W miarę jak Polacy przyzwyczajają się do wolności, jak odkrywają nowe możliwości, jakie ona daje, Polska upodabnia się pod pewnym względem do tej postaci, jaką miała przed rozbiorami. Była wówczas raczej społeczeństwem obywatelskim niż państwem. Instytucje prawnie zdefiniowane, zresztą w ogóle nieliczne, miały nikłe znaczenie, prawo ustąpiło przed obyczajami, a te w dużym stopniu były zepsute. Korupcja panowała bajeczna. Zasadniczą postawę polityczną stanu obywatelskiego wyrażał sprzeciw wobec absolutum dominium, jak określano wszelkie wychodzące od króla próby uporządkowania kraju. W rezultacie długotrwałego procesu ograniczania centralnej władzy legalnej (najpierw królewskiej, później także sejmowej za pomocą liberum veto) władza została sprywatyzowana i każdy miał jej tyle, ile miał siły. Nad zanarchizowanym (na bierny sposób) krajem dominowała oligarchia magnacka nieponosząca odpowiedzialności, ponieważ nie była arystokracją. Także Kościół katolicki zatracił w Polsce swój rygor instytucjonalny, którym odznaczał się w Europie Zachodniej i przystosował się w pewnym stopniu do istniejącego bezrządu. Kontrreformacja, która w Europie umacniała monarchię absolutną, w Polsce ostatecznie przysłużyła się bezrządowi.

Po przełomie ustrojowym 1989 roku Polska przyjęła najlepsze instytucje, jakie wypracowały społeczeństwa o długiej tradycji demokratycznej. To, że przyjęła je przez naśladownictwo (nie mogło być inaczej), wiele tłumaczy. Instytucje utworzone własnym wysiłkiem danego społeczeństwa zawierają w sobie więcej niż widać i więcej niż zapisane w ustawach. Składają się na nie również treści przeżyte w trakcie ich ustanawiania. Tych treści naśladować już nie można. Czytając konstytucję Stanów Zjednoczonych, trudno dopatrzyć się w niej tych treści, które sprawiły, że w Stanach zaistniał aż patriotyzm konstytucyjny. Kraje Ameryki Łacińskiej wzorowały swoje konstytucje na północnoamerykańskiej, ale w żadnym z nich patriotyzmu konstytucyjnego nie ma, tak jak nie ma go w Polsce.

Polska polityka wylewa się poza instytucje. Zatrzymana w nich - odrywa się od życia, staje się obrzędem. To samo mogą powiedzieć o sobie i nasi sąsiedzi - Ukraińcy, Litwini i inni. Wszystkie narody imitatorskie.

Polskie społeczeństwo jest zdolne do chorobliwej niemalże aktywności, gdy może ona przybrać pozór walki lub być walką. Ten banał trzeba jakimś sposobem odświeżyć, by przyciągnął uwagę i stał się punktem wyjścia dla rozumowania na temat polskiej bierności. Wiązałbym ją z właściwością wyobraźni, która więdnie w kontakcie z rzeczywistością, a nadzwyczajnego pobudzenia doznaje pod wpływem jakiejś udramatyzowanej fikcji. W walkach politycznych, jakie obserwujemy w Polsce, czynniki fikcyjne zdecydowanie przeważają nad rzeczywistością. Politycy w przymierzu z mediami absorbują uwagę społeczeństwa swoimi komediami i dramatami z przeważnie wulgarną intrygą. Przeniesiona w rejon problemów zmyślonych polityka straciła zainteresowanie rozróżnieniami na prawo i bezprawie, rzeczy ważne, mniej ważne i zupełnie nieważne. Stała się dymem bez ognia, który tylko wierci w nosie i nie pozwala się zorientować, w jakim kraju żyjemy.

"Krytyka rozumu cynicznego", Peter Sloterdijk

"Europa" z 14 grudnia 2005 roku


Odwieczne cierpienie, mające źródło w kulturze, znalazło sobie nową postać. Jest nią tyleż powszechny, co rozproszony cynizm, który wystawia na pośmiewisko tradycyjnie pojmowaną krytykę ideologii.

W kręgach bywałych i wtajemniczonych wszyscy wzajemnie siebie pilnują, by uniknąć posądzenia o prostoduszność. W cynizmie zawiera się wobec tego zdrowe jądro. Nic w tym dziwnego: ma on przecież ścisły związek z popędem samozachowawczym. Zajmujemy się tu - warto przypomnieć - ludźmi do szpiku kości nowoczesnymi, którzy czujnie podkreślają, że definitywnie zostawili za sobą epokę świętej naiwności.

Z psychoanalitycznego punktu widzenia cynik daje się opisać jako graniczny przypadek melancholika, który swe depresyjne symptomy potrafi utrzymywać pod świadomą kontrolą i dlatego pozostaje zdolny do skutecznego działania dostosowanego w pełni do zasady rzeczywistości. Tym tropem dociera się do istoty nowoczesnego cynizmu. Skuteczne funkcjonowanie ponad wszystko - żadne inne względy się nie liczą. Cynizm w swym pozornie bezładnym rozproszeniu pasuje świetnie do kluczowych placówek współczesnego społeczeństwa: parlamentów krajowych i lokalnych, służb nadzoru i kontroli, ośrodków zarządzania produkcją i wymianą, fakultetów akademickich, kancelarii biurokratycznych i redakcji mediów. W tle gładkiego działania tych instytucji wszędzie odnajdujemy zgorzkniałą mądrość. Cynicy w żadnym razie nie są głupi. Dlatego ich wzrok przenika do głębi - i to przed nimi odsłania się nicość, do której wszystko zmierza. Aparat psychologiczny cynika jest przy tym wystarczająco giętki, by wchłonąć nihilistyczne zwątpienie w przyszłość, czyniąc z niego narzędzie bieżącej walki o byt. Cynicy wiedzą, co czynią.

Z dotychczasowych rozważań wynika pierwsza definicja: cynizm to oświecona świadomość fałszywa. Wyrażając się dokładniej, należałoby go określić jako zmodernizowaną świadomość nieszczęśliwą, nad którą oświecenie pracowało zarazem skutecznie i daremnie. Cynik wyuczył się lekcji oświeceniowej, ale nie wprowadził jej w życie i tego decydującego braku nie jest już w stanie nadrobić. Świadomość cyniczna wymyka się najgłębiej nawet sięgającej krytyce ideologii. Nim bowiem została skrytykowana, sama refleksyjnie pojęła swój fałsz. By przeżyć, trzeba uczęszczać do szkoły adaptacji. Innego wyjścia nie ma. Język ludzi, którzy pójście tą jedyną drogą zalecają z dobrą wiarą, przemianowuje adaptację na dojrzewanie. Ten perswazyjny zabieg jest w pewnej mierze - ale też tylko częściowo - słuszny. Dojrzałości nie osiąga się bez strat i kosztów ubocznych.

Antynowocześni, Antoine Compagnon

Europa z 26 października 2005 roku


U antynowoczesnych nostalgia za przeszłością miesza się z silnym przekonaniem o nieuchronności zmiany i zarazem trzeźwym rozpoznaniem jej negatywnych konsekwencji. Przedstawiciele antynowoczesności: Stendhal, Chateaubriand czy Flaubert, nie są reakcjonistami, jak lubili twierdzić co bardziej gorliwi zwolennicy oświecenia. Nie są też tradycjonalistami pragnącymi unieruchomić historię w sztywnym gorsecie odziedziczonych wzorców - zbyt cenią sobie wolność. Nie wszyscy obrońcy status quo - konserwatyści, wszelkiej maści reakcjoniści, śledziennicy i rozczarowani swoją epoką, zwolennicy bezruchu i ultrasi, ci, co zawsze zrzędzą i narzekają - zasługują na miano antynowoczesnych. Ale właśnie ci spośród nowoczesnych, którzy upodobali sobie swoje czasy, modernizm czy nowoczesność, albo nowocześni wbrew sobie, nowocześni żyjący w rozdarciu albo wreszcie nowocześni nie na czasie.

Ich prototypem jest Baudelaire; jego modernizm - to on stworzył to pojęcie - jest nierozłącznie związany z oporem wobec świata nowoczesnego lub być może z jego reakcją wobec tego, co nowoczesne w nim samym, z jego nienawiścią wobec siebie jako człowieka nowoczesnego.

Uznajemy antynowoczesnych za bardziej współczesnych od naiwnych zwolenników nowoczesności czy rozmaitych form historycznej awangardy. W pewnym sensie postrzegamy ich jako ultranowoczesnych - wyglądają dziś bardziej współcześnie i są nam bliżsi, ponieważ ich rozczarowanie było jeszcze większe. Nasze zainteresowanie nimi wzrasta w miarę, jak rośnie nasza postmodernistyczna podejrzliwość wobec nowoczesności.

Koniec Europy, koniec euro, Emmanuel Todd

Europa z 21 czerwca 2006 roku

rozmowę prowadził Maciej Nowicki


Emmanuel Todd: Jest całkowicie jasne, że w umysłach Francuzów Unia już po prostu nie istnieje. I właśnie dlatego ludzie polityki nie odważają się podejmować tego tematu. Nawet najbardziej europejscy z proeuropejczyków zmienili front i nie wierzą w Unię. Ludzie, dla których idea europejska jeszcze niedawno była wszystkim, mówią dziś w rozmowach prywatnych: Tak naprawdę Europa mnie nie interesuje, trzeba najpierw zreformować społeczeństwo francuskie. To naprawdę zaskakujące. Widzimy, że dyskurs narodowy, tożsamościowy zyskuje coraz większe znaczenie. Sarkozy prawie nie mówi o niczym innym - ta powtarzalność ma charakter maniakalny. A kiedy Villepin posłużył się wyrażeniem patriotyzm ekonomiczny, było jasne, że to tylko boczna furtka, aby powrócić do dyskursu patriotyzmu narodowego.

Jednak żaden z francuskich polityków głównego nurtu nie kwestionuje na głos idei europejskiej.


ET: To prawda: formalnie system nadal opiera się na Europie. Natomiast w praktyce jest to temat, o którym się już nie rozmawia. Jedynym wydarzeniem europejskim, które ostatnio zainteresowało Francuzów, była przeprowadzka słoweńskiej niedźwiedzicy w Pireneje. Ale nie dlatego, że niedźwiedzica była słoweńska, zastanawiano się jedynie, ile pożre owiec. Jeżeli Europa załamie się jako pewien kolektyw, jeżeli powrócimy do gry, w której są tylko poszczególne państwa, będzie to stanowiło prawdziwy problem dla krajów Europy Wschodniej. Dla Polski na pewno. Polska nie może się rozstać z Rosją. Za to jasne jest, że Francja może się rozstać z Polską bez żadnego wysiłku - w dzisiejszym stadium rozwoju sytuacji problemy Polski nie są już problemami Francji. Jeżeli nie będzie Europy, będziemy gdzie indziej.

Polska broni Europy przed banalnością, Guy Sorman

Europa z 22 września 2007 roku

rozmowę prowadził Maciej Nowicki


Guy Sorman: Zasadniczy kierunek dyplomacji zmienia się bardzo rzadko. Dlatego trzeba zachować ostrożność. Sarkozy i Merkel niewątpliwie wyglądają na bardziej antyrosyjskich i proamerykańskich niż ich poprzednicy. Ale dyplomacja niemiecka czy francuska i tak będzie opierała się na pewnej sympatii do Rosji i wielkiej antypatii do Stanów Zjednoczonych. Powiedziałbym, że to jest po prostu konieczne z francuskiego punktu widzenia. Bo jeśli Francja nie jest w połowie drogi między Rosją a USA, to gdzie się ona znajduje? Jakie jest jej miejsce w świecie? Powiedziałbym, że to jest niemal konieczne, ze względu na usiłowania dyplomacji francuskiej, aby przyhamować banalizację swego kraju. Powiedzmy sobie jasno: dyplomata francuski, który odrzuca dyskurs o Francji jako gwarancie równowagi między Rosją a Ameryką, znajduje się w sytuacji beznadziejnej. Ponieważ w ten sposób nie ma już nic do powiedzenia.

Nie istnieje żaden dyskurs o Francji poza dyskursem gaullistowskim. Sarkozy, którego znam bardzo blisko od lat, uważa się za spadkobiercę De Gaulle'a. To kolejny powód, dla którego dyplomacja francuska będzie taka jak dotychczas. Sarkozy może być prywatnie przyjacielem Amerykanów, ale to mu nie przeszkodzi podkreślać w chwilach kryzysu, że Europa jest niezależna, a Francja jest głównym gwarantem tej niezależności. Natomiast Polska - mniej czy bardziej eurosceptyczna - będzie zawsze utrudniać tę grę, ponieważ jest zbyt blisko związana z Ameryką i zbyt antyrosyjska.

Rosja i Chiny zagrażają światu, Robert Kagan

Europa z 19 stycznia 2008 roku

rozmowę prowadził Maciej Nowicki


Robert Kagan: Putin chce mieć możliwość zablokowania strategicznych decyzji. Taki jest np. jedyny sens sporu wokół tarczy antyrakietowej. Rosja przecież nie boi się, że to mało znaczące przedsięwzięcie w Polsce i Czechach zagrozi potencjałowi nuklearnemu Moskwy, ograniczy znacząco rosyjską siłę uderzeniową. O nic takiego tutaj nie chodzi. Zresztą Putin powiedział Zachodowi bardzo wyraźnie: Zbudujcie sobie tę tarczę we Francji albo we Włoszech, wybudujcie ją sobie, gdzie tylko chcecie, ale nie umieszczajcie jej w Polsce ani w Czechach. Europa usiłuje przekształcić się w to, co Robert Cooper nazwał potęgą XXI wieku. Czyli uwolnić się od tradycyjnego pojmowania siły, tradycyjnego pojmowania geopolityki. Minimalizować znaczenie środków militarnych i opierać się przede wszystkim na prawie międzynarodowym. Europa chce być postnowoczesną jednostką polityczną XXI wieku. A jednocześnie - wbrew wszelkim oczekiwaniom - znalazła się obok XIX-wiecznej potęgi, jaką jest Rosja. Jest więcej niż prawdopodobne, że w Brukseli nawet nie zauważono, iż wejście Polski i innych krajów do Unii Europejskiej spowoduje napięcia w relacjach z Rosją. Europa nie miała żadnej ochoty na problem wschodni. Jednocześnie nowe kraje członkowskie wciągną ją w końcu w coraz bardziej konfliktowe relacje z Moskwą.

Polacy zaskoczyli Europę, Tony Judt

Europa z 17 listopada 2007 roku

rozmowę prowadził Maciej Nowicki


Tony Judt: Bez bliźniaków wszystko będzie znacznie łatwiejsze. Choć nie tak łatwe, jak się dziś prawie wszystkim wydaje. To, że Polacy odsunęli PiS od władzy, zafascynowało i zarazem zaskoczyło Zachód. Nagle wszyscy doszli do wniosku, że Polska stała się dojrzała. To kraj, który może pogrążyć się w absurdzie, ale zarazem jest zdolny z wyjść niego o własnych siłach.

Prawdę mówiąc tym, co mnie zaskakuje, jest zaskoczenie Zachodu. Czego się spodziewano: że Polska naprawdę stanie się Iranem w środku Europy?


TJ: Jak pan doskonale wie, Zachód nie wie o Polsce zbyt wiele. Dziś nie ulega wątpliwości, że image Polski w Europie bardzo się poprawi. To niezwykle ważne. W naszym postideologicznym świecie, gdzie podziały na lewicę i prawicę zanikają, forma ma coraz większe znaczenie. Trzecia Droga w wydaniu Blaira zafascynowała wszystkich, choć tak naprawdę prawie niczym nie różniła się od gospodarki społeczno-rynkowej prowadzonej przez Ludwiga Erharda w latach 50. w Niemczech. Dotyczy to nawet Ameryki - Condoleezza Rice nie zmieniła prawie nic w treści polityki zagranicznej, a i tak odniesiono wrażenie, że dokonał się jakiś gigantyczny zwrot.


Tak więc Tusk może kontynuować w Brukseli postawę interesowną, a nawet separatystyczną. Jeśli będzie się to wyrażało w formie europejskiej, będzie to absolutnie do zaakceptowania - w przeciwieństwie do tego, co robili Kaczyńscy. W końcu tak postępują niemal wszystkie państwa europejskie.


Tusk musi po prostu mówić: Jestem za Europą!. A jednocześnie troszeczkę oszukiwać pod stołem. W Europie nikt nie rozumie języka typu: Jestem polskim nacjonalistą. Natomiast zdanie: Jestem Europejczykiem, który pracuje dla Polski, jest powszechnie zrozumiałe.

Polska jest średnim krajem europejskim, którego głos będzie zawsze mniej słyszalny niż głos europejskich gigantów. Dlatego coraz częściej mówi się: w naszym interesie najlepiej jest paktować z brukselską biurokracją, ponieważ Bruksela stanowi swego rodzaju przeciwwładzę konkurującą z Merkel czy Sarkozym. Jeśli chcemy np. załatwić swe problemy z Rosją, osiągniemy znacznie więcej, zwracając się do eurokratów...


TJ: Gdybym był Donaldem Tuskiem i szukał jakiegoś sposobu na politykę krótkoterminową, nie potrafiłbym znaleźć nic lepszego. To naprawdę najlepsze z możliwych rozwiązań. Bo czym jest Bruksela? Jest w gruncie rzeczy wielkim, nieskończonym obszarem negocjacji, które zawsze można wykorzystać do własnych celów, rozgrywając. Taka polityka działa.


































































Reklama