Radłów to niewielka gmina. Dziewięć sołectw, blisko pięć tysięcy mieszkańców. W lipcu wsie wyglądają jednak na opuszczone.
"Ludzie pojechali do Niemiec. Jedni na zarobek, inni na urlopy. Pewnie połowy mieszkańców nie ma teraz w domach" - szacuje Jacek Krzak, radny gminy. Niemieckie korzenie w Radłowie ma zdecydowana większość mieszkańców. Przyznaje się do nich 90 proc. Przez 660 lat gmina leżała w granicach Niemiec. Dziś dzieci już w przedszkolu uczą się niemieckiego. W miejscowych podstawówkach to drugi język ojczysty.

Reklama

Rdzenni Polacy żyją tutaj w mniejszości. W cieniu Niemców. "W radzie mamy tylko trzy głosy. Trudno nam cokolwiek przeforsować. Ale w życiu codziennym nie ma między nami żadnych różnic. Dogadujemy się" - przekonuje Krzak. Uchwałę o tym, żeby miejscowościom przywrócić również niemieckie nazwy, podjęła rada gminy jeszcze w ubiegłej kadencji. Jednogłośnie.

"Przeprowadziliśmy też konsultację z mieszkańcami. Ludzie mieli potrzebę wprowadzenia niemieckich nazw. To nasz gest w stosunku do historii Śląska, historii tych ziem" - tłumaczy Włodzimierz Kierat, wójt gminy. Reinhold Kotwic z Ligoty z pochodzenia jest Niemcem. Języka polskiego zaczął się uczyć dopiero po wojnie, gdy miał osiem lat. Musiał, bo posługiwania się niemieckim zabroniły władze komunistyczne. Dziś cieszy się, że Radłów będzie nosił też niemiecką nazwę.

"Jesteśmy autochtonami. W całej Europie tacy jak my mają prawo do zachowania swoich korzeni, do manifestowania swojej odmienności. My też jesteśmy inni, też chcemy mieć takie same prawo" -mówi DZIENNIKOWI Kotwic i wyciąga mapę Śląska z 1561 roku. Na niej dzisiejszy Psurów, Ligota i Sternalice to Psurow, Ellguth, Sternalitz. Bernard Kus, orędownik wprowadzenia niemieckich nazw w Radłowie, mieszkaniec Psurowa, przekonuje, że dla wielu mieszkańców podwójne nazwy będą miały symboliczne znaczenie. "To będzie widoczny znak historii, znak naszej tożsamości. Przecież to my żyjemy tutaj od pokoleń, dlaczego mielibyśmy rezygnować z naszych korzeni?" - mówi Kus.

Reklama

Ale właśnie z powodu dzielenia mieszkańców we wsiach, które mają mieć teraz podwójne nazwy, czuć pewien niepokój. Choć oficjalnie mieszkańcy tego nie mówią, boją się, że niemieckie tablice będą zarzewiem konfliktu między Niemcami i Polakami. "Możemy niestety znaleźć się na ustach całej Polski, i to w tym złym znaczeniu" - przyznaje Włodzimierz Kierat, wójt Radłowa. "Żeby tylko nie wróciły czasy, kiedy za moją matką, za to, że pomagała Polakom, inni Niemcy krzyczeli <nie jesteś niemiecką matką, tylko polską świnią>" - mówi jedna z mieszkanek Radłowa.

Miasteczko dostało pozwolenie na używanie tzw. historycznych nazw stosowanych jeszcze przed drugą wojną światową, jednak nadanych nie później niż w 1936 roku. Wieś Kościeliska będzie nosiła nazwę Kostellitz, Radłów to Radlau, a wieś Biskupska to Friedrichswille. Na zgodę MSWiA czeka jeszcze 14 gmin z Opolszczyzny, które również chciałyby używać dwujęzycznych nazw. Taka możliwość istnieje w Polsce od 2005 roku dzięki ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym. Używanie dwujęzycznych nazw miejscowości, w których 20 procent mieszkańców to mniejszość etniczna, należy do europejskich standardów.