Według epidemiologa miałoby to polegać na „wprowadzeniu nakazu kontrolowania certyfikatów przy wejściach do miejsc publicznych”. Gość Radia ZET dodaje, że ostatecznie takiego stanowiska Rady nie opublikowano. Dlaczego rząd posłuchał Rady Medycznej? Zdaniem eksperta „chodzi o względy społeczne, czyli polityczne”.

Reklama

To niewygodna decyzja z punktu widzenia politycznego. Niestety nieliczna grupka osób, które są przeciwne wszystkiemu – szczepieniom, pandemii - ma wpływ na polityków – komentuje prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Prof. Flisiak podkreśla, że certyfikatem jest nie tylko potwierdzenie zaszczepienia, ale również negatywny test i fakt przechorowania koronawirusa.

Dopytywany o obostrzenia, ekspert odpowiada, że już a albo 3 tygodnie temu powinny być one wprowadzone na Podlasiu i Lubelszczyźnie. - Obostrzenia mają działanie nie terapeutyczne, tylko profilaktyczne. Zastosowanie ich w momencie szczytu zachorowań – a wygląda na to, że na Lubelszczyźnie i Podlasiu zbliżamy się do niego – to musztarda po obiedzie – dodaje Gość Radia ZET. Jego zdaniem, „gdyby obowiązywały certyfikaty, to okazałoby się, że w ciągu tygodnia lub dwóch te czerwone powiaty przestałyby być czerwone, bo kontrolowanie ich to sprawdzona i skuteczna metoda”.

Reklama

Prof. Robert Flisiak ocenia, że w województwach: podlaskim i lubelskim sytuacja, jeśli chodzi o liczbę dziennych zachorowań, osiągnęła poziom graniczny. - Na tych terenach, które mamy teraz najbardziej zajęte, wydaje mi się, że pod koniec miesiąca lub w drugiej jego połowie powinna być tendencja spadkowa – prognozuje epidemiolog. Zdaniem eksperta, na IV falę pandemii jesteśmy bardziej przygotowani, niż na poprzednie. - Dlatego jesteśmy w stanie ją znieść. Gdyby rok temu była taka liczba zachorowań na Podlasiu czy Lubelszczyźnie, to cały system by runął – uważa prof. Flisiak. Choć dodaje, że i tak sytuacja w jego województwie – podlaskim – jest ciężka. - Brakuje sprzętu, który się sypie, szpitale nie są w stanie podołać. Jeśli ta fala potrwałaby jeszcze 2-3 miesiące, to będzie problem – mówi Gość Radia ZET. Jego zdaniem w skali kraju miejsca w szpitalach są, „ale niestety nie chcą być tam, gdzie są chorzy”.