Aleksandra Makowskiego jako źródła nikt nigdy nie weryfikował. Nie sprawdzano jego wiarygodności, nie kontrolowano jego osoby, nie sprawdzono nawet jego miejsca pracy i otoczenia. Co więcej, nigdy nie podjęto weryfikacji jego źródeł w "ZEN", a on sam nie zgodził się na ujawnienie ich personaliów wywiadowi.

Oficerowie wywiadu nie mieli też możliwości spotkać się z nimi osobiście bez towarzystwa Makowskiego. Pytani o ten niezwykły tryb postępowania, odpowiedzialni za to tłumaczyli się różnymi okolicznościami. Min. Szmajdziński wskazywał przede wszystkim na konieczność natychmiastowego działania w związku z bliskim terminem akcji w "ZEN". Szef WSI podkreślał zasługi i skuteczność Makowskiego z okresu pracy dla SB.

Według autorów raportu, operacja "Z" była przykryciem i tak naprawdę miała zapewnić osobiste korzyści Makowskiemu i związanych z nim ludzi.

Wydatkowano bowiem olbrzymie sumy na utrzymanie rzekomego źródła czy kontaktu Makowskiego. Na organizowanie fikcyjnych firm, które miały zaopatrywać nasze wojsko. Przekazywano fałszywe meldunki innym służbom krajowym, wiceministrowi MON odpowiedzialnemu za WSI, a przede wszystkim premierowi i prezydentowi. Na podstawie tych właśnie meldunków generał Marek Dukaczewski zimą 2005 r. sugerował władzom wprowadzenie w całym państwie nadzwyczajnych środków, mających ochronić przed zamachem terrorystycznym.

Makowski sugerował też, powołując się na swoje fikcyjne źródła, że sojusznicy zachodni ze względu na wielkomocarstwową grę polityczną nie są zainteresowani likwidacją terrorystów. Na skutek takiej dezinformacji wywiad rozpoczął operację, która miała na celu wyłudzenie od sojuszników wielomilionowej nagrody pod pozorem eliminacji terrorystów.







Reklama