Odpowiedzialny za modernizację armii wiceminister Waldemar Skrzypczak stracił dostęp do informacji niejawnych 20 września. W MON nie ma odpowiednika, który funkcjonowałby na zbliżonym rangą stanowisku bez certyfikatu. Druga strona wojny domowej w MON również odniosła straty. Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Janusz Nosek, który odmówił pozytywnej weryfikacji Skrzypczakowi, odszedł ze stanowiska. Kontrwywiad wojskowy, który odgrywa kluczową rolę w ochronie polskich wojsk w Afganistanie, od miesiąca ma jedynie p.o. szefa – ppłk. Piotra Pytla. Ten nie ma nawet zastępców. Jeśli lekarz wystawi mu L4, służba pozostanie bez kierownictwa.
Zapytaliśmy MON, co od 20 września robił wiceminister bez certyfikatu. I jak swoje obowiązki pełni w warunkach tymczasowości kontrwywiad.
W odpowiedzi z MON czytamy, że gen. Skrzypczakprowadzi odprawy i narady, rozpatruje pocztę skierowaną do podsekretarza stanu (jawną), uczestniczy w seminariach, konferencjach, targach zbrojeniowych krajowych i zagranicznych. Spotyka się z prezesami wojskowych zakładów zbrojeniowych nadzorowanych przez MON, żołnierzami czy pracownikami wojska. W zakresie informacji niejawnych sprawy rozpatrują minister obrony narodowej, szef Inspektoratu Uzbrojenia i radca generalny w pionie podsekretarza stanu ds. uzbrojenia i modernizacji. Skrzypczak nie mógł np. uczestniczyć w posiedzeniu zespołu sterującego dotyczącym nowej struktury Sił Zbrojnych RP. Taka narada wymaga certyfikatu.
Rzecznik MON nie podał, z jaką liczbą dokumentów niejawnych nie mógł się zapoznać generał. Pierwsze przesłanki braku decyzyjności na stanowisku Skrzypczaka już widać. W przypadku lotniska Świdwin mają być podjęte decyzje, czy zamiast Su-22 będą tam stacjonować myśliwce F-16, czy bezzałogowe drony. Sprawa się opóźnia. Pokłosiem wyłączenia Skrzypczaka mogą być też zawirowania wokół bojowych wozów piechoty.
Tymczasowo jest również w SKW. Od niemal miesiąca służbą kieruje podpułkownik Piotr Pytel – jako pełniący obowiązki. W chwilę po tym jak objął swoje stanowisko (awansując z poziomu dyrektora w SKW), wnioskował o odwołanie dwóch zastępców. Ta kadrowa pustka nie dziwi polityków rządzącej koalicji. – Nie ma powodów do niepokoju, służba działa, jak powinna – odpowiada szefowa komisji ds. służb Elżbieta Radziszewska. Odmiennego zdania jest Marek Opioła (PiS), który też zasiada w tej komisji. – Sytuacja bez precedensu w historii ostatnich 20 lat. Budzi mój najwyższy niepokój, że tak dużą służbą kieruje jedna osoba. Co się stanie, gdy zachoruje? – krytykuje Opioła.
Zapytaliśmy rzecznika prasowego MON, w jaki sposób i kiedy minister Siemoniak zamierza ustabilizować sytuację. – Minister dobrze ocenia działalność pełniącego obowiązki szefa podpułkownika Piotra Pytla. Termin powierzenia obowiązków szefa SKW mija 8 stycznia 2014 r. – brzmiała wysłana mailem odpowiedź.
Sama historia gen. Skrzypczaka ma swój ciąg dalszy. Współpracująca z izraelskimi firmami zbrojeniowymi Monika Bal przekonuje w liście otwartym do premiera Donalda Tuska, że wiceminister mówi nieprawdę o szantażowaniu go przez izraelskiego lobbystę Mieczysława Bulla podczas spotkania w domu Skrzypczaka w Legionowie. Generał w rozmowie z DGP przekonuje, że oskarżenia pod jego adresem są niedorzeczne. Bal ma swoją wersję, którą prezentuje w rozmowie z dziennik.pl.
To awantura wywołana przez lobbystów
Panie generale, od kilku dni wszyscy biją w pana jak w bęben, a pan się nie broni.
Gen. Waldemar Skrzypczak: Czekam, aż sprawa się wyjaśni i zajmuję swoją pracą. Nie chcę brać udziału w awanturze lobbystycznej. Mogę powiedzieć tylko tyle, że nasza armia jest w tej chwili na etapie wielkiej modernizacji i są firmy, które za wszelką cenę chciałyby dla siebie wyciągnąć pieniądze. Które być może powinien zarobić polski przemysł zbrojeniowy. Więc każdy chwyt jest dozwolony.
Ale ten list, który wywołał awanturę, pan napisał. Zacytuję: "intencją MON jest, by nie tracić czasu i zacząć formułowanie zasad potencjalnej współpracy pomiędzy Polską i Izraelem w odniesieniu do produkcji i rozmieszczenia w Polsce systemów BSP (bezzałogowego statku powietrznego), które są użytkowane w Siłach Zbrojnych Izraela, a których kontraktorem jest firma Elbit Systems".
Napisałem. Ta firma robi 90 proc. zleceń dla izraelskiej armii i moją intencją było dowiedzenie się jak najwięcej o jej dronach i ich uzbrojeniu bojowym. Do tej pory taką wiedzę Izraelczycy przekazali tylko Amerykanom. A teraz my jesteśmy drugim państwem, które poznało tę dokumentację.
I nie widzi pan nic złego w tym, że wymienił przed rozstrzygnięciem przetargu konkretną firmę?
Nie. Jestem wręcz z siebie dumny, że w efekcie udało nam się zdobyć taką wiedzę. To się nazywa dialog techniczny, polega na zdobywaniu informacji za wszelką cenę i jest prowadzony przed rozstrzygnięciem przetargu. Tak nawiasem mówiąc: jedna z gazet ogłosiła już wyniki tego przetargu, tymczasem on jeszcze nawet nie został rozpisany. Nastąpi to dopiero w II albo III kw. przyszłego roku.
Rozmawiał pan tylko z Izraelem?
Oczywiście, że nie. W zainteresowaniu resortu było kilkadziesiąt firm, potem zostało 14 głównych. Ja takich pism wysłałem wiele, w podobnym tonie. I w tym samym celu. Przy czym, proszę zwrócić uwagę, nie były to jakieś poufne listy czy pisma typu top secret, tylko otwarta, jawna korespondencja.
Jednak izraelska firma IAI, konkurent Elbitu, bardzo się oburzyła.
Sprawa jest skomplikowana, ale niech będzie. Chciałbym podkreślić, że ja, jako polski generał, jako żołnierz, który składał przysięgę, nie zgodzę się nigdy, aby nam podsuwano projekty, które wcześniej sprzedano Rosjanom. Bo razem z tym sprzętem sprzedaje się kody źródłowe. I z tego powodu kłopoty ma nawet Izrael, gdyż firma, która teraz mnie atakuje, sprzedała swoje bezzałogowce, pod nazwą Heron, Rosji. A ta, niewykluczone, komuś innemu. W każdym razie ten ktoś, zapewne Hezbollah albo Iran, sparaliżował drony tej firmy w Izraelu.