Pierwsze informacje były wysoce alarmujące. Organizacje pozarządowe donosiły, że kobieta z rosyjskim paszportem zaczęła rodzić po tym jak, polska Straż Graniczna nie wpuściła jej i jej rodziny do naszego kraju mimo złożenia prośby o rozpatrzenie wniosku o status uchodźcy. Kobietę zabrano do szpitala w Białej Podlaskiej i odseparowano na kilka dni od rodziny.
Straż Graniczna dopiero po dwóch tygodniach o tego incydentu oficjalnie potwierdziła, że miał on miejsce. – 28 października 2016 roku na przejściu granicznym w Terespolu podczas kontroli granicznej na wjazd do RP zasłabła jedna z podróżnych. Do kobiety została niezwłocznie wezwana karetka pogotowia, która zabrała ją do szpitala w Białej Podlaskiej – wyjaśnia ppor. SG Dariusz Sienicki, rzecznik komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Czeczenka była w szpitalu do końca października, a potem została przetransportowana na przejście graniczne w Terespolu gdzie – dodaje Sienicki – „ze względu na fakt, iż nie spełniała warunków wjazdu na terytorium RP, otrzymała decyzję administracyjną o odmowie wjazdu i wróciła na Białoruś”. Według Służby Granicznej kobieta nie deklarowała chęci ubiegania się o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce, a jej rodzina (mąż i czworo dzieci) nie podejmowali z nią prób kontakt, gdy przebywała w Polsce.
To, co sucho relacjonuje Straż Graniczna, inaczej jednak postrzegają obrońcy praw człowieka. Wiaczasłau Panasiuk pochodzi z Mińska i w ramach organizacji Human Constanta koordynuje pomoc dla przebywających w Brześciu Czeczenów. – Po odwiezieniu do szpitala kobieta, która cały czas prosiła o status uchodźcy w Polsce, była trzymana pod strażą. Mąż po powrocie do Brześcia nijak nie mógł się z nią skontaktować – przekonuje Panasiuk. Jego informacje potwierdza Marta Szczepanik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która od miesięcy obserwuje sytuację na polsko-białoruskiej granicy. – W szpitalu personel medyczny odnosił się do niej dobrze, ale Służba Graniczna nie pozwoliła jej na kontakty z rodziną czy z nami. Chcieliśmy zaproponować, że weźmiemy pełnomocnictwa na przegląd dokumentacji szpitalnej, dowiedzieć się, dlaczego trzymano ją pod strażą. Naszym zdaniem było to bezprawne pozbawienie wolności – ocenia Szczepaniak.
Po tym, jak kobietę odesłano na Białoruś, polskim aktywistom urwał się z nią kontakt. – Z tego co wiem, na razie rodzina nie podejmowała kolejnych prób wjazdu do Polski – mówi Wiaczasłau Panasiuk. – Jedyne, czego dowiedzieliśmy się za pośrednictwem białoruskich organizacji, to że ona tak się wystraszyła, że nie chce już starać się w Polsce o status uchodźcy – rozkłada ręce Marta Szczepanik i dodaje, że czuje coraz większą bezradność w zderzeniu z sytuacją na przejściu Brześć/Terespol.
A jak wygląda sytuacja, opisywaliśmy w DGP i na dziennik.pl już wielokrotnie. Z miesiąca na miesiąc rośnie liczba odmów wjazdu, odmów uzasadnianych przez SG brakiem ważnych wiz. I tak jeszcze w styczniu w Terespolu ze względu na brak wizy odmówiono wjazdu 543 obywatelom Rosji. W lutym ich liczba przekroczyła tysiąc, w czerwcu – 10 tys., by w sierpniu osiągnąć 16.336. Tyle że z relacji cudzoziemców i organizacji pozarządowych – polskich i białoruskich – wynika, że spora część z tych cudzoziemców nie miała wiz, bo chciała starać się o status uchodźcy. Ale choć mieli o tym mówić podczas odprawy granicznej, to i tak – podobnie jak kobieta w ciąży i jej rodzina – są odsyłani z kwitkiem. Choć Straż Graniczna nie ma uprawnień oceniać, czy cudzoziemcowi należy się ochrona międzynarodowa, czy nie. To zadanie dla Urzędu ds. Cudzoziemców.
Od miesięcy Straż Graniczna twierdzi, że nie dokonuje takich ocen, ale wciąż broni wglądu w to, co dzieje się bezpośrednio na przejściu. Odmówiono m.in. polskim przedstawicielom Urzędu Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. Pierwszą instytucją, która bezpośrednio dotarła w miejsce odpraw, był Rzecznik Praw Obywatelskich. 11 sierpnia pracownicy Biura RPO sprawdzali sytuację na przejściu granicznym w Terespolu. Tego dnia granicę próbowało ją przekroczyć 436 cudzoziemców (połowa to dzieci) bez wiz, prosząc o przyznanie ochrony. 406 z nich odmówiono wjazdu. Pracownicy RPO uczestniczyli przy rozmowach z 79 osobami. Spośród pięciu rodzin, które na ich oczach ubiegały się o pomoc, do Polski wpuszczono jedną.
Podobną kontrolę próbowała przeprowadzić na początku października Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Monitoring udał się tylko częściowo, ekspertki fundacji dopuszczono do rozmów przeprowadzanych przez celników z tymi cudzoziemcami, których pełnomocnictwa prawne posiadały. – Funkcjonariusze rozmawiali z cudzoziemcami bez udziału tłumaczy, choć ich znajomość rosyjskiego jest na poziomie podstawowym. Efekt: choć jeden z Czeczenów szczegółowo mówił o tym, jakim torturom był poddawany, to w dokumentacji ogólnikowo zapisano „byłem bity” – opowiadała nam Marta Górczyńska z HFPC.
– To szczegóły, ale właśnie o nie rozbijają się potem zgody na wjazd do Polski. Zresztą uchybień czysto formalnych było o wiele więcej, włącznie z odmową wydania cudzoziemcowi kopii wniosku o wjazd, by na jej podstawie mógł odwołać się do Komendy Głównej SG czy sądów – dodaje Górczyńska.