Tato był szalenie lubianym człowiekiem. Od momentu informacji o jego śmierci, wciąż dzwoni mi telefon. Rozmawiam z osobami, których nie słyszałam całe lata. Z przyjaciółmi z czasów licealnych i studenckich... Tato zmarł w piątek w szpitalu. Po długiej i ciężkiej chorobie. Całe lata cierpiał na niewydolność serca.
Był ulubieńcem Pana Boga i już wiele razy wychodził z zakrętów tak bardzo trudnych, że ciągle nam się wydawało, iż z tego kolejnego też uda mu się wyjść. Niestety.
To był wspaniały człowiek. Miał wielką mądrość życiową i bardzo dużo dał mnie i mojej rodzinie. Gdy tylko się urodziłam w 1956 roku, wyjechał na wojskową misję pokojową do Korei. Jako malutka dziewczynka właściwie go nie znałam. Nie rozpoznałam go, gdy wrócił. Mną i moimi siostrami zajmowała się mama. Miała trójkę dzieci, więc dom był dla niej najważniejszy. Prowadzała nas na zajęcia: balet, chór, harcerstwo. Tata był zawsze taki zabiegany... Dopiero po śmierci mamy stał się dla nas szalenie bliski. Bardzo kochany, bardzo lubiany przez nasze dzieci, a jego wnuki...
Gdy byłam starsza, tato odszedł z wojska i został nauczycielem Przysposobienia Obronnego w IX LO w Gdańsku, gdzie się uczyłam. Musiał zmienić pracę właśnie ze względu na stan zdrowia. Prawie 40 lat temu przeszedł bardzo bardzo poważną operację serca. Niewiele osób w ogóle decydowało się na taką operację, bo to był zabieg na otwartym sercu. Profesor, leczący tatę, powiedział wtedy do mojej mamy, która miała trzy małe dziewczyneczki, że jej mąż przeżyje jeszcze maksymalnie pięć lat. Na szczęście mijały lata i tata, mimo że był taki schorowany i obolały, mógł stale z nami być.
Gdy odeszła moja mama, tato doszedł do wniosku, że musi ją nam zastąpić. Gotował, piekł, zapraszał nasze dzieciaki. Miał takie świetne poczucie humoru. Staram się przejść ten ciężki czas, przypominając sobie, jak tata opowiadał o różnych sprawach. Miał takie fajne powiedzonka kresowe...
Oglądał Olę w "Tańcu z gwiazdami”. Kibicował jej bardzo. Robił komentarze. "Olusiu, ty nie możesz w takiej koszmarnej sukni ciotkowatej tańczyć!" – mówił. "Ja wiem, po kim ty tak tańczysz, po dziadku" – śmiał się. A miał przecież prawie 80 lat. Rzeczywiście bardzo dobrze radził sobie na parkiecie. W młodości, przy okazji studniówek, czy na balu maturalnym tańczył ze mną i siostrami. Bardzo chętnie tańczyłam z moim tatą.
Z tych moich studenckich czasów przypominam sobie też, jak tato poznał mojego męża. Byłam wtedy na czwartym roku studiów. Mój mąż miał bardzo pod górkę. Wcześniej przez kilka lat miałam innego chłopaka. Ale on był za spokojny... Mamie łatwiej było zaakceptować mój wybór. Tata patrzył natomiast na mojego przyszłego męża z dystansem. Bo poprzedni chłopak był inny... Pomagał w pracach domowych, trzepał dywany. A ten nowy stale był zajęty, miał mało czasu, działał. Więc nie miał z tatą łatwo. Ale to się szybko zmieniło. Tato już zawsze mówił potem o nim "synku”.
Ostatnio coraz częściej bywałam w Gdańsku. Jak dowiadywałam się, że tata jest w marnej formie, to natychmiast wsiadałam w pociąg, czy też samochód i jechałam. Bo sprawy rodzinne były dla nas zawsze najważniejsze. Przecież mieliśmy tylko jednego naszego tatę. Moja mama zmarła w 1990 roku. Miesiąc później zmarł mój wspaniały teść, a potem przeukochana teściowa.
Ale tato był ważny nie tylko dla nas. To był prawdziwy patriota. Człowiek z Kresów, z Wołynia, który przeszedł dramaty. Ja mówiłam niejednokrotnie, że my mamy swoje własne Jedwabne. Bo na Wołyniu rodzina taty została wymordowana. Spalona w stodole, tak jak w Jedwabnem. Zginęło wtedy 300 osób. Tato robił wszystko, żeby powstał tam pomnik upamiętniający te mordy. Przez całe lata pisał w tej sprawie do różnych instytucji. Tak więc dla nas największą satysfakcją było uczestniczenie w 2004 roku w odsłonięciu pomnika dla pomordowanych Polaków w obecności władz Ukrainy.
Mój ojciec był świetnym łącznikiem, pomostem dla bardzo, bardzo wielu osób rozsianych po całym świecie. Prowadził niezwykłą korepondencję z różnymi ludźmi. Wiele osób odnalazło się przeszło 50 lat po ukończeniu wojny dzięki tym listom. Podziwiałam go za to. Był szalenie kochany. Był przy tym szalenie skromny.
Wszyscy bardzo go lubili. Nasi współpracownicy. I sekretarki moje, i męża... Z ogromną przyjemnością słyszę, że wiele osób, które go znały, chce przyjechać na pogrzeb. Odbędzie się na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Tato zostanie tam pochowany obok mamy. W takim kwartale, gdzie leżą same dzieci. Przyjedzie cała rodzina. Ale nie potrafię sobie jeszcze tego wyobrazić. W ogóle tato odgrywał tak wielką rolę w naszym życiu, że nie bardzo potrafimy sobie wyobrazić świat bez niego.