Gdy jutro w Krakowie prezydent elekt Bronisław Komorowski będzie ściskał dłoń prezydenta Litwy, na Polach Grunwaldzkich rycerze z chorągwi Władysława Jagiełły i wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena zaczną ostatnie przygotowania do walki. W sobotę wezmą udział w wielkiej inscenizacji bitwy z 1410 roku. Dokładnie w sześćsetną jej rocznicę.

Reklama

Za miecz chwyci ponad 2 tys. rycerzy. Każdy w rynsztunku wartym co najmniej 12 tys. zł. Ale w rekonstrukcji historycznej będą brali udział nie tylko rycerze. – Przyjedzie ponad 6 tysięcy osób, co trzeci będzie zza granicy – zapowiada Jacek Szymański, współorganizator inscenizacji, mistrz Bractwa Miecza i Kuszy. Pojawią się więc łucznicy, artylerzyści, członkowie grupy justycji, która zabezpiecza teren bitwy, czy tzw. pojki, czyli kobiety podające napoje rycerzom. Wszyscy w strojach z epoki. To właśnie oni nakręcają „rekonstrukcyjny” biznes.

– Bawią się już nie tylko biedni studenci i zapaleńcy bez grosza przy duszy, ale coraz częściej ludzie skłonni wydać na swoje hobby olbrzymie pieniądze – mówi Maciej Kotlarz, który 15 lat temu założył firmę Morion specjalizującą się w robieniu zbroi. Wtedy był jednym z pierwszych płatnerzy w tej branży. Dziś w całym kraju jest ich blisko 80. Firma Kotlarza miesięcznie wykonuje 2 – 3 zbroje. Zarabia na tym blisko 20 tys. zł. Najtańsza zbroja kosztuje u niego 5 tys. zł. Ale coraz częściej klienci życzą sobie rynsztunku ze złoceniami czy grawerowaniami. A takie cacko kosztuje już nawet grubo ponad 20 tys. zł.



A przecież na zbroi wydatki się nie kończą. Trzeba kupić dwa miecze – każdy po co najmniej 500 zł. Do tego odpowiednią bieliznę, dublet (bluza i spodnie) i szatę nawierzchnią. Wszystko z takich materiałów, jak wełna, jedwab, len. No i jeszcze buty za ok. 300 zł. – Żeby kupić podstawowy strój grunwaldzki, to bez dwóch tysięcy złotych nie ma sensu nawet zaczynać – mówi Jacek Szymański.

Reklama

Większość zapaleńców wydaje jednak o wiele więcej. A na ich pasji zarabiają nie tylko płatnerzy. Członkowie bractw rycerskich są klientami zakładów szewskich, pracowni ceramicznych, pracowni krawieckich specjalizujących się w historycznych strojach czy stolarzy. – Na rekonstrukcję trzeba przygotować namiot, wyposażyć go w mebelki z epoki, garnki, a nawet sztućce wzorowane na średniowiecznych oryginałach – opowiada Szymański. A to kolejne wydatki. Wprawdzie wielu członków historycznych grup takie przedmioty wykonuje własnoręcznie, ale coraz więcej osób decyduje się na pomoc fachowców. Samemu trudno bowiem wykonać kolczugę czy profesjonalny łuk.

Aż kilkaset takich łuków rocznie sprzedaje firma Łukbis z Jaworza Dolnego w woj. śląskim. Zdobioną broń i strzały można tu kupić za ok. 700 zł.
Firmom i rzemieślnikom koniunkturę w tym roku nakręciło 600-lecie bitwy pod Grunwaldem. Właściciele firm przyznają, że na ich wyroby w kolejkach ustawiali się nie tylko Polacy, ale też klienci zza granicy. – Ale teraz czeka nas posucha i znów trzeba będzie wrócić do sprzedawania kutych bram czy grilli – żali się jeden z płatnerzy.