Z informacji operacyjnych policji wynika, że w Polsce 50-70 proc. stadionowych chuliganów jest powiązanych z grupami przestępczymi. "Gangi chętnie rekrutują chuliganów jako tzw. silnorękich. Młodzi, napakowani i brutalni bandyci przydają się, gdy trzeba postraszyć nie płacących haraczy lub w czasie spotkań z konkurencyjnymi bandami" - tłumaczy oficer Komendy Głównej Policji.

Reklama

Chuligani przechodzą regularne szkolenia bojowe, m.in. pod okiem policjantów. "Wprost" ustalił, że członkowie chuligańskiej bojówki "Teddy Boys" ćwiczyli sztuki walki pod okiem byłego antyterrorysty. Funkcjonariusz szkolił bandytów już cztery miesiące po zwolnieniu z policji. "Pseudokibice nawet nie kryli, że nowe umiejętności są im potrzebne podczas zadym. Ten sam policjant ćwiczył też zresztą znanego pruszkowskiego gangstera o pseudonimie Sproket" - twierdzi informator tygodnika. Wielu z szalikowców to niżsi rangą członkowie gangów.

Taktyki ataków stadionowi bandyci uczą się także od kolegów z "miasta". Przed kilkunastoma miesiącami w stolicy trwała wojna bojówek Polonii i Legii. Chuligani zachowywali się jak rasowi gangsterzy. "Potrafili śledzić przeciwnika przez kilka tygodni i w dogodnej sytuacji porwać go z ulicy. Wrzucali ofiarę do samochodu, przewozili do meliny i tam godzinami torturowali. Szalikowcy wywozili oponentów do lasu, gdzie biciem wymuszali adresy innych znienawidzonych chuliganów" - opowiada warszawski policjant.

W niektórych częściach kraju prokuratorzy traktują stadionowych chuliganów jak członków gangu. Na taki pomysł wpadli we wrześniu 2005 roku śledczy na Śląsku. Uznali, że skoro chuligani organizują swoje zadymy, przygotowując broń i narkotyki, podlegają pod artykuł kodeksu karnego dotyczący działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Grozi za to do pięciu lat więzienia.

Reklama