Kobieta używa w artykule imienia Magdalena. To była researcherka, czyli dziennikarka najniższego szczebla w redakcji. Jak twierdzi, zaczęła otrzymywać od swego szefa niemoralne propozycje już w lutym 2010 roku.

Mieliśmy wyjazd służbowy do Zakopanego, nocleg mieliśmy w jednym z hoteli. O trzeciej w nocy dostałam od Kamila Durczoka SMS-a: „Wpadniesz?”. Nie odpisałam – opowiada dziennikarzom „Wprost”. Potem miały pojawić się kolejne SMS-y z propozycją spotkania. Psycholog doradzał Magdalenie, by reagowała i odmawiała, rzeczowo i spokojnie, jednak ta korespondencja wywoływała w niej płacz. – Myślisz, że jesteś pierwsza? On pełno takich SMS-ów rozsyła – powiedział jej kolega z redakcji.

Reklama

„Wprost” w trzeciej publikacji na temat Kamila Durczoka przytacza treść SMS-ów, jakie prezenter miał przysyłać molestowanej Magdalenie. „Ile mam się o ciebie starać? Staram się już tyle czasu”, „Gwarantuję ci pełną swobodę”, „Tak czy nie?”, „Czy tym razem też mam porzucić nadzieję?”. Kiedy redakcja pojechała na kolejny wyjazd do Zakopanego, zaczął wysyłać jej SMS-y z własnego domu w Szczyrku. – Że siedzi w domu, w jacuzzi i że pije whisky. Potem, że zaprasza do siebie, robi najlepszą jajecznicę na świecie. Nie reagowałam – relacjonuje kobieta.

Tygodnik przytacza również wypowiedzi innych osób z otoczenia Kamila Durczoka, w tym także byłych dziennikarzy. Wszyscy wypowiadają się anonimowo.

Potrafił zatrzymać się przy biurku młodziutkiej researcherki, która przyszła do pracy miesiąc temu. Teoretycznie jako szef miałby prawo nie wiedzieć, jak się ta dziewczyna nazywa. A Kamil podchodził, siadał na biurko, zagadywał, żartował. Komplementował. Często zapraszał do gabinetu. Dla wszystkich to był znak, że dziewczyna jest na topie. (...) Niejedna młoda asystentka była zachwycona. Inne narzekały, ale nie miały odwagi protestować. Przykra była następna faza znajomości, czyli sytuacja, w której asystentka szła w odstawkę. Bo Kamil szybko się nudził. Młode dziewczyny, które jeszcze niedawno myślały, że złapały Pana Boga za nogi, nagle zaliczały twarde lądowanie. Pamiętam, jak jedna nie wytrzymała i przy mnie go spytała: „Kamil, co ci takiego zrobiłam, że ty mnie teraz tak traktujesz?!”.

Bohaterka artykułu „Wprost” opowiada, że po pierwszym awansie na stanowisko producenta i kolejnym odrzuceniu propozycji Durczoka dotyczącej spotkania, zaczęła być mobbingowana w redakcji. Krytyka ze strony szefa „Faktów”, ignorowanie, pretensje, wreszcie propozycja, by odeszła z pracy. Z redakcją rozstała się w październiku 2012 roku, ale jak twierdzi, piętno osoby mobbingowanej i molestowanej w niej pozostało.

Do dziś miewam olbrzymie problemy w kontaktach z ludźmi. Jakiś facet puści do mnie oko, a ja wpadam w panikę – przyznaje Magdalena w rozmowie z tygodnikiem.