Dla 41-letniego Litwina pierwsza w życiu podróż zagraniczna zakończyła się pechowo. Saulius Marcinkevicius musiał z Niemiec do domu wracać pieszo.

Na zagraniczną wyprawę Litwin wybrał się do Niemiec na targi rolne w Hanowerze, na które pojechał autokarem z innymi rolnikami. Ale w drodze powrotnej koledzy zapomnieli o nim podczas postoju na stacji benzynowej i zostawili go pod Lipskiem.

Reklama

Pechowiec miał zaledwie 100 euro w kieszeni. Żeby kupić bilet na Litwę to za mało, więc postanowił wracać pieszo. Po drodze spał w lasach, jadł kradzione w sadach jabłka i pił wodę z kałuży.

Litwin nie zna żadnego języka obcego, nie mógł więc poprosić o pomoc. Kilkakrotnie zatrzymywała go policja, bo chodził po autostradzie, czego nie wolno robić. Ale puszczała go wolno, choć Litwini zawiadomili o zaginięciu rodaka Interpol.

Wędrówka skończyła się na polsko-niemieckim przejściu, dokąd Litwin dotarł po przejściu 200 kilometrach. Tam z pomocą tłumacza wszystko wyjaśnił, a później wrócił szczęśliwie do domu. Zabrał go tam jego rodak - kierowca ciężarówki.

Marcinkievicius powiedział dziennikowi "Lietuvos Rytas", że jego spacer był czymś w rodzaju sportu ekstremalnego. "Za taką przygodę inni ludzie płacą wielkie pieniądze" - podkreślił. Litwin, który w trakcie feralnych dziewięciu dni stracił na wadze 11 kilogramów, zarzeka się, że nigdy już nie wybierze się za granicę.