- Może dobrze się stało, bo nie mamy już żadnego osobistego interesu. Sprawa poruszyła serca bardzo wielu osób i to jest dobry moment, żeby zacząć dyskusję. Najwyższy czas, by napisać dobry projekt społeczny, który pozwoli na odpartyjnienie mediów, zapewnienie im finansowania i podniesienie jakości - mówi nam Agnieszka Odorowicz.

Reklama

Rada nadzorcza TVP odrzuciła kandydaturę nie tylko szefowej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, ale też Jacka Wekslera, twórcy TVP Kultura i byłego wiceministra kultury, a także Roberta Kozaka, byłego dziennikarza i szefa oddziału polskiego BBC. Żadne z nich nie będzie miało szansy opowiedzieć członkom rady o swojej wizji TVP w bezpośredniej rozmowie.

Postanowili jednak wykorzystać negatywną dla siebie decyzję do - jak sami twierdzą - zainicjowania pierwszej od kilku lat, poważnej debaty na temat mediów publicznych.

Cała trójka przyznaje, że impulsem do działania był dla nich list Obywateli Kultury, którzy zaprotestowali przeciwko decyzji rady oraz "partyjnemu zawłaszczaniu TVP", a także głos prezydenta Bronisława Komorowskiego, który publicznie oświadczył, że jest zaniepokojony pominięciem kandydatów związanych z obszarem kultury już na początkowym etapie konkursu.CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Reklama

- Mam nadzieję, że to jest historyczny moment, pierwszy raz w historii Polski, kiedy ważny polityk w osobie prezydenta wyraził zaniepokojenie złą praktyką wyłaniania zarządów mediów publicznych, w oparciu o parytet polityczny a nie przesłanki merytoryczne i fachowe - mówił Robert Kozak. - Parytet polityczny i wyłanianie zarządu w oparciu o układ polityczny w mediach nie są zjawiskami nowymi. Żadne z nas nie chciało brać udziału w tym konkursie, natomiast były pewne siły, które sugerowały, że to się wreszcie może skończyć - dodawał.

W czasie zwołanej na gorąco konferencji prasowej odrzuceni w konkursie kandydaci opowiadali o swojej wizji mediów publicznych. Poruszali znane od dawna bolączki TVP - komercjalizacja, problemy z finansowaniem, upartyjnienie, obniżanie standardów.

- Mamy do czynienia z kryzysem tożsamości mediów publicznych. One nie wiedzą, czy są komercyjne, czy są publiczne - mówił Weksler. - Ustawa z 1992 roku o radiofonii i telewizji jest starożytna. Po drodze wstąpiliśmy do NATO, UE, nastąpiła cyfryzacja. Zmieniło się całe pokolenie - wyliczał.

Reklama

Odorowicz postulowała z kolei zastąpienie "fetyszu oglądalności" badaniami satysfakcji widzów.

- Jesteśmy za poważną rozmową o tym, dlaczego my jako obywatele mamy płacić na media publiczne. Nie wiadomo, czemu te media w dzisiejszej kondycji moralnej i finansowej miałyby służyć. Uważamy, że najpierw należy odbyć z obywatelami rozmowę na temat tego, jakiej telewizji chcą. A następnie należy stworzyć nową konstytucję mediów publicznych, które moim zdaniem nie powinny być spółkami prawa handlowego. Za dużo tajemnic, kontraktów - mówiła.

Zarówno Odorowicz, Kozak, jak i Weksler skrytykowali proces restrukturyzacji zatrudnienia TVP, w wyniku którego przeniesiono kilkuset pracowników, w tym dziennikarzy, do firmy zewnętrznej. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

- Tak jak moich aktorów w teatrze nie oddałbym w leasing, tak również dziennikarzy - tłumaczył Weksler.

Komentowano też głośną sprawę wpadki Tomasza Lisa, w którego programie cytowano wpisy w fałszywego twitterowego profilu córki Andrzeja Dudy.

Agnieszka Odorowicz pytana, jak by się zachowała wobec dziennikarza, gdyby siedziała w fotelu prezesa TVP, opowiedziała dyplomatycznie. - Media publiczne muszą wyznaczać wysokie standardy i sytuacja, w której się podaje informacje nieprawdziwe, niesprawdzone jest niedopuszczalna - odparła.

****

To nie pierwsza i zapewne nie ostatnia dyskusja na temat kształtu i zadań oraz funkcjonowania mediów publicznych w Polsce. Przez ostatnich kilkanaście lat odbyło się ich wiele. Podobnie jak wiele było już projektów ustawy medialnej. Gruntownej reformy jak nie było, tak nie ma. Dlatego trudno się spodziewać, że zwołana ad hoc inicjatywa pod przewodnictwem Agnieszki Odorowicz zakończy się inaczej.

Kozak na pytanie, dlaczego tym razem miałoby się udać, odpowiada enigmatycznie, że takie są wymogi demokracji, że w końcu musi się coś zmienić. Odorowicz zaś zapewnia, że będzie szukać poparcia politycznego wszędzie, gdzie się da: - Ustawa o kinematografii była debatowana przez 10 lat, co nie znaczy, że trzeba było tego zaprzestać i odpuścić.