50 tys. ludzi wzięło wczoraj udział w moskiewskim marszu upamiętniającym zamordowanego Borisa Niemcowa, lidera opozycji, który także na tle kolegów wyróżniał się potępieniem aneksji Krymu. Manifestanci nieśli portrety Niemcowa z nawiązującym do jego imienia hasłem „Boriś!” (Walcz!). Niedziela i tak miała być dniem protestu opozycji, do udziału w którym Niemcow namawiał jeszcze w dniu śmierci. 10 lutego magazyn „Sobiesiednik” zapytał go, czy nie obawia się, że Władimir Putin go zabije. – Trochę tak. Choć nie tak bardzo, jak moja mama – odpowiedział.
Według sondażu Centrum Lewady sympatię dla opozycji pozasystemowej, wśród której badacze wymienili m.in. Niemcowa i trzymanego w areszcie domowym Aleksieja Nawalnego, wyraża 15 proc. Rosjan. Z innych badań Lewady wynika jednak, że na partię Nawalnego jest skłonny zagłosować niecały 1 proc. Rosjan, zaś RPR-PARNAS Niemcowa w ogóle nie został w nich ujęty. Jedną Rosję zaś wsparło 66 proc. ankietowanych. Siła Niemcowa nie wynikała jednak z poparcia społecznego, bo antykremlowscy politycy nie mogą na nie liczyć. Na tle innych liderów Niemcow wyróżniał się doświadczeniem.
W latach 1991–1997 był gubernatorem Niżnego Nowogrodu. Później awansował na ministra energetyki i wicepremiera. Gdyby nie kryzys, który uderzył wówczas w Rosję, miał szansę, by prezydent Jelcyn nominował go na swojego następcę. Historia potoczyła się inaczej. Głową państwa został Putin. Niemcow początkowo go poparł, mając nadzieję, że energiczny polityk zmodernizuje Rosję na wzór zachodni. Przeszedł do opozycji, gdy nowa ekipa zaczęła rozmontowywać ostatki demokracji. Był współautorem raportów poświęconych stanowi państwa, takich jak „Putin. Korrupcyja”. Autorzy opisali w niej m.in. liczne pałace prezydenta i jego przyjaciół.
Z punktu widzenia Kremla najbardziej niepokojące było jednak poparcie dla Majdanu. W przeciwieństwie do wielu kolegów z Michaiłem Chodorkowskim i Aleksiejem Nawalnym na czele, nie znalazł usprawiedliwienia dla zajęcia Krymu. Niemcow podał 10 przyczyn, dla których powinno się go oddać. „Agresywna polityka wobec Ukrainy doprowadziła kraj do międzynarodowej izolacji, przez którą Kreml musi iść na ustępstwa wobec Chin. Rosjanie to wielki, europejski naród, który Putin prowadzi w chińską niewolę” – pisał. Polityk od 2011 r. dzielił życie między Kijów i Moskwę. Po rozwodzie związał się z ukraińską modelką Hanną Durycką.
Reklama
To właśnie z nią umówił się w piątkowy wieczór w domu towarowym GUM na pl. Czerwonym. Po wyjściu z kawiarni para zdążyła przejść kilkaset metrów. O 23.31 obok nich przejechał pług śnieżny, choć śnieg po raz ostatni padał tu 18 lutego. Z pługu wyskoczył mężczyzna i oddał sześć strzałów, z których cztery trafiły Niemcowa. Samego momentu zabójstwa na opublikowanym nagraniu monitoringu nie widać. Wieczorami w centrum Moskwy jest jeszcze mnóstwo ludzi. Przez kwadrans ciało polityka obojętnie mijają liczni przechodnie.
Reklama
Później przyjeżdża policja. Kreml od razu wykreował odpowiedni przekaz. Rzecznik Putina Dmitrij Pieskow, powołując się na słowa szefa, określił zabójstwo mianem prowokacji i dodał, że zamordowany nie stanowił zagrożenia dla Putina. Identyczne słowa słyszeliśmy, gdy w urodziny Putina w 2006 r. zamordowano opozycyjną dziennikarkę Annę Politkowską. Także 27 lutego jest znaczącą datą. Tego dnia w 2014 r. rozpoczął się pucz na Krymie, który skończył się jego aneksją. W czwartek zaś Putin na pamiątkę tego wydarzenia oficjalnie ogłosił 27 lutego dniem operacji specjalnych.
Media i kremlowscy politycy rozpoczęli licytację na hipotezy. Telewizja LifeNews sugerowała, że zabójstwo miało być zemstą za to, że Niemcow miał nakłonić Durycką do aborcji. Nie podano, kto miałby się mścić. Kanał Zwiezda zaproponował wersję, że strzały były prowokacją ukraińskich banderowców. Ekonomista Michaił Dielagin spekulował, że Niemcow został sakralną ofiarą opozycji, która miałaby posłużyć do wywołania masowych protestów przeciw Kremlowi.

ZOBACZ TAKŻE:
Jest WIDEO z mostu, na którym zabito Niemcowa. Widać mordercę? >>>

Opozycjonista Władimir Miłow przedstawił tymczasem kilka przesłanek wskazujących na to, że sprawcy co najmniej nie bali się władz. Trudno wyobrazić sobie w Rosji lepiej strzeżone miejsce niż sąsiedztwo Kremla. Dookoła roi się od kamer i funkcjonariuszy najróżniejszych służb. Do tego sposób dokonania zbrodni wskazuje na jej precyzyjne przygotowanie. „Sprawcy albo świadomie działali tak bezczelnie, albo byli przekonani o własnej bezkarności” – konkluduje Miłow na swoim blogu. Śledztwo pod osobistą kontrolę wziął prezydent Putin.