W sobotę po południu kilkuset aktywistów zablokowało jedną z głównych "przelotówek" Brukseli, czyli Rue Belliard, w pobliżu której mieszczą się siedziby instytucji unijnych, w tym Parlament Europejski, Komitet Regionów czy Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny. W instytucjach unijnych akurat w sobotę odbywały się dni otwarte z okazji przypadającego 9 maja Dnia Europy.

Reklama

Czego domagali się protestujący?

Protestujący domagali się zaprzestania przez UE subsydiowania paliw kopalnych oraz wdrożenia krajowych planów na rzecz klimatu. Według demonstrantów utorowałoby to drogę do dobrze prosperującej gospodarki wolnej od paliw kopalnych, która chroniłaby zarówno ludzi, jak i ekosystem.

Rządy europejskie wydają łącznie co najmniej 405 miliardów euro rocznie na dotacje dla dużych firm zajmujących się paliwami kopalnymi. To dziesięć razy więcej, niż wydaje się na politykę klimatyczną. Sama Belgia wydała od 12,9 mld do 20 mld euro na dotacje do paliw kopalnych w 2020 roku. To 2,4 proc. belgijskiego PKB - powiedziała w oświadczeniu rzeczniczka grupy Bertina Maes.

Policja użyła armatek wodnych

Brukselska policja nakazała protestującym odblokowanie Rue Belliard i przeniesienie demonstracji na pobliski skwer. Część zgromadzonych posłuchała, na miejscu jednak nadal pozostało 60 aktywistów. Wobec opornych policja miała użyć m.in. armatek wodnych; 60 osób trafiło do aresztu.

Organizatorzy protestu zarzucili służbom użycie "nieproporcjonalnej przemocy" i wytknęli brukselskiej policji m.in. to, że pokojowo protestujący otoczeni zostali przez funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku bojowym. W tłumie utknąć miały również osoby postronne wychodzące z instytucji UE.

"Zgromadzenie (...) podczas dni otwartych UE w tak zwanej dzielnicy europejskiej doprowadziło do bezprecedensowej reakcji belgijskiej policji" - napisało Extinction Rebellion w oświadczeniu. Organizacja wezwała policję do powściągliwości i poszanowanie prawa do pokojowych protestów.