Ziemi – nazywanej fachowo urobkiem – będzie mnóstwo, około 6 mln metrów sześciennych. Z tej ilości można by usypać 8 gór, z których każda odpowiadałaby kubaturą Pałacowi Kultury i Nauki w Warszawie.
Co można zrobić z tą ziemią? Gdyby potraktować ją jak ziemię ogrodniczą, można by ją rozplantować w każdym niemal miejscu – np. na trawnikach czy w lasach albo na polach ornych. Jednak wiadomo, że ziemia wykopywana w środku miasta zawiera gruz, złom, metalowe pręty, ale też może być skażona wyciekami z nieszczelnej miejskiej kanalizacji oraz tzw. plastyfikatorem, czyli środkiem chemicznym ułatwiającym kopanie. – Aby dowiedzieć się, czy ziemia jest odpadem niebezpiecznym, czy zostanie zaliczona jako neutralna dla środowiska, należy zrobić badania laboratoryjne – mówi w rozmowie z „DGP” Maria Suchy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie.
200 milionów za składowanie
Według informacji „DGP” takich badań też nie wykonano. A – jak twierdzą eksperci wynajęci przez Metro Warszawskie – segregacja i utylizacja wykopanej ziemi będzie kosztować minimum 200 mln zł. Im większa część urobku zostanie uznana za niebezpieczny odpad, tym droższe będzie jego zagospodarowanie.
Metro Warszawskie nadzorujące budowę oficjalnie twierdzi, że nie wie, gdzie trafi wykopana ziemia. – Wykonawca ma czas do 31 sierpnia na przedstawienie inwestorowi projektów budowlanych – twierdzi Paweł Siedlecki z działu rzecznika prasowego Metra.
Tymczasem już 27 lipca – z upoważnienia prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz – naczelnik wydziału architektury i budownictwa dla dzielnicy Wola zatwierdził projekt budowlany i wydał pierwsze pozwolenie na rozpoczęcie prac przy szybie startowym na rondzie Daszyńskiego. I to z klauzulą natychmiastowej wykonalności. O miejsce składowania ziemi nie pytał.
Unieważnienia tej właśnie decyzji chcą teraz ekolodzy. Z ich pisma wynika, że uważają, iż decyzja została wydana z naruszeniem prawa oraz może mieć olbrzymie i nieodwracalne skutki dla środowiska. – Już ziemia z pierwszej linii metra została rozsypana podWarszawą. Ale wtedy jeszcze nie obowiązywały nas przepisy unijne. Ekolodzy boją się, że teraz może się stać to samo, a problem skażonej ziemi zostanie zrzucony na podwykonawców, którzy będą musieli ją gdzieś „upchnąć”.
Zarówno Metro Warszawskie, jak i wykonawca mają obowiązek precyzyjnie określić, dokąd trafi urobek. Już w decyzjach z 2007 r., dotyczących środowiskowych uwarunkowań zgody na budowę II linii metra, zawarta jest klauzula, że wykonawca na 30 dni przed rozpoczęciem robót powinien złożyć informację o wytwarzanych odpadach i sposobie gospodarowania nimi, a także ustalić trasy wywozu ziemi.
Tych informacji nie ma jednak w projekcie budowlanym zatwierdzonym w pierwszym pozwoleniem. „Urobek będzie składowany w miejscach specjalnie wyznaczonych, do których tytuł prawny posiadają specjalistyczne podmioty gospodarcze trudniące się robotami ziemnymi na terenie województwa”.
Wiozą ziemię na Berdyczów
Gdzie są te wyznaczone miejsca? Niestety, nie wiadomo. „(...) Wykonawca dokonał analizy terenów przeznaczonych na zwałkę i przewiduje 6 potencjalnych tras wywozu urobku” – czytamy dalej w projekcie budowlanym. Z załączonej mapki wynika, że trzy z wymienionych tras kończą się wprost na drodze publicznej tuż za Łomiankami, przed Ożarowem i przed Markami, a trzy kolejne na Żeraniu oraz we wsiach Majdan i Emowo.
Przetarg na budowę metra wygrało konsorcjum włosko-tureckie Astaldi-Gulermak. W Polsce działa jednak przez powołaną przez siebie spółkę z o.o. AGP Metro.
Gdzie w końcu trafi ta ziemia? – pytamy w AGP. Spółka odpowiada, że dokładne informacje przekazali Metru Warszawskiemu. – Zaproponowaliśmy 8 miejsc, z których Metro zatwierdziło 7 – mówi „DGP” Mustafa Tuncer, przedstawiciel tureckiej firmy Gulermak, zastępca kierownika kontraktu. Żadnej konkretnej nazwy miejscowości ani adresu jednak nie wymienia. Nie wie, dlaczego Metro twierdzi inaczej.