Z szefem, który obszedł się ze mną tak okrutnie, przepracowałam ostatnie 10 lat. Nigdy nie miał do mojej pracy żadnych zastrzeżeń. Wszystko się zmieniło, gdy powiedziałam mu, że jestem w ciąży - natychmiast dał mi odczuć, że jestem niepełnowartościowym pracownikiem, a firma nie ma ze mnie żadnego pożytku. Szef i jego najbliższa współpracownica na każdym kroku krytykowali mnie i wytykali najdrobniejsze niedociągnięcia - wszystko po to, by mi udowodnić, że nie nadaję się do pracy. Bardzo to przeżywałam, płakałam i nie spałam po nocach. I cały czas rozpaczałam, że w końcu znajdzie się jakiś powód, żeby mnie zwolnić. Byłam już tak zestresowana, że rzeczywiście wszystko leciało mi z rąk.

Reklama

Dotrwałam jakoś do końca ciąży, ale zaraz po porodzie dowiedziałam się, że moje miejsce w biurze zajęła współpracownica szefa. Przełożony zaś triumfalnie oświadczył, że moja umowa o pracę na czas określony wkrótce się kończy, a on nie zamierza jej przedłużać. Gdy próbowałam interweniować u jego zwierzchników, dowiedziałam się, że nie mogę liczyć na dalsze zatrudnienie, bo byłam złym pracownikiem, a na dodatek odmawiałam wykonywania poleceń. Więc firma rozstaje się ze mną z ulgą. Nikt nie chciał słuchać moich wyjaśnień, a ja też nie miałam siły, by walczyć o swoje prawa. Zresztą nie wiem nawet, do kogo mogłabym się zwrócić z prośbą o pomoc.

Moja historia to dowód, że prawa matek w Polsce nie są chronione. Straciłam pracę w chwili, gdy była mi ona najbardziej potrzebna. I wiem, że bardzo trudno będzie mi znaleźć nową. Mam już 41 lat i troje dzieci, a to z punktu widzenia każdego niemal szefa poważne obciążenie. A ja naprawdę bardzo potrzebuję pracy. Mąż ma wprawdzie stałe zatrudnienie, lecz zarabia niewiele - zaledwie około tysiąca złotych miesięcznie. Jestem bliska załamania i nie wiem, co robić.

Prawnik: Warto walczyć z nieuczciwym szefem w sądzie

KLARA KLINGER: Barbara Pieronkowska straciła pracę, ponieważ szef nie przedłużył jej umowy na czas określony. Dlaczego pracodawcy tak chętnie zatrudniają ludzi na takie umowy?
Waldemar Gujski*: To dla nich bezpieczny rodzaj umowy, bo zgodnie z przepisami Kodeksu pracy można zwolnić pracownika z zaledwie 2-tygodniowym wypowiedzeniem, jeśli strony tak postanowią. A w dodatku nie trzeba podawać przyczyny wypowiedzenia umowy. Więc pracownik, który chciałby zaskarżyć decyzję o zwolnieniu do sądu, ma niewielkie szanse wygranej. Zupełnie inaczej jest przy umowach na czas nieokreślony - tutaj okres wypowiedzenia może być nawet trzymiesięczny i pracodawca musi podać powód zwolnienia! Pracownik może tę przyczynę podważyć; ma spore szanse wygrać sprawę w sądzie i zostać przywrócony do pracy.

A jak przekonać pracodawcę, że należy się nam umowa na czas nieokreślony?
Niestety, nie ma w Kodeksie pracy jasno określonej granicy, na ile lat można zawrzeć umowę na czas określony, a kiedy powinna ona zostać zamieniona w umowę na czas nieokreślony. I nie ma przepisów, które wyjaśniałyby precyzyjnie, kiedy pracodawca naruszył przepisy o trwaniu umowy i świadomie zatrudniał na czas określony, bo było mu to z jakichś powodów na rękę. Ale jeżeli mamy umowę zawartą na przykład na 10 lat, to możemy przed sądem udowadniać, że pracodawcy chodziło o ukrycie faktu, iż jego celem było zatrudnienie bezterminowe.

A czy kobieta, która była zatrudniona najpierw na umowę o dzieło, a potem kilka razy na czas określony, ma szansę wygrać sprawę w sądzie, jeżeli zostanie nagle zwolniona?
Często umowa o dzieło jest umową fikcyjną, bo pracownik normalnie przychodzi do pracy i wykonuje takie same obowiązki, jaki ktoś zatrudniony na etacie. W takiej sytuacji jednak bardzo łatwo podważyć legalność zatrudnienia w sądzie. Bo jeśli ktoś pracuje kilka lat w jednej firmie, to jasno widać, że w rzeczywistości chodziło o umowę na czas nieokreślony.

A jeżeli umowa kończy się kilka miesięcy przed porodem?
Kobieta w ciąży jest prawnie chroniona. Jeśli jej umowa na czas określony kończy się po upływie trzech miesięcy ciąży, wówczas pracodawca musi przedłużyć ją do czasu porodu! I jeżeli ta kolejna umowa będzie już trzecią z kolei umową na czas określony (jeżeli przerwa między tymi umowami nie była dłuższa niż miesiąc), to automatycznie staje się umową bezterminową! A pracodawca musi przyjąć z powrotem matkę do pracy na to samo stanowisko.

A co zrobić, gdy umowa kończy się tuż po porodzie, a pracodawca nie daje do podpisu nowej?
Oddać sprawę do sądu. Jeżeli kobieta udowodni, że pracodawca obchodził prawo, zatrudniając ją na czas określony, to sąd nakaże przywrócenie jej do pracy na tym samym stanowisku. A gdyby proces ciągnął się kilka lat, lecz zakończył wygraną kobiety, to pracodawca będzie musiał zapłacić jej wynagrodzenie za cały czas, kiedy pozostawała bez pracy.

Waldemar Gujski jest prawnikiem, specjalizuje się m.in. w prawie pracy
















Reklama

Psycholog: Zamiast płakać, lepiej szukać nowej pracy

RENATA KIM: Dlaczego zwolniona z pracy kobieta nie protestuje?
Aleksandra Jodko*:
Bo odruchowo zakłada, że przecież rzeczywiście była niedyspozycyjna, więc w pewien sposób sama jest sobie winna. Takie myślenie to błąd. Nie mamy przecież wpływu na to, czy ciąża przebiega w sposób prawidłowy i czy będziemy w stanie pracować. Należy założyć, że ciąża była świadomym wyborem, który może oznaczać pewne komplikacje w pracy, ale nie ma nic wspólnego z winą.

Wiele kobiet dochodzi jednak do wniosku, że pewnie są do niczego i zasłużyły na utratę pracy.
My, matki Polki, w ogóle jesteśmy pełne winy i bierzemy wszystko na siebie. I z tego naszego masochizmu jesteśmy nawet dumne. To też błąd.

Więc co trzeba zrobić?
Przypomnieć sobie, co naprawdę potrafimy. Zabrać się do szukania nowej pracy, a w CV wypisać wszystkie zalety wynikające z faktu, że jest się matką. Na przykład tak: W związku z tym, że zostałam matką, jestem świetnie zorganizowana i szanuję swój oraz cudzy czas. Te informacje umieścić w CV tuż po szkoleniach, kursach oraz znajomości języków obcych.

Zna pani pracodawcę, który widząc w CV takie umiejętności, nie roześmieje się?
A jeśli się roześmieje, to źle?

A czy on nie pomyśli, że zgłasza się do niego niepoważna osoba?
A może raczej pomyśli: co to za kobieta, która potrafiła tak o sobie napisać! Pewnie jest pomysłowa, twórcza i samodzielna. Ale kobieta powinna też pamiętać, że nie każda praca jest dla niej - matka z półrocznym chorowitym dzieckiem raczej nie powinna się ubiegać o zatrudnienie w policji w dziale interwencji kryzysowej, gdzie wymagana jest absolutna dyspozycyjność 24 godziny na dobę.

Wiele kobiet, które zgłaszają się do DZIENNIKA z prośbą o pomoc, nie chce ujawnić twarzy ani tożsamości. Czego się boją?
Myślę, że to nie jest lęk, tylko wstyd. Skrzywdzone przez pracodawcę kobiety za nic nie chcą ujawnić swojej niezaradności. Nie chcą, by ktoś się dowiedział, że coś im w życiu nie wyszło, że poniosły porażkę.

Ale z drugiej strony chcą wykrzyczeć światu, że spotkała je krzywda.
To naturalne, że chcemy pokazać innym, iż cierpimy, bo wtedy jest nam łatwiej znieść ból. Ale już nie chcemy być tym cierpieniem naznaczone. Czasami biorę udział w programach telewizyjnych, gdzie ludzie opowiadają o swoich dramatach i chcą pokazać, że stała im się wielka niesprawiedliwość, że zostali upokorzeni. Ale naprawdę bardzo rzadko godzą się pokazać swoje twarze - zakładają, że to zostanie źle odebrane przez sąsiadów czy kolegów.

I z tego samego powodu nie idą do sądu, by tam domagać się sprawiedliwości?
Boją się procesu, bo zadają sobie pytanie, jaki będzie jego skutek. Wiedzą, że kobieta procesująca się z pracodawcą niekoniecznie znajdzie kolejnego. Bo tu działa mechanizm lęku - pracodawca może się obawiać, że skoro ktoś zaskarżył poprzedniego szefa, to może zrobić to również jemu.

A czy pani przekonywałaby zwolnioną kobietę do walki?
Powiedziałabym jej raczej, żeby zastanowiła się nad wszystkimi konsekwencjami takiej decyzji. By zrobiła bilans plusów, ale wzięła również pod uwagę cenę, jaką będzie musiała zapłacić za proces. I jeszcze: co się stanie, jeżeli nie odda sprawy do sądu. A potem powinna zrobić rachunek potencjalnych zysków i strat nie tylko dla niej samej, ale także dla dziecka. I koniecznie powinna działać z rozwagą, na chłodno – bo nie zawsze to, co nam podpowiadają uczucia w danym momencie, okaże się najkorzystniejsze w perspektywie kilku miesięcy czy nawet lat.























Aleksandra Jodko jest psychologiem