Marcin Zaborski: Uspokoi mnie pan, panie profesorze?

Szewach Weiss: A czym się pan martwi?

Czytam w gazetach, że nadchodzi III wojna światowa. A na uniwersytetach naukowcy organizują debaty pod hasłem: Czy Europie grozi nowy konflikt?

W tradycji i religii żydowskiej mówimy, że czas proroków się skończył... Prosiłbym więc moich przyjaciół – naukowców i dziennikarzy – aby nie stawiali się w pozycji proroków. Było już przecież tyle niespodzianek odnoszących się do political fiction. Kto by wcześniej pomyślał, że Donald Trump może być kandydatem na prezydenta USA? I kto sobie kiedyś wyobrażał, że rozpadnie się Związek Radziecki? To jedna sprawa. A z drugiej strony muszę powiedzieć, że nie pamiętam takiego czasu w historii, żeby gdzieś nie toczyła się wojna. Choć oczywiście po 1945 r. mieliśmy nadzieję, że to się już nie powtórzy. Miałem tę nadzieję, gdy byłem dzieckiem i Armia Radziecka nas – Żydów – wyzwalała. Wychodziłem wtedy z piwnicy, w której ukrywaliśmy się z rodzicami i przeżyliśmy dzięki Sprawiedliwym wśród Narodów Świata. Żegnaliśmy się ze szczurami i wszami oraz z uczuciem paskudnego głodu i myśleliśmy, że to była ostatnia wojna.

Reklama

Oczywiście nie była...

Długo można wyliczać. Na Bliskim Wschodzie – Egipt, Jemen, Syria. Wojny domowe między lewicą a prawicą w Ameryce Południowej. Totalitarne, faszystowskie, dzikie reżimy w Argentynie, Chile, Urugwaju i Kolumbii. Do tego Sudan, Nigeria, Kambodża czy Jugosławia. Napięcia między Koreą Północną i Południową. Okropne ludobójstwo w Rwandzie, na granicy Szoah. Świat nie był spokojny. A poza tym od lat toczy się już III wojna światowa, to znaczy wojna z terroryzmem, która nie ma końca i nie obowiązują w niej żadne reguły. Przeciwnika, teraz Państwo Islamskie, nie można całkowicie zniszczyć i nie można zawrzeć z nim porozumienia pokojowego czy doprowadzić do zawieszenia broni. I w związku z tym, że raz po raz dochodzi do ataków – a to w Londynie, a to w Paryżu czy Nicei – istnieje poczucie ciągłego zagrożenia i niepewności. Terror tworzy sytuację psychologiczną, w której nikt nie wie, co się stanie jutro, gdzie i komu. To jest właśnie moc terroru i w ten sposób ci, którzy po niego sięgają, realizują swój cel. I choć nie ma tu konkretnego frontu, wystarczy kilka tysięcy zawodowych terrorystów, by cały świat żył w strachu.

Ale obok wojny z terroryzmem mamy jeszcze zupełnie inny front, który potencjalnie wciąż może się otworzyć. Widzimy to, kiedy patrzymy na Wschód. Rosjanie organizują ćwiczenia obrony cywilnej, które obejmują 40 mln obywateli i 200 tys. ekspertów. U wielu to może budzić obawy.

Reklama

I ja te obawy rozumiem. Czuję je... Siedzimy i rozmawiamy w pobliżu warszawskich Łazienek. Patrzę na ten park w kolejne niedziele, kiedy spokojnie spaceruje w nim tak wielu młodych ludzi z dziećmi. A młoda para z dziećmi to zawsze nadzieja na przyszłość. Taka piękna codzienność! Ale obserwując ją, żyję w dwóch światach. Przypominam sobie wojenne czasy. Nie było mnie wtedy w Warszawie, ale wiem, co się tu działo. Zastanawiam się, jak wyglądało wówczas to konkretne miejsce. Idąc ulicami – Parkową, Belwederską i Gagarina – myślę, jak wyglądały 80 czy 70 lat temu i co się wtedy na nich działo. A patrząc na starszych ludzi, którzy tutaj spacerują, zastanawiam się, o czym myślą. Jakie mają wspomnienia? Bo dobrze wiem, że Polska ma traumę. Zawsze była w miejscu niewygodnym z geopolitycznego punktu widzenia.

I to się nie zmieniło.

Kiedyś jeden z moich znajomych, starszy człowiek, opowiadał mi, że gdy na początku lat 50. wyjechał z naszego miasteczka, Borysławia, trafił do Kazachstanu albo Uzbekistanu, gdzie sąsiedzi pytali go, skąd pochodzi. Odpowiadał, że przyjechał z Polski. Dopytywali go więc, gdzie jest ta Polska. A kiedy tłumaczył, że to kraj leżący między Rosją a Niemcami, zdziwieni odpowiadali mu pytaniem: czy może istnieć samodzielne państwo między Rosją a Niemcami?

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej