Protestujących w stolicy pracowników służby zdrowia zebrało się - według policji - ponad cztery tysiące. Medycy twierdzą, że jest ich nawet 20 tysięcy, ale to gruba przesada.

Demonstrantów przywitała nawałnica. W strugach deszczu manifestanci zasłonięci parasolami nieśli związkowe flagi, plakaty z nazwami województw, które reprezentują, budziki i gwizdki. Na transparentach hasła: "Powolna śmierć polskiej pielęgniarki", "Chorujcie, dokąd jesteśmy", "Bądźcie zdrowi, wyjeżdżamy", "Rząd sam się wyżywi, ale czy sam się wyleczy".

Manifestanci w drodze przed Sejm zatrzymali się na chwilę przed Pałacem Prezydenckim. Skandowali: "Chcemy pracować, a nie emigrować!". Gdy dotarli na Wiejską, rozpogodziło się. Ale to jedyna dla nich dobra wiadomość, bo nikt z posłów nie wyszedł im na spotkanie. Nie było ani marszałka, ani wicemarszałków.

Potem przeszli przed kancelarię premiera. Tu zastopowały ich kordony uzbrojonych policjantów. Gdy demonstranci zaczęli skandować hasła i hałasować gwizdkami i bębenkami, policja wezwała do zachowania spokoju. Teraz manifestacja zmieniła się w piknik. Ale wciąż medycy blokują teren wokół kancelarii premiera.

Przewodniczący związku lekarzy Krzysztof Bukiel zapowiedział, że manifestanci czekają teraz na spotkanie z premierem lub wicepremierem Gosiewskim. "Będzie czekać do skutku" - dodał.

Związkowcy przypominają, że wciąż nie ma rozmów z rządem o podwyżkach i reformie całego systemu. Demonstrację przygotował Związek Pielęgniarek i Położnych. Jego szefowa, Dorota Gardias, tłumaczy, że chcą w ten sposób pokazać, że są naprawdę zdeterminowane, żeby walczyć o podwyżki i systemowe zmiany w służbie zdrowia.









Pielęgniarki poparli lekarze, którzy strajkują już od miesiąca. Oni również żądają podwyżek. Szef Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł martwi się, że rząd nie rozmawia z protestującymi medykami. Dlatego tą demonstracją lekarze chcą przypomnieć o sobie.

I chyba im się to uda, bo wiceminister zdrowia Bolesław Piecha obiecał wczoraj, że jeszcze w tym tygodniu resort znowu usiądzie do rozmów. Ale zaraz przypomniał, że w budżecie nie ma pieniędzy na tak wysokie podwyżki, jakich chcą lekarze.