José Salvador Alvarenga miał wyruszyć na połów rekinów w grudniu 2012 roku. Wraz z nim w mierzącej siedem metrów długości łodzi znalazł się nastoletni syn jego przyjaciela. Chłopak jednak nie był w stanie żywić się mięsem żółwi czy surowymi rybami, po miesiącu zmarł. Jego ciało Alvarenga miał wrzucić do morza.

Reklama

Opowieści rybaka, który odnalazł się na Wyspach Marshalla, poddają w wątpliwość eksperci, którzy zajmują się tematyką przetrwania w skrajnie trudnych warunkach. "Time" wylicza słabe punkty w opowieści meksykańskiego rybaka, które mogą świadczyć, że nie ma mowy o cudzie, a jedynie o wielkiej mistyfikacji.

Po pierwsze Alvarenga wyjaśniał, że wypłynął w morze, by polować na rekiny. Musiał więc mieć ze sobą sprzęt, i to nie byle jaki. Z pewnością pozwoliłby on mu na łowienie ryb czy łapanie żółwi. A dieta złożona z tych właśnie zwierząt - gdyby rybak zjadał jak najwięcej ich części - pozwoliłaby mu na przetrwanie "nadzwyczaj długiego czasu" - wyjaśnia w "Time" Robert Allen, właściciel i główny instruktor szkoły przetrwania Sigma 3. Sęk w tym, że gdy znaleziono rybaka, na jego łodzi nie było żadnego sprzętu.

Trwa ładowanie wpisu

Inna sprawa, że nawet gdyby rzeczywiście Alvarenga żywił się żółwiami i ptakami, nie byłby w stanie przetrwać bez wody. - Jedna z podstawowych zasad sztuki przetrwania mówi, że dopóki jest woda wokół ciebie, nie jedz - wyjaśnia Allen. Wszystko przez to, że białko, w które obfituje mięso ptaków i żółwi, jest dużo trudniejsze do strawienia niż węglowodany. Co więcej, pochłania trzy razy więcej wody. Dieta, o której mówi rybak, bez sporej dawki wody, przyspieszyłaby tylko odwodnienie.

Reklama

Alvarenga wyznał również, że zdarzało mu się nie jeść przez kilka dni. Jednak Gee Bing, sekretarz spraw zagranicznych Wysp Marshalla, przyznaje, że zbitek nie wygląda jak ludzie, którzy w przeszłości przez długie miesiące dryfowali na morzu, czekając na ocalenie. Chodzi m.in. o jego wygląd - Alvarenga nie był wychudzony, co więcej nie widać śladów oparzeń słonecznych czy chociażby silnej opalenizny, przy czym nie wiadomo, jak mężczyzna chronił się przed słońcem.

Władze Meksyku potwierdziły, że pod koniec 2012 roku w rejonie, o którym mówił odnaleziony, faktyczni zaginęła łódź. Wątpliwości co do prawdziwości opowieści Jose Salvadora Alvarengi wciąż pozostają niewyjaśnione.