Policja szacuje, że pod Pałacem Prezydenckim zebrało się ok. 300 osób. Większa liczba ludzi przeszła w marszu pamięci - w sumie na Krakowskim Przedmieściu zgromadziło się około tysiąca osób, w tym zwolennicy przeniesienia krzyża.
Jeszcze nim marsz dotarł na miejsce, doszło do przepychanek. Zatrzymano jednego mężczyznę, którego odwieziono na komendę.
"Dochodzi do utarczek słownych pomiędzy osobami, które się tu zgromadziły. Mieliśmy też jedną przepychankę - najbardziej agresywny z jej uczestników został przewieziony na komendę, kolejnego wylegitymowaliśmy. Był też incydent ze złamaniem krzyża, który przyniósł jeden z uczestników zgromadzenia" - relacjonował rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński.
Policjanci i strażnicy miejscy zostali także obrzuceni inwektywami. Część zebranych pod Pałacem Prezydenckim nazwała ich m.in. zomowcami - relacjonuje TVP Info.
Zgromadzony tłum miał ze sobą wiele transparentów. Na jednym z nich napisano: "Amatorszczyzna czy zdrada stanu? Tusk przed Trybunał Stanu". W pewnej chwili, gdy rozpoczęła się modlitwa, część zgromadzonych zaczęła skandować "Inkwizycja", ale także "Jest krzyż, jest impreza".
Głos zabrał Jarosław Kaczyński, który wśród okrzyków "Jarosław" i "Tu jest Polska" zwrócił się do zebranych - jak mówił - nie jako polityk, ale jako obywatel i prawnik.
"Jako prawnik pytam, dlaczego płyta chodnika została wyłączona z ruchu. Musimy tę decyzję, która spowodowała oddzielenie tej części Krakowskiego Przedmieścia, znaleźć i zaskarżyć ją do sądu" - mówił Jarosław Kaczyński.
"Musimy walczyć o Polskę, ale nie inaczej niż razem z Kościołem, dlatego sprawa tego krzyża musi być załatwiona razem z Kościołem" - stwierdził szef PiS, a jego słowa nagrodzono brawami. Zwrócił uwagę, że Społeczny Komitet Budowy Pomnika ma różne koncepcje, które mogą być kompromisowe. "Problem polega tylko na tym, że wszystkie karty na tutaj władza. Apeluję do prezydenta, by skłonił do podjęcia decyzji swoich politycznych przyjaciół. Ta sytuacja musi się skończyć, ale z honorem, mamy prawo tego od władzy oczekiwać" - stwierdził.
"Ta piękna manifestacja przypomina mi lata 80. Rozejdźmy się teraz spokojnie do domów" - zaapelował na koniec szef PiS.
W warszawskiej archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela, odprawiono w piątek wieczorem mszę świętą w intencji wszystkich 96 ofiar katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem. Wzięły w niej udział setki osób, wśród nich bliscy tych, którzy zginęli.
Mszę odprawiono pięć miesięcy po tragedii. W kościele i przed nim zgromadziły się tłumy. Wśród rodzin ofiar, które wzięły udział w uroczystości był m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński.
"Dzień dziesiąty każdego miesiąca, od 10 kwietnia 2010 r., będzie dniem, który w sercach Polaków będzie zawsze miał swoje miejsce" - mówił w homilii proboszcz parafii archikatedralnej, ks. Bogdan Bartołd.
W słowie skierowanym do wiernych wspominał też chwilę, w której dowiedział się - jadąc samochodem - o katastrofie samolotu pod Smoleńskiem. "Zamarliśmy wtedy. Wszyscy mówiliśmy do Boga: +Panie, to chyba niemożliwe+" - podkreślał.
Dodał, że po katastrofie - "w czasie żałoby, zamyślenia i zadumy" - Polacy pokazali swe prawdziwe oblicze. "Wszyscy zadajemy pytanie, czy tylko w takich chwilach potrafimy się jednoczyć, być razem, wznieść się ponad słabości i przywary, które wzięły się z grzechu pierworodnego" - mówił.
Zwracając się do zgromadzonych w katedrze, podkreślił, że ich obecność "wskazuje, że wszystko, co polskie i piękne, jest nam bliskie".
Podczas modlitwy powszechnej modlono się m.in. o to by "miłosierny Bóg wybaczył tym, którzy mieli udział w śmierci Lecha i Marii Kaczyńskich".