Pożar w Poznaniu. Czujka dymu uratowała mieszkańców
W Poznaniu w nocy z soboty na niedzielę doszło do pożaru, a następnie wybuchu w kamienicy przy ul. Kraszewskiego. W trakcie akcji poszkodowanych zostało 11 strażaków, a dwóch było poszukiwanych. Przed południem premier Donald Tusk poinformował, że obaj strażacy nie żyją.
Podczas briefingu w Poznaniu, gdzie przybył wiceszef MSWiA, zwrócił on uwagę, że pierwsze jednostki straży przybyły na miejsce o godz. 23.55, czyli 5 minut po zgłoszeniu. Zaznaczył, że zgłoszenie było możliwe dzięki temu, że jedna z osób miała u siebie w mieszkaniu zamontowaną czujkę dymu. - To ona w pierwszym momencie zaalarmowała i dzięki temu podjęto działania związane z ewakuacją, na samym początku, mieszkańców tego budynku - podkreślił Leśniakiewicz.
Poinformował, że miejsce pożaru zostało zlokalizowane około godz. 5 rano. - Jednak mamy sytuację taką, że strażacy jeszcze nie wchodzą do tego budynku, żeby dokonać dokładnego rozeznania. Budynek jest bardzo mocno uszkodzony. Nie ma drogi ewakuacyjnej, którą można by się ewentualnie poruszać i wejść do środka budynku - zaznaczył.
Poznań: Trwa akcja strażaków
Podkreślił, że obecnie prowadzone będą dalsze działania, ponieważ trzeba dokonać - i nie nastąpi to w ciągu najbliższych godzin - ponownego bardzo dokładnego sprawdzenia obiektu, czy nie ma w nim kolejnych osób poszkodowanych.
Wiceminister przekazał, że według policyjnych danych, wszystkie osoby, które mieszkały w budynku, zostały ewakuowane. - Nie ma informacji, żeby ewentualnie ktoś pozostał - powiedział. Zaznaczył jednocześnie, że nie ma w tym momencie pewności, że w obiekcie nie znajdowała się jakaś osoba postronna. - Stąd też nie możemy narażać ratowników i wprowadzić ich na tę fazę do działań ratowniczych, mimo że mamy 25 sekcji ratowników zaangażowanych, dwie grupy poszukiwawczo-ratownicze - dodał.