Prezydentowa Francji, choć obdarzona głosem mającym niewiele wspólnego z Edith Piaf, lubi jednak inteligentne teksty i w swoich mruczandach kontynuuje dobrą tradycję piosenki francuskiej, w dodatku rozsławiając ją na świecie.
Teraz zaś rozsławia nazwisko zapomnianego już nieco genialnego dziecka francuskich lat jazzu i egzystencjalizmu Borisa Viana. Od poniedziałku Francuzi mogą bowiem usłyszeć, jak Bruni śpiewa piosenkę wyciągniętą z rękopisów Viana i noszącą tytuł, nad którego adekwatnością możemy się tylko zadumać - "La valse des mannequins" ("Walc modelek"). To jeden z utworów, które znalazły się w podwójnym albumie wypuszczonym właśnie przez wytwórnię Universal. Pretekstem jest pięćdziesiąta rocznica śmierci Viana, która wypadła 23 czerwca, zaś media francuskie bardzo się przedsięwzięciem ekscytują. I trudno się dziwić, bo na liście wykonawców obok żony Sarkozy’ego (która oczywiście sama w sobie byłaby wystarczającym powodem do ekscytacji) znalazły się takie gwiazdy, jak królowa piosenki francuskiej Juliette Greco, legenda kina Jeanne Moreau oraz Jane Birkin, piosenkarka i aktorka znana z "Powiększenia" Antonioniego oraz z tego, że była muzą Serge’a Gainsbourga.
Skąd taka miłość francuskich gwiazd do zapomnianego już nieco artysty szalonych lat 40. i 50.? Boris Vian w Polsce znany jest niemal wyłącznie jako pisarz. Dziś najbardziej ceniona jego powieść to zapewne "Piana złudzeń" (1947), którą można by określić mianem "surrealistycznego egzystencjalizmu", gdyby takie miano istniało. Na szczęście nie istnieje, powiedzmy więc, że chodzi o przygody miłosne i egzystencjalne pewnego młodzieńca opisane z lekkim przymrużeniem oka oraz wstawkami surrealistycznymi - na przykład o węgorzu, który został schwytany przez kucharza, kiedy zakradał się przez kran do ananasowej pasty do zębów. Obok drapieżnej ryby pojawia się tam także niejaki "Jean-Sol Partre" - filozof, o którym rozmawiają wszyscy paryscy studenci i kucharze.
Poza książkami zaliczanymi do literatury wysokiej i pisanymi pod własnym nazwiskiem, Vian publikował jeszcze kryminały i opatrywał je pseudonimem. Najsłynniejszy z nich to "Napluję na wasze groby" (1946), kryminał o amerykańskim Murzynie, który mści się na sprawcach linczu na jego bracie. Vian podpisał go amerykańskim nazwiskiem Vernon Sullivan, siebie zaś umieścił w książce jedynie jako tłumacza. Powieść wzbudziła wielkie zainteresowanie nie tylko z powodu swoich walorów literackich. Vian miał dodatkowo niezwykłe szczęście, że pewien mężczyzna, który zamordował kochankę, na miejscu zbrodni porzucił egzemplarz jego książki - co sprawiło, że ówczesna prasa zaczęła ją reklamować ekstatycznymi nagłówkami w rodzaju "powieść, która zabija".
By ogarnąć choć trochę niezwykłość tego człowieka, dodajmy, że w swoim 39-letnim życiu zdążył być scenarzystą, dramaturgiem, autorem skeczów, aktorem, jazzmanem (grał na trąbce) i inżynierem (z wykształcenia). Wspomnijmy też, że był legendą swojej epoki - która przeszła do historii jako ostatnia epoka rozkwitu kultury francuskiej. Należał do tych artystycznych osobowości, które zaludniały kawiarnie bulwaru Saint-Germain - obok Jean-Paula Sartre’a, Simone de Beauvoir, Juliette Greco, Raymonda Queneau i Milesa Davisa.
Ale Vian był także - a może przede wszystkim - tekściarzem, kompozytorem i wykonawcą piosenek (napisał ich 461), a konkretnie jednym z tych, którzy wymyślili piosenkę francuską - tę szczególną mieszankę prostej muzyki z wyrafinowanymi słowami, łączącymi inteligentny sarkazm z liryzmem. Juliette Greco, z którą Vian się przyjaźnił, śpiewała jego piosenki od początku kariery, zaś Jane Birkin wspomina, że Serge Gainsbourg uważał Viana za swojego największego mistrza.
Najsłynniejszą z piosenek Viana jest zapewne do dzisiaj piosenka "Dezerter", napisana w formie listu do ówczesnego prezydenta Francji. Prostymi, naiwnymi słowami tłumaczył w niej, że "nie znalazł się na ziemi po to, by zabijać biednych ludzi". Napisał ją, gdy kończyła się wojna w Indochinach, i zaśpiewał publicznie w czasie wojny w Algierii. Piosenka została zakazana w radiu, zaś Vian był szykanowany przez skrajną prawicę. Ale piosenkarz, który ewidentnie lubił występować jako sędzia swojej epoki, najczęściej do spraw poważnych dodawał nutę sarkazmu - aż stała się ona jego znakiem firmowym. Jego piosenki są zwykle scenkami aktorskimi rozegranymi tonem głosu - podobnie będą potem śpiewać Georges Brassens i Jacques Brel. Tak jest na przykład w zabawnej piosence "La java des bombes atomiques", której bohater opowiada o swoim hobby konstruowania bomb atomowych - ale opowieść przerywa co strofka okrzykiem: "O, coś tam tyka, za chwilę wracam".
Ten ton Viana jest mistrzowski. To dzięki niemu w utworze "Je suis snob" ("Jestem snobem") już pierwsze słowa wywołują uśmiech słuchacza. Ale tonowi towarzyszą błyskotliwe, ironiczne słowa: "Jestem snobem (…). Chodzę do kina na szwedzkie filmy, potem wstępuję na whisky a go go, nie mam problemów z wątrobą, tego się już dziś nie robi, mam za to wrzody, to mniej banalne i znacznie droższe". Wspaniała jest też piosenka Viana "Dusza słowiańska". Gilbert Becaud jeszcze w 1964 roku nagrał piękny i świadczący o ciężkim kretynizmie utwór "Nathalie", w którym zachwycał się Moskwą oraz grobem Lenina. Vian był trochę mądrzejszy, kiedy wiele lat wcześniej śpiewał z ironią o francuskiej rusomanii: "Urodziłem się w Ville d’Avray, moi rodzice byli Francuzami, moja mama miała na imię Jeanne, a ojciec Victor. Ja nazywam się Igor. (…) Tyle razy brano mnie za prawdziwego Rosjanina, że mam już wszystkie jego nawyki, żywię się zakąskami, jem pierożki, piję wódkę w środku posiłku (…). Jestem pod takim wpływem mojego imienia, że we wszystkich oknach zamontowałem żelazne kurtyny. Ale trzymam je otwarte…"
Jak to często bywa, ten świetny prekursor piosenki francuskiej jest dziś mniej popularny niż jego liczni kontynuatorzy. Niestety umarł zbyt młodo. 23 czerwca 1959 roku udał się do kina na premierę filmu nakręconego na podstawie "Napluję na wasze groby". Kilka minut po rozpoczęciu seansu dostał zawału, który był rezultatem niewydolności serca nabytej w dzieciństwie.
Ale żeby zakończyć mniej ponuro - na YouTube można znaleźć filmik łączący Carlę Bruni z Vianem w jeszcze inny sposób. Jest to fragment konferencji prasowej Sarkozy’ego na szczycie G8, na której prezydent pojawił się po spotkaniu z Władimirem Putinem. Polskim czytelnikom wystarczy szepnąć, że jego sposób mówienia żywo przypominał wygibasy słowne Aleksandra Kwaśniewskiego podczas pewnego wykładu na Ukrainie - zaś tłem do filmiku jest piosenka Borisa Viana "Je bois" ("Piję"). Która zaczyna się następująco: "Piję systematycznie, żeby zapomnieć o przyjaciołach mojej żony…".