Sceny jak z filmu gangsterskiego, z napisem "Niedawno temu w Polsce". Walizka pełna pieniędzy, słowa: "wszystkich mamy w kieszeni", "rządowy kontrakt". Mafijne uściski. Potem nagła zmiana planu.

Pojawia się napis "A teraz...". Boss rozmawia z kimś przez komórkę i zżyma się, że już nic nie można załatwić. "Trzeba skończyć z Ziobrą i Kaczyńskim" - mówi. "Wtedy wrócimy do gry". Puentą reklamówki jest napis: "Czy wrócą?"

Reklama

Joachim Brudziński, sekretarz PiS, wyjaśnia, że spot jest oparty na tym, co widzieliśmy "przez kilkanaście lat". Ma pokazać, jak rząd Prawa i Sprawiedliwości zwalczył korupcję.

Wojna na spoty dopiero się zaczyna, ale już widać, że będzie zażarta. Na razie opozycja oskarża publiczne media o utrudnianie kampanii wyborczej. SLD twierdzi, że Polskie Radio nie chce nadać reklamówek LiD, "wpisując się w kampanię wyborczą PiS".

Poszło o spot, w którym męski głos czyta krytyczny wobec premiera list do prezydenta. Według Wojciecha Olejniczaka, szefa SLD, radio twierdzi, że nie może przyjąć reklamówki, bo niewyraźnie słychać w niej obowiązkową informację o finansowaniu jej przez komitet wyborczy Lewicy i Demokratów.

Reklama

"Słowa <LiD. Lewica i Demokraci> pojawiają się w tym spocie dwukrotnie, w tym raz w zestawieniu ze skrótem KKW. Wygłoszone są wyraźnie i bez problemów można z nich zorientować się, kto jest nadawcą" - uważa jednak Olejniczak.

Tymczasem DZIENNIK dowiedział się, że telewizja publiczna próbuje blokować emisję reklamówek Platformy Obywatelskiej. Partia Donalda Tuska nie chce jednak oficjalnie wypowiadać się w tej sprawie, by w kampanii wyborczej nie zaogniać sporu z TVP.

Biuro reklamy TVP nie chciało przekazać PO informacji dotyczących cennika i czasu emisji bloków reklamowych. Szefostwo telewizyjnego biura reklamy chciało najpierw zobaczyć spot przygotowany przez partię Tuska i od jego treści uzależniało, czy znajdzie się na antenie czas na jego emisję.