Na początku kwietnia do Artura G. przyszła 65-letnia kobieta z silnymi bólami brzucha. Jednak wybrała się do lekarza za wcześnie, bo ośrodek był jeszcze zamknięty. Ale był już tam 40-letni lekarz, który zajął się chorą. Mąż pacjentki dał mu za to 20 złotych. Medyk nie odmówił ich przyjęcia.

Innym razem o pomoc tego lekarza poprosiła matka 21-latka, który skręcił sobie rękę. Zabrała ze sobą trzy kilogramy wieprzowiny, bo bała się, że Artur G. ich nie przyjmie. Nie był bowiem lekarzem rodzinnym jej syna. Ale medyk przyjął pacjenta. Mięso również.

Lekarz nie przyznał się do winy. Tłumaczył, że pacjenci sami zostawiają mu w gabinecie prezenty, takie jak słodycze, owoce, czy warzywa. A teraz może za to pójść do więzienia na osiem lat.