Jak można zrobić taką krzywdę wiernemu psu?! Jak można być tak obojętnym na cierpienie zwierzęcia, którym opiekowało się przez 5 lat?! - pyta "Fakt".
Człowiek bez serca oddał psiaka do schroniska w Sochaczewie. Był pewien, że zwierzak nigdy nie dotrze z powrotem do domu. Jakże się mylił! Szarik nic nie jadł, całymi dniami wypatrywał pana.

Reklama

Wreszcie umknął z boksu i ruszył w 500-kilometrową drogę do domu. Zwierzak biegł polnymi dróżkami, dreptał przez lasy, kilka razy zawitał do miasteczek. Szedł dniem i nocą. Głodny i zziębnięty. Wreszcie dotarł do Świnoujścia, miasta, w którym przez kilka lat mieszkał ze swym panem. Pies błąkał się w okolicach latarni morskiej, wysiadywał na plaży - pisze "Fakt".

"Gdy zauważyłem, że ma numerek przy obroży, wiedziałem że komuś się zgubił. Postanowiłem go złapać, bo z dnia na dzień mizerniał w oczach" - opowiada "Faktowi" pan Zenon Rasiński (40 lat), który wypatrzył czworonoga.

Pan Zenon zaczął szukać właściciela psa. Wtedy - dzięki danym na numerku - okazało się, że pies uciekł ze schroniska. Na jaw wyszła cała smutna prawda...
"Może ten człowiek zlituje się nad psiną i drgnie mu serce. Na razie ja opiekuję się Szarikiem. Ale on wciąż wypatruje swego pana" - mówi pan Zenon. I podaje telefon, pod który może zadzwonić właściciel Szarika: 091 321 61 39

Reklama