Po pierwsze jestem mamą:
16-letniej Marysi, 14-letniego Michała, 8-letniego Franka i 6-letniego Jasia, a od czterech miesięcy małej Magdy. Równocześnie przeżywam problemy dorastającej licealistki, okres buntu gimnazjalisty, problemy z ortografią w szkole podstawowej, fascynację czytaniem w zerówce, wreszcie pierwsze uśmiechy i gaworzenie malucha. Skala problemów dziecięcych jest tak duża jak skala wieku, z drugiej jednak strony skala tej radości jest pięciokrotna.

W tym roku każde z dzieci chodzi do innej placówki wychowawczej - począwszy od przedszkola, skończywszy na liceum. Jedynie Magdusia zostaje w domu z nianią. Ponieważ mieszkamy na obrzeżach miasta, dojazd do szkół w centrum zajmuje co najmniej 25 minut. Dodatkowym utrudnieniem jest bardzo różny grafik lekcji i zajęć pozaszkolnych. Czasami myślę, że moja główna praca to bycie ich kierowcą. Bez względu na wiek każde z dzieci potrzebuje czasami mieć mamę na wyłącznoś. Cały problem w tym, jak obdzielić ich tym czasem i nie przegapić momentu, gdy go naprawdę potrzebują.

Po drugie jestem adwokatem:
Od 12 lat pracuję. Wykonuję wolny zawód, a więc sama sobie organizuję czas pracy, co sprowadza się do tego, że jestem w pracy w zasadzie cały czas, jeśli nie fizycznie, to myślami. I te nieustające telefony. Trudno jest też samej sobie udzielić urlopu, trzeba przecież zorganizować zastępstwo. Kiedy chorują dzieci albo ja sama, i mimo to nie mogę zostać w domu, z zazdrością myślę o innych, którzy są zatrudnieni u kogoś na etacie i po prostu biorą zwolnienie lekarskie. Nie zawsze można przecież odroczyć rozprawę w sądzie czy przełożyć spotkanie, bo dla klientów ich sprawa jest zawsze najważniejsza. Poza tym zaufali mi, powierzając swoje problemy.

Szczęśliwie żadna ciąża nie przeszkadzała mi w pracy, do ostatniego dnia wykonywałam wszystkie obowiązki i mogę powiedzieć, że lubię ten stan. Podczas któregoś porodu zapomniałam wyłączyć komórkę. Zadzwoniła, odebrał mąż i na pytanie, czy można rozmawiać z panią mecenas, odpowiedział, że teraz nie, bo żona właśnie rodzi.

Kiedy Magda miała dwa tygodnie, w przerwach między karmieniem pisałam, dzwoniłam, spotykałam się z klientami. Po dwóch miesiącach nie wytrzymałam i pobiegłam do sądu. Teraz pracuję codziennie, z przerwami na powrót do domu i karmienie. Czasem uda mi się jeszcze wyjść na spacer.

Po trzecie jestem pracodawcą:

W mojej kancelarii zatrudniam kilka młodych osób. Zależy mi, by pracownicy i aplikanci mieli rodzinę i dzieci. Mając sama tak liczną rodzinę, byłabym nie w porządku w stosunku do innych, nie przekonując ich do tego, co najważniejsze. Więc naprawdę cieszę się każdą wiadomością o następnych dzieciach. W tym roku obie sekretarki są w ciąży, a trzecia jest na urlopie wychowawczym.

Można więc i warto być pracującą mamą. Nie jest to łatwe, ale trzeba próbować. Muszę też wspomnieć o pomocy bliskich osób: o mężu, niani, dziadkach i babciach, o całej rodzinie, a także o moich współpracownikach i kolegach. Bez życzliwości i wsparcia tych osób nie byłoby szczęśliwej pracującej mamy.















Reklama