Na naszą prośbę do P&L zadzwonił dyrektor Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa Zbigniew Bachman, przedstawiając się jako przedsiębiorca budowlany i udając, że jest zainteresowany ofertą. Od przedstawicielki handlowej, która odebrała telefon w biurze firmy, dowiedział się, że sprowadzenie chińskich pracowników do Polski zajmie około 60 dni. Gdy dopytywał się dalej o szczegóły umowy, usłyszał, że Chińczycy mogą pracować 14 godzin na dobę, mieszkać w ścisku w prowizorycznym barakowozie i jeść tylko raz dziennie. Nie potrzebują także polskiego ubezpieczenia, bo są ubezpieczeni w Chinach.
"To skandaliczne nadużycie. Obcokrajowcom pracującym w Polsce trzeba zapewnić przynajmniej takie same warunki jak Polakom. Wszystko wskazuje na to, że w tej ofercie złamano nawet kodeks karny, czyli doszło do przestępstwa przeciwko prawom pracowniczym" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM profesor Krzysztof Rączka, ekspert od prawa pracy z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem tą sprawą powinna natychmiast zająć się inspekcja pracy oraz prokuratura.
Firma P&L, której prezesem jest Chińczyk Piao Xiang Kui, została zarejestrowana w 2003 roku jako spółka z o.o. Na swojej stronie internetowej informuje, że zakres jej działalności obejmuje eksport mięsa wieprzowego z Polski na Daleki Wschód: m.in. do Chin, Korei, Japonii, Wietnamu oraz Hongkongu. Jak dowiedział się DZIENNIK w biurze firmy, importem taniej siły roboczej do Polski zajmuje się dopiero od niedawna, ale już zdobyła spore grono klientów.
"To bardzo chłonny rynek. Jest bardzo duże zainteresowanie naszymi usługami" - poinformowano nas w sekretariacie. Gdy poprosiliśmy o rozmowę z prezesem, pracownica P&L oświadczyła, że Piao Xiang Kui przebywa za granicą i wróci dopiero po długim weekendzie. "A tylko on udziela mediom informacji o imporcie pracowników z Chin" - zakończyła stanowczo.
"Firma P&L ma rzeczywiście bardzo ciekawą ofertę. Z jednej strony eksport mięsa, a z drugiej import niewolników z Chin. Skojarzenie jest jednoznaczne: to może być chiński obóz pracy w Polsce. Moim zdaniem jest to przestępstwo, które trzeba z całą siłą piętnować" - komentuje działalność przedsiębiorców z Poznania prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Andrzej Malinowski.
Z dziennikarskiej prowokacji DZIENNIKA wynika, że za miesiąc pracy sprowadzonego do Polski chińskiego robotnika P&L żąda 3150 złotych. Sam Azjata dostaje z tego prawdopodobnie mniej niż jedną trzecią. Ale - jak podkreślają wszyscy znawcy tematyki chińskiej - to i tak znacznie więcej niż mógłby zarobić u siebie w kraju.
"Dla zwykłego robotnika w Chinach atrakcyjna jest już pensja rzędu 300 dolarów. Właśnie dlatego oferty z Polski budzą w Państwie Środka duże zainteresowanie, a pracujący w Polsce Chińczycy niezwykle rzadko skarżą się na trudne warunki" - tłumaczy Sylwester Szafarz, były konsul generalny RP w Szanghaju, a obecnie dyrektor Polsko-Chińskiej Izby Gospodarczej.
Czy to, że sami Chińczycy nie zgłaszają do polskich pracodawców pretensji, usprawiedliwia wyzyskiwanie ich? Zdaniem etyka profesora Jacka Hołówki zdecydowanie nie. "Jesteśmy moralnie odpowiedzialni za złe traktowanie zagranicznych robotników, nawet jeśli oni sami się nie buntują. Nie możemy wpłynąć na to, jak traktowani są u siebie w kraju, ale możemy zadbać o nich u nas" - mówi.
Ilu obywateli Chin może być nieludzko wykorzystywanych w naszym kraju? Według oficjalnych danych w Polsce pracuje ok. tysiąca Chińczyków. Nieoficjalne dane mówią jednak o liczbie dziesięciokrotnie większej. Większość znalazła zatrudnienie na budowach i w wyrastających jak grzyby po deszczu azjatyckich restauracjach. Dyrektor Zbigniew Bachman, który pomagał nam w przeprowadzeniu dziennikarskiej prowokacji, twierdzi, że z wiarygodnych źródeł słyszał, iż w ostatnim czasie coraz częściej do chińskiej ambasady w Warszawie zgłaszają się oszukani przez polskich pracodawców obywatele Chin.
Chińscy dyplomaci, z którymi się skontaktowaliśmy, zapewniają, że dokładnie przyjrzą się działalności firmy P&L. Na razie nie chcą tej sprawy komentować.
p
Łatwo zatrudnić niewolnika
Zbigniew Bachman: Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o możliwości zatrudnienia pracowników z Chin na budowie.
Sylwia Nowak*: Jest taka możliwość. A proszę mi powiedzieć, jaka liczba osób interesowałaby pana?
Na początek 20 do 40 osób. Mam duże opóźnienie z robotami, i to zarówno stanów surowych, jak i wykończeniówki. Najchętniej zatrudniłbym ich już za tydzień lub dwa.
Już teraz mogę panu powiedzieć, że to nie do przejścia. W informacji, którą państwu przedstawiliśmy, napisaliśmy, że potrzebujemy 60 dni od chwili podpisania umowy. To realna data, bo musimy pozałatwiać wszystkie procedury w urzędach.
A z kim ja właściwie podpisuję umowę? Z podwykonawcą czy z państwa firmą?
Z nami. To jest umowa eksportowa. Na wykonanie usługi.
No dobrze. Przejdźmy do konkretów. Potrzebuję 10 murarzy, co najmniej sześciu cieśli...
Na pewno jakaś część to będą osoby, które pracowały w Chinach w tej branży, ale na chwilę obecną nie mogę powiedzieć, jakie oni będą mieli specjalizacje i kwalifikacje.
Jakie są warunki finansowe przy indywidualnym zatrudnieniu pracowników?
My wystawiamy raz w miesiącu fakturę na usługę.
Czyli jak mam np. do zrobienia ileś tam ton zbrojenia, to jak to fakturujecie?
Bez VAT-u, na zasadzie usługi eksportowej.
Rozumiem. Czy macie jakieś stawki za godzinę pracy takiego Chińczyka?
Raz w miesiącu wystawimy fakturę za te przepracowane godziny. Oni są w stanie pracować do 240 godzin miesięcznie. Miesięczny koszt to ok. 3150 złotych za jednego pracownika. Z tym, że poza tą kwotą nie ponosi pan żadnych dodatkowych kosztów związanych z odprowadzaniem składek na ZUS czy z odprowadzaniem podatków.
A kto odprowadza ZUS?
Nie odprowadzamy. Oni nie podlegają polskiemu kodeksowi pracy i ich nie obowiązują te same reguły, co polskich pracowników. Oni tu pracują na zasadzie zezwolenia...
Jestem naprawdę zdziwiony, ale oczywiście taka interpretacja bardzo mi odpowiada. A kto Chińczykom zapewnia kwatery, wyżywienie?
Kwatery są w państwa gestii, podobnie jak transport do pracy. Natomiast jeśli chodzi o wyżywienie, to bodajże musi pan zapewnić jeden posiłek regeneracyjny.
A co z warunkami zakwaterowania? Macie jakieś wymogi, co do standardów?
Nie, nie, nie. Myślę, że takie podstawowe. Kuchnia, łazienka, jakieś w miarę przyzwoite pokoje. Nie chodzi przecież o to, by to był jakiś pięciogwiazdkowy pokój (ha, ha, ha).
Ale jeśli zapewniłbym im kontenery? Kładłbym do jednego kontenera 8 ludzi na łóżkach wojskowych, to wystarczy?
Ale łazienka i kuchnia będą?
Tak. To będzie zestaw kontenerów, w jednym łazienka, a w drugim kuchnia.
A rozumiem. To myślę, że takie coś jest do przejścia.
Jest jeszcze jedna paląca kwestia. Roboty mam dużo, a nie chcę mieć za dużo ludzi na budowie. Dlatego wolałbym, aby Chińczycy dłużej pracowali.
Czyli ile godzin?
Dwanaście, nawet do czternastu. Musi być zakładka, bo zanim robotnicy zdadzą sobie obowiązki, to wychodzi więcej. Mogliby tak pracować?
Myślę, że tak, ale wtedy kwota będzie troszeczkę większa. Bo ta, którą podałam, była wyliczona na 10 godzin pracy przez 6 dni w tygodniu.
A co z ubezpieczeniem? U mnie jest zasada na budowie, że nie dopuszczę nikogo do pracy, jak ktoś nie ma przeszkolenia BHP. Jak to rozwiązujecie?
Myślę, że jesteśmy w stanie pokryć związane z tym koszty. Oni mają ubezpieczenie chińskie, z którym przyjeżdżają i które jest ważne na terytorium naszego kraju.
A kto im będzie wszystko tłumaczył?
W razie potrzeb zapewniamy tłumacza przez okres trzech miesięcy.
W ofercie napisaliście, że tacy Chińczycy już w Polsce pracują. Czy może mi pani powiedzieć, z jakimi firmami współpracujecie? Chętnie bym wysłał współpracowników, aby popatrzyli, jak oni pracują.
Tej informacji nie mogę teraz panu udzielić, ale jeśli będą potrzebne referencje, to jesteśmy w stanie takie referencje panu przedłożyć podczas osobistego spotkania z prezesem.
A ten pan ma duże doświadczenie na rynku polskim?
Duże i mówi po polsku.
*Sylwia Nowak pracuje w dziale handlowym firmy P&L
p
To bezprawne działania
Magdalena Janczewska: Co pan sądzi o ofercie firmy P&L?
Marcin Kulinicz*: Chińczyków pracujących w Polsce obowiązują takie same przepisy dotyczące czasu pracy, wypoczynku, wymiaru urlopu, minimalnego wynagrodzenia czy BHP jak polskich pracowników tymczasowych. Nie rozumiem więc, jak oni mogą to formalnie przeprowadzać. To nie jest usługa eksportowa [ta oznacza zawarcie umowy między podmiotami z różnych krajów na wykonanie konkretnej usługi, np. wybudowanie hali sportowej - red.]. Ta firma działa w Polsce i nie ma prawa prowadzić tego typu działalności.
Może P&L sama nie podpisuje umów, tylko korzysta z zaprzyjaźnionej fikcyjnej firmy z Chin lub sprowadza pracowników indywidualnie?
Może tak być, bo w Polsce bardzo trudno sprawdzić, czy jakaś firma w Chinach rzeczywiście istnieje, czym się tam zajmuje, i zweryfikować dokumentację.
Czyli ci ludzie mogli już sprowadzić Chińczyków do Polski? Reklamują się, że mają bardzo bogate doświadczenie...
Nie możemy tego wykluczyć, aczkolwiek, biorąc pod uwagę statystyki dla całego kraju, na pewno nie są to setki pracowników.
Czy w Polsce mogą funkcjonować obozy pracy dla Azjatów?
Tak daleko bym się nie posunął, ale obawiam się, że takie obozy mogą zacząć się pojawiać. Obecnie w skali roku mamy zaledwie kilka doniesień dotyczących łamania praw pracy Chińczyków w Polsce. To jednak może być tylko czubek góry lodowej. Warunki, jakie oferują im tutaj pracodawcy, są i tak o niego lepsze niż te, na które mogliby liczyć u siebie. Dlatego tak trudno to wytropić odpowiednim służbom. Oni sami się nie poskarżą.
*Marcin Kulinicz, jest naczelnikiem departamentu migracji w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej