Chodzi o Macieja Miterę, członka oraz rzecznika prasowego KRS. Zgodnie z informacjami zawartymi na stronie firmy C.H. Beck, która organizuje szkolenia dla aplikantów, sędzia będzie prowadził, począwszy od 19 stycznia br., we Wrocławiu kurs do egzaminu radcowskiego i adwokackiego. W ubiegłym roku z kolei, jak sam potwierdza, prowadził zajęcia przygotowujące do egzaminów na aplikacje. Kłopot w tym, że sędzia Mitera od 2018 r. jest jednocześnie, decyzją ministra sprawiedliwości, członkiem dwóch komisji egzaminacyjnych – do spraw aplikacji radcowskiej oraz do przeprowadzenia egzaminu radcowskiego.

Konflikt interesów

Środowisko sędziowskie nie kryje oburzenia.
Reklama
– Członek komisji egzaminacyjnej nie powinien prowadzić tego typu działalności szkoleniowej. Mamy tutaj do czynienia z ewidentnym konfliktem interesów. I jest to moim zdaniem podstawa do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego – uważa Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów "Themis".
Z kolei Sławomir Pałka, sędzia Sądu Rejonowego w Oławie, były członek KRS, określa sytuację jako nietransparentną.
– Prowadzenie szkoleń, a później egzaminowanie osób, które się szkoliło, rodzi poważne wątpliwości. Może to bowiem, nie zakładając przy tym oczywiście złej woli sędziego Mitery, stawiać pod znakiem zapytania jego bezstronność jako członka komisji egzaminacyjnej – uważa.
Konfliktu interesów nie dostrzega za to sam zainteresowany.
– Nie ma takiego niebezpieczeństwa z tego prostego powodu, że moja praca w komisjach ogranicza się do sprawdzenia prac pisemnych, które są przecież kodowane. Tak naprawdę więc ja nawet nie wiem, czyją pracę w danym momencie sprawdzam – podnosi sędzia Mitera.
Sławomira Pałkę takie tłumaczenia dziwią.
– Choć nie ma wyraźnego ustawowego zakazu łączenia funkcji członka komisji egzaminacyjnej z prowadzeniem działalności szkoleniowej, to przecież istnieje coś takiego jak dobra praktyka. I sędzia sam powinien wiedzieć, co mu przystoi, a co nie – podkreśla były członek KRS.

Znany problem

Choć MS nie odpowiedziało na nasze pytania dotyczące sytuacji sędziego Mitery, to zabierało już publicznie głos w tego typu przypadkach. Doszło do tego na łamach portalu wPolityce.pl, który w 2017 r. napisał o poznańskim sędzim Henryku Komisarskim. Jak podawano, miał on latami zarabiać na szkoleniach aplikantów przed egzaminami, jednocześnie zasiadając w komisjach. MS pytane wówczas przez portal o tę sytuację stwierdziło jasno, że dostrzega konflikt interesów. Dodało przy tym, że od wielu lat w pismach kierowanych do prezesów sądów apelacyjnych oraz do przewodniczących komisji egzaminacyjnych jest zawarta informacja, że "w ocenie Ministra Sprawiedliwości nie jest możliwe łączenie członkostwa w komisjach egzaminacyjnych z prowadzeniem kursów przygotowujących do egzaminów wstępnych".
Jednak sytuacje sędziów Mitery i Komisarskiego nie są identyczne. Ten drugi bowiem, według doniesień portalu, miał nie informować swoich przełożonych, a tym samym ministra sprawiedliwości, o dodatkowym sposobie zarobkowania. A taki obowiązek wynika wprost z przepisów prawa. Tymczasem Maciej Mitera w rozmowie z DGP podkreśla, że spełnił wszystkie ciążące na nim obowiązki i poinformował odpowiednie organy o tym, że prowadzi szkolenia dla aplikantów.
Powstaje więc pytanie, dlaczego posiadając takie informacje, minister sprawiedliwości mimo wszystko zdecydował się powołać sędziego Miterę w skład komisji egzaminacyjnych.
– Stanowisko wyrażone przez MS przy okazji sprawy poznańskiego sędziego uważam za jak najbardziej właściwe – uważa Sławomir Pałka.
Podkreśla przy tym, że gdyby MS zmieniło swoje stanowisko w kwestii łączenia tych dwóch funkcji tylko dlatego, że teraz sytuacja dotyczy akurat sędziego Mitery, byłoby to dowodem na to, że "swoich" ludzi traktuje się wybiórczo i pozwala im się na znaczenie więcej niż pozostałym sędziom niezwiązanym w żaden sposób z resortem sprawiedliwości.