Żołnierze: Jesteśmy na wojnie

Afgańska misja jest najtrudniejszym sprawdzianem dla naszych żołnierzy od czasów II wojny światowej. Tu za każdym zakrętem czyha na nich mina, za węgłem - przeciwnik uzbrojony w kałasznikowa, a nadchodzący cywil z dzbankiem wody może okazać się terrorystą-samobójcą.

Reklama

Jak unikać tego typu zasadzek? Tego od kilkunastu tygodni uczyli naszych żołnierzy Amerykanie. Do dzisiaj. Od północy nasi żołnierze muszą radzić sobie sami.

A to oznacza, że poranny patrol, który o 4.20 wyjeżdża z jednej z naszych baz - w Kabulu, Ghazni, Wazi Khwa, Gardez czy Sharanie, od teraz będzie całkowicie samodzielny. Jak co dzień strzelcy pokładowi zamontują karabiny maszynowe i granatniki w wieżyczkach. Dowódcy po raz ostatni sprawdzają punkty na mapach. Niektórzy jeszcze będą dojadać śniadania. Później krótki okrzyk dowódcy i wszyscy spotkają się na ostatniej odprawie przed wyjazdem.

Reklama

Żołnierze będą patrolować określone trasy, kontrolować drogi, budynki, szukać terrorystów i polować na bandytów - ale nie tylko. Będą też zadania, które zupełnie nie kojarzą się ze służbą w armii. Wojskowi będą spotkać się z przedstawicielami miejscowej ludności.

Bardzo często nasi żołnierze są dla nich ostatnią deską ratunku. Tak było w przypadku 12-letniej dziewczynki, którą nasi lekarze uratowali od kalectwa. Tak było z budynkiem szkoły, który został wyremontowany przez naszych żołnierzy, czy też z kilkoma studniami, które udało się oczyścić. Pełne ręce roboty mają lekarze w polowych szpitalach, którzy pomagają miejscowym.

Trzeba mieć oczy naokoło głowy

Reklama

Patrole ochraniają również transporty z wojskowymi i cywilnymi dostawami. Tu trzeba być czujnym - dla uzbrojonych band każda ciężarówka to łakomy kąsek. Terroryści starają się zatrzymać samochody, detonując ukryte przy drogach własnoręcznie wykonane miny lub odpalając pociski z prostych wyrzutni rakietowych. Kiedy uda im się uszkodzić pojazd i konwój staje, zaczynają strzelać.

Właśnie dlatego wszystkie nasze hummery zostały dodatkowo opancerzone. A trzeba wiedzieć, że jazda tym pojazdem, który ma jeszcze nadliczbowe uzbrojenie, nie należy do przyjemnych. Trzeba dużo siły, żeby zamknąć ważące 100 kilogramów drzwi. W środku podczas jazdy telepie niesamowicie, nie jest też najwygodniej.

Przez cały czas wieża pojazdu z karabinem maszynowym co chwila obraca się to w lewo, to w prawo, a strzelec wypatruje wroga. On ma najgorzej ze wszystkich - bo to właśnie w niego najpierw celują wrogowie. Jeśli zaś coś stanie się z autem, to właśnie on musi pokonać najdłuższą i najmniej wygodną drogę do wyjścia.

Ale będzie lepiej. Lada dzień hummery dostaną wsparcie. Gdy tylko technicy skończą montować dodatkowe opancerzenie, do akcji wkroczą transportery opancerzone Rosomak.

Wróg czai się wszędzie

Żołnierze są czujni. Muszą zwracać uwagę na wszystko - na śmieci porzucone wzdłuż drogi, nienaturalne przeszkody lub pojazdy, które próbują podjechać do kolumny.

Zawsze po kilku kilometrach drogi zarządzany jest postój. Niczym na filmach o Indianach, pojazdy ustawiają się w kółku - po to, żeby wzajemnie chronić się przed ogniem przeciwnika.

Patrol ma oczywiście cały czas radiowy kontakt z bazą. Tylko tak może sobie zapewnić wsparcie w razie kłopotów. Jeśli sytuacja będzie naprawdę trudna, zawsze można poprosić o pomoc Amerykanów. Bo - choć może to brzmieć dziwnie - właśnie oni mogą pomóc szybciej niż posiłki z naszej bazy. Wszystko dlatego, że mają Black Hawki, a przynajmniej na razie w Afganistanie nie ma naszych śmigłowców.

To jednak nie koniec braków, z jakimi boryka się nasza armia w Afganistanie. Brakuje automatycznych granatników, niezastąpionych w górskich warunkach. Najpierw miał je dostarczyć krajowy przemysł. Zakłady obiecywały, że je wyprodukują, ale na tym się na razie skończyło. Najprawdopodobniej MON kupi potrzebny sprzęt w trybie pilnym aż w Singapurze.

Polski kontyngent wojskowy w Afganistanie to 1161 żołnierzy z 18. batalionu desantowo-szturmowego z Bielska-Białej, 17. Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza, 10. Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa, 25. Brygady Kawalerii Powietrznej, 1. Pułku Specjalnego Komandosów z Lublińca, 1. Pomorskiej Brygady Logistycznej, grupy ds. Współpracy Cywilno-Wojskowej, Centralnej Grupy Działań Psychologicznych i Żandarmerii Wojskowej.

Według MON, misja w Afganistanie będzie kosztować 300 mln zł, z tego 170 mln zł pójdzie na bieżące wydatki, np. wyżywienie czy żołd, a 130 mln zł na zakup sprzętu i wyposażenia.