Gdy DZIENNIK zadzwonił do Marcinkiewicza z prośbą o komentarz, były premier nie mógł uwierzyć, że gazeta jest w posiadaniu tej korespondencji, po czym na kilkanaście sekund zamilkł. "Niedobrze, że ten list dostał się do mediów przed wyborami" - powiedział DZIENNIKOWI. Dodał jednak: "Żałuję, że przez miesiąc Jarosław Kaczyński na ten list nie zareagował".

Reklama

Dziennik.pl już dawno pisał o odejściu byłego premiera z PiS. Jarosław Kaczyński pytany o to kluczył. Marcinkiewicz uciekał od odpowiedzi. Politycy PiS mówili, że były premier cały czas jest w szeregach Prawa i Sprawiedliwości, a jedynie ograniczył swoją aktywność polityczną, bo szefuje europejskiemu bankowi. Tak twierdził też bliski współpracownik premiera Adam Lipiński. Prawda jest jednak inna.

Marcinkiewicz pisze do premiera: "Bardzo trudno podjąć taką decyzję, ale nie mam innego wyjścia. To boli, ale nie mogę pozwolić na stawianie mnie w rzędzie z Kaczmarkiem i Netzlem. Zwłaszcza gdy robi to premier i lider mojej partii". We wstępie nawiązuje do tego, co sam wcześniej ujawnił - że przed dwoma laty, gdy był premierem, mógł być podsłuchiwany. I dodaje, że nie mógł kłamać dziennikarzom. Zdarzenie - "pewnie Pan wie, jest prawdziwe" - pisze.

Marcinkiewicz nie ma wątpliwości, atak premiera na niego w tej sprawie ma jeden cel, osłabić powagę zarzutu. "To ja mam być kozłem ofiarnym. Trzeba na wszelki wypadek podważyć moją wiarygodność. Trudno. Wiem, że mogę spodziewać się kolejnych akcji. Też trudno". W liście odnosi się też do wewnętrznych spraw PiS. Opisuje zawłaszczanie państwa i porównuje je do poczynań polityków SLD z poprzedniej kadencji. Pisze także o "szarogęszących się politykach PiS wywodzących się z PC". Tzw. zakon w ocenie byłego premiera podejmuje działania niszczące jedność partii.

Marcinkiewicz opowiada także o swoich relacjach z PiS. "Nigdy o nic nie prosiłem Pana Premiera dla mnie osobiście, może poza głupim pomysłem PKO BP i tak niezrealizowanym. Nie zabiegałem o premierostwo. Podjąłem się tego zadania na Pańską prośbę i wykonałem je solidnie. Gdy trzeba było z niejasnych powodów, tzw. przyśpieszenia, bez szemrania ustąpiłem, odszedłem".

Marcinkiewicz nie godzi się z krytyką, jaka spotyka go ze strony premiera. "W związku z Pańską publiczną oceną mojej osoby, ale także ze względu na brak zgody w partii na mówienie tego, co się myśli, na polemikę z niektórymi błędnymi decyzjami ani na krytykę wybieranej taktyki działania składam na Pana ręce rezygnację z członkostwa w PiS" - informuje Jarosława Kaczyńskiego. A całość listu można przeczytać tutaj.