Moskwie obie strony przyjęły tzw. mapy drogowe - rodzaj wademekum zawierającego szczegółowe propozycje działań. Co to zmienia w relacjach dwustronnych?

Wielu rosyjskich ekspertów odnosi się krytycznie do map drogowych. Ja się z tym nie zgadzam - nie uważam, by stanowiły opis świata wirtualnego. Mapy drogowe usystematyzowały już zdobyte doświadczenia. Na tym - jak sądzę - polega ich znaczenie. Choć rzeczywiście nie jest to dokument bezpośredniego oddziaływania - mamy do czynienia z umową, której postanowienia nie są wiążące. Inna sprawa: czy rzeczywiście dysponujemy wystarczającymi siłami i środkami, by je realizować. Sądzę, że nasze obecne możliwości są skromniejsze. Z całą pewnością będziemy traktować priorytetowo problem bezpieczeństwa energetycznego, kwestie związane z badaniami i postępem technologicznym, a także współpracę w sferze zwalczania narkobiznesu, proliferacji broni masowego rażenia oraz nielegalnej migracji.

Mapy drogowe dały Unii możliwość uczestnictwa w regulowaniu tzw. zamrożonych konfliktów na obszarze byłego ZSRR. Wygląda na to, że mimo pierwotnych zastrzeżeń Moskwa w końcu się z tym pogodziła. Jak pan ocenia potencjalną rolę UE w rozwiązywaniu tych konfliktów?

Odnosimy się do tego ze zrozumieniem. Granice rozszerzonej UE przesunęły się na wschód, a niektóre z tych zamrożonych (ale przecież nieuregulowanych) konfliktów dotyczą terytoriów z bezpośredniego sąsiedztwa Unii (np. Naddniestrze). Rozumiemy, że UE chciałaby udowodnić, iż jest gotowa do odgrywania aktywniejszej roli na kontynencie europejskim. Zarazem jednak - jak zawsze podkreślaliśmy - zaangażowanie UE powinno być na rzecz, a nie wbrew. Nie może być mowy o lekceważeniu interesów którejkolwiek ze stron. Uważamy też, że nie należy podważać naszych uprzednich wysiłków mediacyjnych. Mechanizmy zaprowadzania pokoju, które zdały egzamin, powinny być utrzymane w mocy.

Występując niedawno na forum Parlamentu Europejskiego, Benita Ferrero-Waldner, komisarz ds. relacji zewnętrznych UE, choć zauważyła pewną poprawę w tej kwestii, daleka była od stwierdzenia, że porządek panuje w Czeczenii... A tak właśnie uważa kierownictwo rosyjskie, z prezydentem Putinem na czele. Zarzuciła władzom w Moskwie, że czeczeńskich wyborów parlamentarnych nie poddano kontroli międzynarodowej. Stwierdziła też, że kierownictwo rosyjskie mnoży przeszkody paraliżujące działalność organizacji pozarządowych zajmujących się Północnym Kaukazem.

Na szczęście, sytuacja uległa zasadniczej poprawie. To już nie ta sama Czeczenia, jaką pamiętam z okresu, gdy kierowałem pracami Wydziału Informacyjnego w administracji prezydenta (2001-04). Wystąpienie pani Ferrero-Waldner udowodniło zresztą, że Komisja Europejska o wiele lepiej rozumie dziś problemy Czeczenii. Tylko w takim kontekście mogła się pojawić pozytywna ocena wyborów parlamentarnych. Głosowanie zakończyło się sukcesem, czego - niestety - nie można powiedzieć o wyborach przeprowadzonych wcześniej w Iraku bądź Afganistanie. Jeśli zaś chodzi o obserwatorów zagranicznych i monitoring wyborów, chciałbym podkreślić, że zapraszaliśmy wszystkich, nikomu nie blokowaliśmy dostępu. To, że ktoś zdecydował się tam przyjechać, a ktoś nie, wynikało raczej z osobistych zapatrywań politycznych. Z całą pewnością nie było natomiast podyktowane niskim poziomem bezpieczeństwa. Opowieści o niedostatecznym bezpieczeństwie trzeba włożyć między bajki. Z naszego punktu widzenia była to wymówka pozwalająca uniknąć wyjazdu do Czeczenii. Można to zresztą zrozumieć. Nikt nie lubi konfrontacji z rzeczywistością - wielu musiałoby poddać rewizji głoszone dotąd poglądy...

Uważa pan zatem, że nie ma powodów do krytyki władz federalnych?

Jestem jak najdalszy od twierdzenia, że Czeczenia stanowi normalny podmiot Federacji Rosyjskiej. Czasami wręcz się wydaje, że to republika, której przypadły w udziale wszystkie możliwe problemy i trudności. Dobrze wiemy, gdzie leży ich źródło... Kwestie te są jednak stopniowo rozwiązywane przez nasze władze. Nie dokonuje się to - oczywiście - tak szybko, jakby sobie tego życzyła UE. Zresztą również w naszej opinii proces przywracania normalnego życia przebiega ślamazarnie.

Karelia, obwód kaliningradzki, leningradzki czy murmański od lat uczestniczą w projektach realizowanych w ramach tzw. Wymiaru Północnego UE. Bilans współpracy nie zawsze okazuje się zachęcający. A to dlatego, że samodzielność gospodarcza i polityczna regionów jest ograniczona - recentralizacja państwa, z jaką mamy do czynienia ostatnio w Federacji Rosyjskiej, raczej wyklucza możliwość samodzielnego wchodzenia w rozmaite formy współpracy międzynarodowej.

Ani Moskwa, ani Bruksela nie potrafią jeszcze dostrzec potencjału, jaki się tu kryje. Nie sądzę, by współpraca przygraniczna mogła nieść jakiekolwiek zagrożenia. Powinniśmy ją postrzegać jako komplementarną w stosunku do głównego nurtu w relacjach rosyjsko-europejskich. Obwód kaliningradzki mógłby tu odegrać rolę regionu pilotażowego. Na razie jednak takiej roli nie odgrywa. Jest jednak oczywiste, że wszystko to nie może się odbywać bez koordynacji, która jest ścisłą prerogatywą władz federalnych w Moskwie.

W 2006 roku Federacja Rosyjska obejmuje przewodnictwo w G8 oraz w Radzie Europy. Jakie priorytety sobie wyznaczyła?

Na pierwszym miejscu zamierzamy postawić problemy bezpieczeństwa energetycznego. Sprawa ta nabrała szczególnej aktualności w świetle ostatnich kontrowersji między Moskwą a Kijowem wywołanych problemami z gazem. Nasi partnerzy w Europie nie zawsze rozumieją istotę rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego. Mimo iż zachodnie środki masowego przekazu z uwagą śledzą bieg wydarzeń, nie zawsze radzą sobie ze zrozumieniem zamiarów Moskwy. A nam chodzi tylko o to, by sprzedawać gaz po cenach rynkowych i chcemy, by dotyczyło to wszystkich odbiorców. Dopatrywanie się w tym chęci upokorzenia Ukrainy, ukarania jej czy postawienia ultimatum wygląda dość osobliwie. Nikt nie może nikomu zabronić oferowania towarów po cenach, jakie obowiązują na rynku. Zależało nam również, by zminimalizować straty, z jakimi mamy do czynienia przy transporcie surowca przez Ukrainę. A nazywając rzeczy po imieniu: chcieliśmy po prostu wyeliminować proceder kradzieży błękitnego paliwa bezpośrednio z gazociągu tranzytowego.

Czy Federacja Rosyjska jest gotowa do ostatecznej ratyfikacji Karty Energetycznej, która przewiduje m.in. swobodny wzajemny dostęp do rynków energii państw sygnatariuszy? Dostosowanie się do postanowień tego traktatu ułatwiłoby nie tylko tzw. dialog energetyczny z Unią Europejską, ale również pozwoliłoby uregulować relacje Rosji z krajami Europy Środkowej i państwami poradzieckimi.

Czy rosyjski rynek energetyczny zostanie zliberalizowany? Wiele wskazuje na to, że Gazprom jako monopolista państwowy niechętnie przystałby na konieczność rezygnacji z całkowitej kontroli sieci przesyłowej...Dialog energetyczny, jaki od lat prowadzimy z Unią, zajmuje pierwsze miejsce wśród trzynastu dialogów branżowych UE-Federacja Rosyjska. Postawmy jednak sprawy jasno. Dla nas, Rosjan, liczy się przede wszystkim reputacja. Chcemy być postrzegani jako solidny i przewidywalny dostawca surowców energetycznych dla Europy. To sprawa honoru. Uczynimy wszystko, co konieczne, by zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne naszych partnerów w UE. I właśnie w takim kontekście należy rozważać projekt gazociągu północnoeuropejskiego, który zamierzamy poprowadzić przez Bałtyk. Chcemy raz na zawsze uniknąć kłopotów z tranzytem. Co więcej, upatrujemy w tym szansy na uzyskanie bezpośredniego dostępu do niemieckiego systemu gospodarczego. A ponieważ Niemcy i ich gospodarka stanowią lokomotywę integracji europejskiej, spodziewamy się także ściślejszego zespolenia z systemem gospodarczym UE. Nie jest dziełem przypadku, że zainteresowanie projektem gazociągu północnego okazuje również Bruksela, Haga oraz inne stolice europejskie. W planach przewidziano też poprowadzenie odgałęzienia gazociągu do obwodu kaliningradzkiego. Tym samym za jednym zamachem rozwiążemy masę problemów, bardzo przy tym zwiększając energetyczną stabilność Europy. Uważam, że właśnie takie projekty jak gazociąg północnoeuropejski - może nawet bardziej niż ratyfikacja Karty - zagwarantują bezpieczeństwo energetyczne na kontynencie europejskim.

Po nieudanych referendach konstytucyjnych we Francji i Holandii UE weszła w stadium poważnego kryzysu. Jaką postawę przyjęła wobec tego kryzysu Rosja? Jakie wyciąga wnioski?

W wyniku rozszerzenia, które dokonało się może nazbyt pośpiesznie, UE bez wątpienia przekroczyła pewien krytyczny moment. Jednak powszechnie wiadomo, że Wspólnoty Europejskie rozwijały się dzięki pokonywaniu kolejnych kryzysów. Jeśli chodzi o Rosję, chcę podkreślić, że wśród poważnych ekspertów, dziennikarzy czy polityków w Federacji Rosyjskiej trudno byłoby wskazać kogokolwiek, komu kłopoty UE dały powód do złośliwej satysfakcji. Unikamy ocen, starając się skoncentrować na zrozumieniu, co się właściwie stało. Unia jest przecież naszym głównym partnerem gospodarczym.


















































Reklama

p



*Siergiej Jastrzembski, dr nauk historycznych, specjalista w dziedzinie prawa międzynarodowego. Wywodzi się z rodziny powstańca styczniowego zesłanego na Syberię w 1864 roku. W latach 1991-93 kierował Departamentem Informacji w MSZ Rosji, 1993-96 był ambasadorem Rosji w Republice Słowackiej. Od 1996 roku pracuje w administracji prezydenta FR. Pełnił m.in. funkcję sekretarza prasowego, zastępcy szefa administracji oraz szefa Wydziału Informacyjnego. Obecnie jest specjalnym wysłannikiem prezydenta FR ds. rozwoju stosunków z UE.

Reklama