Czy do pracy w najbardziej niebezpiecznej kopalni w kraju posłano ludzi kompletnie do tego nieprzygotowanych? Choć wyniki kontroli po tragicznym wybuchu metanu w "Halembie" poznamy najwcześniej za kilka tygodni, to już pojawiają się niepokojące sygnały, że tak właśnie było. Większość z uwięzionych 1030 metrów pod ziemią górników to pracownicy prywatnej firmy MARD.

Okazuje się, że właściciele takich przedsiębiorstw często oszczędzają na szkoleniach dla pracowników. W raporcie Wyższego Urzędu Górniczego widać to czarno na białym. Tylko od stycznia do września inspektorzy, którzy kontrolują kopalnie, przyłapali ponad tysiąc takich niedouczonych pracowników prywatnych firm. "Często kontroler podchodził do takiego człowieka, a on nie miał o kopalni zielonego pojęcia. Ani o tym, na czym polega ich praca" - wyjaśnia dziennikowi.pl rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego Danuta Olejniczak-Milian.

Najbardziej bulwersujące jest to, że w takich sytuacjach karani są nie właściciele firm, a pracownicy, których nie przeszkolono. To oni dostają mandat, a czasem nawet są zawieszani w wykonywaniu obowiązków aż na dwa lata!

Szef firmy MARD zarzeka się jednak, że u niego nie oszczędza się na szkoleniach. "U nas pracownicy przechodzą wszystkie odpowiednie kursy. Tak było też w przypadku górników z <Halemby>. To wspaniali i doświadczeni w zawodzie ludzie. Chce mi się płakać na samą myśl o tym, co ich spotkało" - mówi dziennikowi.pl Marian Długosz.

Podkreśla jednocześnie, że jego pracownicy uwięzieni w kopalni byli zatrudnieni na umowę o pracę i należą się im i ich rodzinom świadczenia górnicze. Czy właściciel firmy mówi prawdę? To wykaże dopiero kontrola Wyższego Urzędu Grniczego.