Bez śladu

Kwiecień 2003 roku. W Starowej Górze, w województwie łódzkim żyje pięcioosobowa rodzina. W rodzinnym domu mieszka małżeństwo: 44-letnia Bożena i 42-letni Krzysztof oraz dwójka ich dzieci: 16-letnia Małgorzata oraz 12-letni Jakub oraz matka Krzysztofa, 66-letnia Danuta. Krzysztof Bogdański wraz z żoną prowadzi firmę. Zajmują się produkcją i sprzedażą podzespołów komputerowych. Biznes nie jest jednak tak dochodowy, jak się spodziewali, dlatego mężczyzna zaczyna handlować pirackim oprogramowaniem do konsoli PlayStation i zdejmuje blokady w telefonach. Kiedy i to nie pomaga, Krzysztof, Bożena i 66-letnia Danuta zaczynają brać kredyty pod zastaw hipoteki. Zadłużają się u rodziny i znajomych. Przed świętami wielkanocnymi, 5-osobowa rodzina informuje bliskich, że jedzie na kilka dni do znajomych do Niemiec.

Przed wyjazdem Bożena dzwoni do swojej siostry. Mówi jej, że mają kłopoty, ale woli porozmawiać na żywo. Kiedy kobieta przyjeżdża na miejsce, jej szwagier nie wpuszcza jej do domu. Podobnie dzieje się, kiedy do domu chce wejść ojciec Bożeny. Dowiadują się od Krzysztofa, że Bożena i dzieci pojechali do Wrocławia, gdzie chcą założyć biuro turystyczne. Krzysztof mówi, że dołączy do nich i razem pojadą do Niemiec. Mijają trzy tygodnie. Z Bogdańskimi nie ma kontaktu. Ich bliscy zawiadamiają służby. Po zgłoszeniu zaginięcia policja jedzie do domu Bogdańskich. W kuchni stoi niedopita herbata, w lodówce jest dużo jedzenia.

Reklama
Reklama

W pokojach leżą ubrania i walizki, a ładowarka do telefonu 12-letniego Jakuba nadal jest podłączona do gniazdka. W domu brakuje jednak dowodów osobistych i paszportów. Zaczynają się terenowe poszukiwania 5-osobowej zaginionej rodziny. Okazuje się, że monitoringi z kamer na stacjach benzynowych, autostradach, lotniskach, dworcach i granicach nie zarejestrowały Bogdańskich. Poszukiwania prowadzone są w Europie, USA, Afryce. Rodzina zaginęła. W 2003 roku, w momencie zaginięcia Krzysztof Bogdański mógł być zadłużony nawet na milion złotych. Za rodziną wysłano listy gończe. Od 20 lat nie ma po nich śladu. Śledczy zakładają, że albo rodzina Bogdańskich dokonała ucieczki idealnej, albo zostali zabici przez osobę lub osoby, od których pożyczyli pieniądze.

Poszła tylko do sklepu

11-letnia Ania w ciepłą, wrześniową sobotę idzie na zakupy do pobliskiego warzywniaka. Ma kupić kiszoną kapustę, cebulę, kilka jabłek na surówkę i krople do oczu dla babci. Od mamy dostaje banknot o nominale 5000 zł. Tego dnia była już na zakupach. Razem z rodzicami pojechała na ulicę Piękną w Łodzi. Dostała od nich wymarzone płócienne buty. Teraz wychodzi tylko na chwilę, mama zaraz podaje obiad. Ania nie wraca. Zaniepokojony ojciec szuka córki całe popołudnie. Wieczorem zgłasza sprawę na milicję, jednak nie zostaje ono przyjęte. Zdaniem milicji jest za wcześnie. Nazajutrz służby przyjmują zgłoszenie i ruszają śladem zaginionej Ani. Jest 17 września 1989 r. Sprzedawczyni w warzywniaku zeznaje, że jedenastolatka przyszła na zakupy w towarzystwie 16-18-letniej dziewczyny. Nie udaje się ustalić jej nazwiska.

Milicjanci dowiadują się także, że Ania w sobotę odwiedziła salon mody przy al. Kościuszki. Dziewczynki nie udaje się odnaleźć. Przeszukano okoliczne posesje, studnie. Bezskutecznie. Ania zaginęła bez śladu. Rodzice robili wszystko, żeby ją znaleźć - zatrudnili jasnowidzów i radiestetów. Dziewczynka należała Harcerskiego Zespołu Artystycznego „Krajki”, z którym koncertowała za granicą. Śledczy podejrzewali, że być może została uprowadzona, ale i te przypuszczenia się nie potwierdziły. Sprawa po czterech latach została umorzona. Ania w dniu zaginięcia miała 11 lat. Mierzyła 146 cm wzrostu, była szczupła blondynka o zielonych oczach. Mieszkała z rodzicami w Łodzi, w kamienicy przy al. Kościuszki. Była jedynaczką.

Zaginęła podczas pielgrzymki

To była jej pierwsza zagraniczna wycieczka. 28 września 2012 roku na pielgrzymkę z Bełchatowa do Wilna rusza 55 osób, w tym 79-letnia pani Kazimiera Zaremba. Po postoju i noclegu w Augustowie, autokarowa wycieczka rusza dalej. Po przyjeździe do Wilna, grupę polskich turystów wita przewodniczka. Zeznaje później, że od początku zaniepokoiło ją zachowanie pani Kazimiery. Kobieta miała mieć problemy z pamięcią. Oddalała się także od grupy. Jednym z pierwszych i istotnych punktów wycieczki była sobotnia msza święta w słynnej kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej. Po liturgii grupa zbiera się przed świątynią. Na miejsce zbiórki nie trafia jednak Pani Kazimiera. Kiedy opiekun wycieczki, ksiądz Piotr Kotas próbuje skontaktować się z zaginioną, telefon odbiera jej córka. Okazuje się, że Pani Kazimiera zostawiła telefon w Polsce.

Rozpoczynają się poszukiwania, w które ochoczo angażują się pozostali pielgrzymi. Przewodniczka powiadamia służby, a po 30 minutach okolicznych poszukiwań grupa pielgrzymów wraca do autokaru. Nagrania z miejskiego monitoringu pomogły ustalić, że seniorka w dzień zaginięcia chodziła po parkingu i łapała za klamki pojazdy. Kolejny ślad to nagranie z monitoringu stacji benzynowej, znajdującej się sześć kilometrów od Ostrej Bramy. Pracownicy obiektu zeznali, że Kazimiera Zaremba o godzinie trzeciej chciała kupić rumianek. Niedługo potem widziana była na pobliskim osiedlu. Nie miała płaszcza i torebki. Spotkanemu dozorcy miała wyznać, że jest jej zimno. Szukała samochodu. I chociaż od zaginięcia Kazimiery Zaremby minęło ponad 10 lat, kobieta nadal jest poszukiwana. W razie posiadania informacji na temat Kazimiery Zaremby należy zgłosić się do policji z Bełchatowa - numer tel.: (0-42) 665 2256 oraz e-mail: dyzurnykwp@lodzka.policja.gov.pl.

Wyszła na spotkanie biznesowe

Beata Kotwicka mieszka w Poznaniu. Robi karierę na rynku finansowym, nie narzeka na finanse. Ma 28 lat, razem ze swoim mężem spodziewają się dziecka. 18 lutego 2004 roku wychodzi na spotkanie biznesowe, które ma odbyć się na osiedlu Lecha. Ma szybko załatwić sprawy i wrócić. Nigdy nie wraca. Do tej pory nie odnaleziono jej ciała ani żadnej poszlaki, która mogłaby wskazać na to, co stało się z Beatą. Policja i prokuratura sprawdzała wszystkie wersje potencjalnych zdarzeń. W poszukiwania bardzo aktywnie zaangażował się mąż Beaty, Rafał. Wyznaczył nagrodę dla osoby, która pomoże odnaleźć jego żonę. Zatrudnił także prywatnego detektywa. Przeszukano okolicę, sprawdzono wszystkie tropy. Bezskutecznie. W kwietniu 2011 roku mąż Beaty Kotwickiej, Rafał I. popełnił samobójstwo. Podczas śledztwa pojawiły się podejrzenia, że to on mógł być zamieszany w sprawę. Operator sieci komórkowej, z której korzystała Beata Kotwicka, wskazał, że jej telefon nie opuścił miejsca, w którym mieszkała. Nikt nie widział także, żeby feralnego dnia 28-latka wychodziła z mieszkania.

Co zrobić, kiedy podejrzewamy zaginięcie?

Przede wszystkim nie czekać. Policja przygotowała instruktaż, którym należy się wesprzeć, kiedy podejrzewa się, że bliska osoba zaginęła. Kluczowa jest szybka reakcja. Na początku przekaż Policji wszystkie informacje dotyczące osoby zaginionej. Potem dokładnie przeszukaj okolicę, prześledź krok po kroku trasę, którą mógł przebyć zaginiony, możesz pokazać zdjęcie zaginionego osobom, które mieszkają lub pracują w pobliżu. Sprawdź wszelkie miejsca, w których osoba zaginiona może przebywać, zadzwoń do znajomych. Warto aktywnie uczestniczyć w poszukiwaniach, trzeba rozdzielić zadania między rodzinę, przyjaciół i wszystkich, którzy chcą i mogą pomóc. W Polsce działa także wiele fundacji i organizacji zajmujących się pomocą w poszukiwaniu osób zaginionych. Warto się do nich zgłosić, żeby zwiększyć szanse na odnalezienie zaginionej osoby.