Sąd uznał, że Salvatore J. zadając dwa mocne ciosy nożem kierowcy, który nie wyrażał zgody na umycie szyb, godził się z możliwością jego zabójstwa.

To już drugi wyrok w tej sprawie. W poprzednim procesie Salvatore J. został skazany na 10 lat pozbawienia wolności za usiłowanie zabójstwa, ale wyrok został uchylony w wyniku apelacji. Kwestią zasadniczą okazało się, czy oskarżony działał z "zamiarem bezpośrednim" zabójstwa, czy z "ewentualnym".

Reklama

Do napaści doszło 6 kwietnia 2008 roku przed Rondem Matecznego w Krakowie. Salvatore J. podszedł do samochodu audi, który zatrzymał się na czerwonym świetle, i zaczął myć przednią szybę auta. Ignorował przy tym uwagi kierowcy, by tego nie robił; domagał się pieniędzy. Kierowca dwukrotnie wysiadał z samochodu, aby odpędzić mężczyznę, i wtedy otrzymał dwa ciosy nożem. Bezdomny zbiegł.

Zraniony w brzuch 31-letni kierowca został przewieziony do szpitala, gdzie stwierdzono u niego poważne obrażenia wewnętrzne. Według biegłych, gdyby nie szybka pomoc lekarzy, obrażenia te skutkowałyby zagrożeniem życia kierowcy.

W tydzień po zdarzeniu napastnik został zatrzymany w Bytomiu i aresztowany. Salvatore J. dopuścił się ataku w warunkach recydywy.

"Źle się stało, chciałem przeprosić poszkodowanego, że użyłem noża, bo nie chciałem go zranić. Poza tym nóż to moja kuchnia, moje życie, bo jestem bezdomny. Bałem się pokrzywdzonego, był ode mnie wyższy, silniejszy, obawiałem się, że zrobi mi krzywdę" - mówił przed sądem Salvatore J. "Na szczęście opatrzność czuwała i nikt nie zginął" - dodał.



Reklama

Według jego relacji, gdy prosił kierowcę o możliwość zarobienia na życie, został przez niego brutalnie zaatakowany. Kiedy rzucił się do ucieczki, kierowca złapał go za rękę i rzucił na barierki. Wtedy, w szarpaninie, sięgnął po nóż i zadał dwa ciosy. Jak dodał, po raz pierwszy spotkał się z taką agresją u kierowcy.

Kwestię agresji kierowcy podnosili też obrońcy oskarżonego. Mec. Wojciech Nartowski, podkreślając we czwartek dominującą posturę kierowcy i jego kłopoty z prawem spowodowane agresją, wnosił o uniewinnienie oskarżonego od usiłowania zabójstwa i ewentualne uznanie, że przekroczył granice obrony koniecznej lub spowodował ciężkie obrażenia ciała. "To syn ulicy, potrzebuje ludzkiego wsparcia. Nie przeszkadzało mu lekceważenie, ale pogarda mogła go wzburzyć" - mówił mec. Nartowski.

Prokuratura domagała się 10 lat pozbawienia wolności.

Z argumentami obrony nie zgodził się sąd. Uznał, że użycie noża o 12-centymetrowym ostrzu, siła ciosów i ich umiejscowienie oraz szybkość i biegłość w posługiwaniu się tym narzędziem przemawiają za tym, że Salvatore J. musiał zdawać sobie sprawę z możliwych konsekwencji swojego działania, tj. zabójstwa, i godził się na to. Działał zatem z "zamiarem ewentualnym".

Jak podkreślił sąd, za okoliczności łagodzące uznał skruchę oskarżonego i jego pojednanie się z kierowcą, który mu wybaczył. Także fakt, że podczas zajścia nie rozumiał znaczenia swojego czynu ani nie mógł zapanować nad swoim działaniem.

Wyrok jest nieprawomocny.

Salvatore J. - mimo egzotycznego imienia - jest Polakiem. W przeszłości pisał do portali internetowych artykuły o bezdomności.