W poniedziałek Zbigniew Religa wrócił z działki, gdzie dochodził do siebie po operacji usunięcia guza płuc. Wczoraj rano wyruszył do ministerstwa, żeby spotkać się ze swymi współpracownikami. Około godziny 14 przyjechał do szpitala na Płockiej. Miał umówioną konsultację, by omówić najważniejsze w jego życiu wyniki badań.

Reklama

Religa po operacji wyraźnie schudł i zmarniał. Nawet schludny garnitur nie był w stanie ukryć, że choroba mocno nadwyrężyła jego siły. Niestety, koledzy po fachu nie mieli dla niego dobrych wieści. Po badaniu komórek guza, którego ministrowi wycięto wraz z połową lewego płuca, okazało się, że jego walka o zdrowie może być naprawdę trudna. Spotkanie z lekarzami prowadzącymi Religę trwały dobrą godzinę.

Po zakończeniu spotkania minister rozmawiał jeszcze długo z kolegami na korytarzu. "Trzymaj się" - dodawał mu otuchy chirurg Tadeusz Orłowski, odprowadzając ministra zdrowia do wyjścia. To właśnie on operował 31 maja Zbigniewa Religę. "Jeszcze raz dziękuję wam za wszystko" - odpowiadał zadumany pacjent.

"Mam złośliwą odmianę nowotworu" - taką dramatyczną informację przekazał "Faktowi" tuż po rozmowie z doktorami. "Nie ma wskazań dla radioterapii, bo guz usunięto w całości, ale w ciągu dwóch tygodni muszę się zdecydować, czy podjąć chemioterapię" - wyjaśniał.
Dlaczego waha się, czy kontynuować onkologiczne leczenie? "Bo taka forma leczenia może poprawić mój stan zdrowia tylko o jakieś 5 proc., a nie trzeba nikomu tłumaczyć, że wpływ chemii na organizm jest ogromny. Ona nie tylko osłabia, ale może doprowadzić nawet do śmierci" - tłumaczy profesor.

Reklama

Nowotwory płuc są niezwykle groźne. Jeśli rozwijają się w jednym płacie płuca albo w jednym płucu, usuwa się je operacyjnie. Jeśli ognisk nowotworowych jest więcej, pacjenci praktycznie nie mają szans na przeżycie. Religa ma wycięty spory kawałek płuca. Dla swego bezpieczeństwa powinien więc zgodzić się na chemię.

Lekarze zajmujący się profesorem Religą, czyli Tadeusz Orłowski i Kazimierz Roszkowski, są od wczoraj bardzo małomówni. Nie chcą oceniać szans swego pacjenta na całkowitą wygraną z rakiem. "Każde leczenie podejmuje się po to, żeby pacjent wyzdrowiał" - mówi sucho prof. Orłowski z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. "Tylko od pacjenta zależy, czy zgodzi się na proponowaną przez lekarzy terapię" - wyjaśnia. Religa, który przed operacją mówił, że ma 95 procent szans na wyzdrowienie, nie chce już prognozować.

Zapewnia jednak, że nie zamierza łatwo się poddawać. Nawet jeżeli zdecyduje się na wyniszczającą organizm chemioterapię - nie zrezygnuje ze stanowiska ministra zdrowia. "Gdybym teraz ustąpił, moja misja byłaby kompletnie bez sensu" - tłumaczy. "Mam jeszcze sporo reform do przeprowadzenia" - mówi. "Nie chodzi tylko o ustalenie koszyka gwarantowanych usług, ale o poprawienie sytuacji całej służby zdrowia" - dodaje.

Reklama

Decyzję o dalszym przebiegu leczenia światowej sławy kardiochirurg ma podjąć w dwa tygodnie. Ewentualna chemioterapia nie będzie oznaczała jednak, że położy się w szpitalu. "To leczenie polega na zastrzykach dożylnych aplikowanych co dwa tygodnie. Nie ma więc potrzeby hospitalizacji" - wyjaśnia Religa. "Będziemy musieli razem zastanowić się nad dalszą formą leczenia" - dodaje wspierająca go w ciężkich chwilach żona Anna. "Mąż miał bardzo inwazyjny zabieg, musimy rozważyć, czy chemia jest po prostu niezbędna" - dodaje strapiona.

Religa w swojej ciężkiej sytuacji stara się nie tracić optymizmu i dostrzegać dobre strony swojej choroby. "Mam nadzieję, że mój przypadek uzmysłowi ludziom, jak ważne są badania profilaktyczne i prowadzenie zdrowego trybu życia" - przekonuje. I rzeczywiście - jego pojawienie się w szpitalu przy Płockiej wywołało spore poruszenie. Niektórzy z pacjentów, pozdrawiając i pocieszając ministra, deklarowali: koniec z paleniem.

Wprost ze szpitala profesor udał się do jednego z największych w Warszawie sklepów wędkarskich. Spędził w nim dobre 20 minut. Minister Religa prawdopodobnie właśnie na rybach będzie szukał ukojenia i zbierał siły do dalszej walki ze śmiertelną chorobą. Do 29 czerwca ma wolne i będzie przebywał na zwolnieniu lekarskim. Do tego czasu powinno się rozstrzygnąć, czy zdecyduje się na chemioterapię.