Jak podał polsatnews.pl, według nieoficjalnych informacji rakieta przeleciała wzdłuż granicy i trafiła na teren Polski. Po zmianie trajektorii miała wrócić na terytorium Ukrainy. Prawdopodobnie zestrzelono ją przez tamtejszy system obrony powietrznej.
Niezidentyfikowany obiekt wleciał na teren Polski
Jak już pisaliśmy, w piątek przed godziną 11 Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że rano w przestrzeń powietrzną RP od strony granicy z Ukrainą wleciał niezidentyfikowany obiekt powietrzny. Od momentu przekroczenia granicy do miejsca zaniku sygnału obserwowany był przez środki radiolokacyjne. Dowódca Operacyjny RSZ uruchomił dostępne siły i środki.
Radary straciły sygnał obiektu w okolicach Zamościa. W poszukiwania obiektu, który wleciał w przestrzeń powietrzną RP zaangażowano 200 policjantów, wojsko oraz żandarmerię wojskową. Dotychczas jednak nikt nie potwierdził doniesienia o tym, że rakieta spadła na teren Polski.
- Badamy zapisy z naszych systemów radiolokacyjnych, zostaną poddane szczegółowej analizie i przedstawione przełożonym. Ale trwają też poszukiwania naziemne, w tej chwili ponad 20 żołnierzy jest zaangażowanych w poszukiwania w miejscu utraty tego sygnału, tak, żeby wszystkie scenariusze szczegółowo zbadać i nic nie pominąć - mówił dla polsatnews.pl podpułkownik Jacek Goryszewski, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
"To niedopuszczalne, by przypadkowe rakiety spadały na Polskę"
Jak podkreślił w rozmowie z portalem Dziennik.pl generał Waldemar Skrzypczak, Polska musi zrobić wszystko, aby system obrony powietrznej był bardziej szczelny, aby można było reagować.
- Niedopuszczalne jest to, aby przypadkowe rakiety spadały na Polskę - podkreślił były dowódca wojsk lądowych. Generał Skrzypczak tłumaczył, że systemy rakietowe przechwytują pociski. W przypadku zagrożenia rakiety, którymi dysponujemy, niszczą pociski przeciwnika w powietrzu, aby one nie doleciały do Lublina, Zamościa, czy innych miejsc, w których żyją Polacy - dodał.