Na 25 lat więzienia i 10 lat pozbawienia praw publicznych Sąd Okręgowy w Łodzi skazał w czwartek Mirosława Ż., zatrzymanego po 25 latach od dokonania w jednym z akademików w Łodzi zabójstwa ze zgwałceniem 22-letniej studentki. Oskarżony przez ćwierć wieku ukrywał się m.in. w Rosji, gdzie został zatrzymany i w lutym 2021 r. sprowadzony do Polski.

Reklama

Sąd musiał odwołać się do wydarzeń sprzed 27 lat - odtworzyć to, co się zdarzyło i ocenić, jak - z perspektywy wszystkich zmian prawa, jakie miały w tym czasie miejsce - zakwalifikować czyn i wymierzyć karę oskarżonemu - powiedział w uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu sędziowskiego Tomasz Krawczyk. Podkreślił wyjątkowość sprawy - nie tylko ze względu na upływ czasu od momentu popełnienia zbrodni, ale też jej drastyczność.

W akcie oskarżenia prokuratura zarzuciła mężczyźnie dokonanie zabójstwa 22-letniej studentki III roku Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego poprzez uduszenie oraz "działając w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia Hanny S., używając przemocy polegającej na duszeniu rękami oraz biciu po twarzy doprowadził ją do obcowania płciowego".

Mirosław Ż. nie przyznał się do winy. W swoich zeznaniach twierdził, że nie pamięta wydarzeń z 1995 r. i tego, czy w dniu zabójstwa był w pokoju zamordowanej studentki.

Reklama

Zbrodnia sprzed lat

Do zbrodni doszło 18 czerwca 1995 r. przed południem na łódzkim osiedlu studenckim im. Lumumby. Jak wynika z ustaleń śledczych, 22-letnia studentka w nocy poprzedzającej zdarzenie wraz ze swoim znajomym bawiła się w klubie studenckim "Medyk". Wyszli razem ok. godz. 3 i poszli do akademika, w którym kobieta mieszkała. Po pewnym czasie pojawił się tam także podejrzany, który był wówczas pracownikiem ochrony "Medyka". Wraz z grupą swoich znajomych w jednym z pokoi wspólnie pili alkohol.

Studentka ze swoim znajomym niebawem udała się do swojego pokoju, gdzie położyła się spać. Została sama. Przed godziną 6 jej znajomy, który do niej na chwilę wszedł, stwierdził, że śpi. Oskarżony - jak wynika z zebranych dowodów - ok. godz. 7 wraz ze znajomymi wyszedł z akademika.

Według śledczych, mężczyzna jednak wrócił, gdyż przed godziną 8 próbował ustalić, który pokój zajmuje 22–latka. Około godz. 12, jej znajomy po wejściu do pokoju stwierdził, że młoda kobieta nie żyje. Wyniki oględzin i przeprowadzonej sekcji zwłok nie pozostawiły wątpliwości, co do tego, że kobieta została w bardzo brutalny sposób zamordowana i stała się ofiarą przemocy seksualnej.

Reklama

Następnego dnia policjanci starali się dotrzeć do podejrzanego. Nie zastali go w miejscu zamieszkania. Mężczyzna przestał utrzymywać jakiekolwiek kontakty ze swoją matką i znajomymi.

W toku śledztwa przeprowadzono badania śladów DNA. Stwierdzono, że na spodniach mężczyzny, znalezionych w jego mieszkaniu są ślady, z których wyizolowano profil zgodny z profilem ofiary. Natomiast na bluzce piżamy 22–latki ujawniono DNA o profilu męskim zgodnym z wyizolowanym ze śladów pobranych z odzieży podejrzanego.

Te ślady w ocenie sądu nie mogły powstać w innych okolicznościach niż przy bytności oskarżonego w pokoju, w momencie, gdy oskarżona przebrana była w piżamę.(...) Te dwa dowody wzajemnie się krzyżujące, jednoznacznie wiążą oskarżonego z pokrzywdzoną. Trzecim dowodem przeprowadzonym w toku postępowania, był niebadany wcześniej przez prokuraturę, ślad w postaci dwóch włókien pod paznokciami ofiary - tu także występuje zbieżność z odzieżą oskarżonego - zaznaczył sędzia Krawczyk.

Jak ustalili śledczy, po ucieczce z Polski mężczyzna najprawdopodobniej zmienił tożsamość i wygląd. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Początkowo jego tropy prowadziły do Niemiec, później do Grecji. Ostatecznie zatrzymano go w Rosji, w małej miejscowości w regionie Iwanowo. W lutym ub. r. mężczyzna został przekazany do Polski. Sąd zastosował wobec niego tymczasowe aresztowanie. W opinii biegłych w chwili popełnienia zarzucanej mu zbrodni był w pełni poczytalny.

Prok. Sławomir Piwowarczyk z Prokuratury Rejonowej Łódź-Śródmieście zażądał dla oskarżonego kary dożywocia. Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej domagał się zaś 25 lat więzienia oraz zadośćuczynienie dla matki studentki w wysokości 200 tys. zł.

Jak wyjaśnił sędzia, wniosek prokuratury dotyczył obecnego stanu prawnego, natomiast - ponieważ chodziło o czyn z 1995 r. - sąd przenalizował wszystkie stany prawne, jakie występowały po tej dacie, by zgodnie z prawem wybrać z nich, który będzie najkorzystniejszy dla oskarżonego. "W ocenie sądu najkorzystniejszy był ten stan, który obowiązywał w czasie czynu - to Kodeks karny z 1969 r. przed nowelizacją" - dodał s. Krawczyk.

Według tych przepisów oskarżony mógł być skazany nawet na karę śmierci, która jednak została w Polsce zniesiona w 1998 r. Sędzia Krawczyk zauważył, że kara ta miała pełnić przede wszystkim funkcję eliminacyjną; podobną - w jego opinii - pełnić będzie wobec oskarżonego, który ma obecnie 58 lat, kara 25 lat więzienia.

Oskarżony wyjdzie z więzienia w wieku 82 lat jako bardzo stary człowiek, o ile w ogóle opuści zakład karny - podkreślił.

Wyrok nie jest prawomocny; odwołanie zapowiedziała zarówno prokuratura, jak i obrona Mirosława Ż.

Nie podzielamy poglądu, że należy stosować przepisy z 1969 r.(...) Drastyczność czynu - połączenie zabójstwa ze zgwałceniem ze szczególnym okrucieństwem - jak również sposób zachowania się sprawcy, który nie wyraża żadnej skruchy, nawet takiej quasi-skruchy, którą nieprzyznający się sprawca wykazywałby, ubolewając nad losem ofiary - przemawia za tym, że w przypadku oskarżonego nie może być żadnej mowy o resocjalizacji. Powinna być orzeczona kara aktualnie obowiązująca, która niejako zastępuje w obecnym kodeksie karę śmierci, czyli dożywotnie więzienie - skomentował wyrok prok. Sławomir Piwowarczyk.

Z kolei obrońca skazanego mężczyzny adwokat Konrad Balcewicz wskazywał na niedoskonałość zebranych dowodów, np. brak śladów daktyloskopijnych i biologicznych Mirosława Ż. w pokoju ofiary (poza wspomnianymi wcześniej śladami DNA na odzieży), czy też odstąpienie od przesłuchania niektórych świadków.

Jak wytłumaczył, zniknięcie Mirosława Ż. z kraju spowodowane było faktem, że w Rosji przebywała jego żona z dzieckiem.

Z uwagi na trwające w Polsce czynności procesowe obawiał się, że może mieć potem trudności z powrotem od rodziny. Informacje w mediach powodowały, że mój klient mógł obawiać się, czy sprawa zostanie rzetelnie zbadana, gdy pojawi się w kraju - zaznaczył obrońca.