Wyrok zapadł w trybie dobrowolnego poddania się karze. Skazany ma też zapłacić 7,5 tys. zł na rzecz Pogotowia dla Zwierząt, które to stowarzyszenie - po anonimowym zgłoszeniu - przeprowadziło interwencję na posesji, gdzie znajdowały się zwierzęta, potem zajmowało się leczeniem tych psów i zapewnieniem im domów tymczasowych. Po uprawomocnieniu się wyroku, będą one mogły trafić do domów stałych, bo sąd rejonowy w wyroku orzekł o ich przepadku.

Reklama

Mężczyzna stosował "okrutne metody hodowli"

Prokuratura Rejonowa w Białymstoku oskarżyła 72-letniego emeryta o znęcanie się nad psami, poprzez stosowanie "okrutnych metod ich hodowli". Działalność ta została ujawniona jesienią 2021 roku na posesji w podbiałostockiej miejscowości. Z aktu oskarżenia wynika, że zwierzęta przetrzymywane były w klatkach i na łańcuchu, w stanie rażącego zaniedbania, brudne i zaatakowane przez pchły, były też niewłaściwie karmione, często nie miały wody, niektóre chorowały. Mężczyzna przyznał się. Z wyjaśnień złożonych przez niego w śledztwie wynikało, że naprzeciwko działki, na której rozpoczął budowę domu, jest posesja, której właściciele zgodzili się, aby - jak to ujął - "trzymał tam pieski". Było to dziewiętnaście psów różnych ras. Na początku kupił od prywatnych osób pięć suk rasy west highland white terrier, potem dokupował kolejne, m.in. cztery suki i psa rasy mops czy sukębuldoga francuskiego.

"Zapewniał, że zwierzęta były pod opieką weterynarza"

Zapewniał, że zwierzęta były pod opieką weterynarza. Twierdził, że warunki bytowe "może nie były najlepsze, ale nie były złe". Starałem się do tych piesków przyjeżdżać jak najczęściej, czasami codziennie, ale zdarzało się, że musiałem być rzadziej, wtedy zostawiałem więcej jedzenia i wody" - wyjaśniał. Psy karmił suchą karmą, ale też m.in. suchym białym pieczywem czy resztkami obiadowymi. "Na wsi zawsze tak się karmiło psy - wyjaśniał. W jego imieniu psy sprzedawał "inny hodowca". W taki sposób sprzedał dwa ratlerki po 400 zł za psa. Zapewniał, że psów nie bił, nie głodził i nie robił im krzywdy. Pytany przez sąd, dlaczego - nie mając warunków i możliwości właściwego utrzymania psów oraz żadnego przygotowania, to robił - odpowiedział, że "z głupoty i trochę z zamiłowania". Miałem zamiłowanie do piesków i je trzymałem. One najgorzej nie wyglądały" - mówił. Twierdził, że zabierał psy na spacery, choć zaznaczył, że po trzy naraz.

Oskarżycielem posiłkowym w sprawie było stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt. Jak mówił jego przedstawiciel, opieka, żywienie i leczenie tych psów - po interwencyjnym odebraniu ich właścicielowi - kosztowało w sumie kilkadziesiąt tys. zł. Ostatecznie w poniedziałek zapadł wyrok roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, sąd orzekł też 5-letni zakaz posiadania zwierząt, zasądził 7,5 tys. zł nawiązki na rzecz Pogotowia dla Zwierząt i zdecydował o przepadku psów, tzn. o odebraniu ich właścicielowi.

"Warunki, w których psy były trzymane, były skandaliczne"

Reklama

Warunki, w których te psy były trzymane, były skandaliczne, dramatyczne i nie do zaakceptowania. Zwierzęta to nie są rzeczy, odczuwają tak samo jak ludzie strach, ból, cierpienie" - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Barbara Paszkowska. "To zachowanie niegodne człowieka, bo to niezrozumienie tego, że zwierzęta powinny mieć zapewnione godne warunki bytowania (...). Gdyby nie interwencja, to te psy nadal cierpiałyby ogromne katusze. Tak się po prostu nie godzi - powiedziała sędzia. Dodała, że słowa skazanego, iż lubi on zwierzęta, należy w okolicznościach sprawy uznać za "kuriozalne".

Zaznaczyła, że gdyby nie wcześniejsza niekaralność oskarżonego, jego wiek i sytuacja rodzinna (konieczność opieki nad chorą żoną), zapadłby wyrok bez zawieszenia. Sędzia Paszkowska wyraziła przy tym nadzieję, że wyrok będzie oddziaływał też na społeczeństwo i jego świadomość prawną.

autor: Robert Fiłończuk