Krystian Buczek: AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI - nazywacie ją siostrzanym projektem SZLACHETNEJ PACZKI. Na czym polega?

Agnieszka Czapla: Akademia powstała po to, żeby kiedyś Paczka nie musiała istnieć. To taka prewencja biedy. W Paczce dajemy potrzebującym impuls do zmiany, to pomaga im na nowo radzić sobie w życiu. W rodzinach z problemami często brakuje wzorców, które uczyłyby najmłodszych zaradności – tutaj wkracza AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI i SuperW, czyli wolontariusze-tutorzy.

Reklama

Czyli nie chodzi tylko o pomoc w nauce gorszym uczniom?

Reklama

Nieważne czy SuperW będzie odrabiać z dzieckiem lekcje z matematyki i zrobią wszystkie zadania. Nawet jeśli całe spotkanie będą się wygłupiać albo robić wycinanki, najważniejsze jest to, że wolontariusz JEST dla dziecka, którym się opiekuje.

Dzieci, które trafiają do Akademii, czują się nieważne. W szkole mają opinię złych uczniów, w domu albo mało kto się nimi przejmuje, albo nikt nie potrafi im pomóc. A w Akademii nagle stają się oczkiem w głowie. Bywają w ciekawych miejscach, poznają inspirujących ludzi, rozpoczynają rok szkolny na uniwersytecie. No i każde dostaje swojego osobistego wolontariusza, z którym spotyka się co tydzień.

Czy dzieci nie czują się mimo wszystko naznaczone, będąc w Akademii? Wysyła je do was pedagog szkolny.

Wręcz przeciwnie! Wszystkie chcą być w Akademii! Gdy poszłam do świetlicy odebrać Zosię, to wszystkie jej koleżanki zaraz mnie „dopadły”, jedna chciała mi dać gumę do żucia, druga pokazywała mi swoje warkoczyki, trzecia uwiesiła mi się na szyi. Wszystkie pytały, co mogą zrobić, żeby do nas trafić.

SuperW to kumpel?

To ktoś między nauczycielem, a przyjacielem. Nie kumpel, bo dzieci zwracają się do nas Pan/Pani. Chodzi o to, by nie kojarzył się dziecku z nauczycielem, bo to są dzieci, które często nienawidzą „budy”. Zosia na pierwszym spotkaniu „zarapowała” mi piosenkę o tym, jak nienawidzi szkoły.

Jak szukacie rozwiązań w pracy z dziećmi?

Trzeba być pomysłowym, ale czasem pomaga przypadek. Mój kolega miał problem z chłopcem, który jest bardzo ruchliwy, nie potrafi się skupić nawet na trzy minuty. Jest w czwartej klasie i w ogóle nie chciał czytać. Znajomy przyniósł kiedyś do szkoły powieść o Harrym Potterze na czytniku e-booków i chłopiec tak się zafascynował gadżetem, że od razu chciał czytać. Dziecko, które zwykle nie może ustać w miejscu i potrafi rozpierane energią turlać się po podłodze, przez całe zajęcia siedziało w skupieniu i czytało ze swoim opiekunem.

Dzieci potrzebują takiej więzi?

Zosia, moja podopieczna z poprzednich lat, jest bystrym dzieckiem, ale w pewnym momencie zaczęła mieć zaległości, straciła motywację do nauki, nikt nie wierzył że jej się uda. Jej wychowawczyni twierdziła, że musi „dotknąć dna, żeby się odbić” - powiedziała tak o dziesięciolatce.

Stałam się dla Zosi ważna. Kiedy opowiadam jej, że studiowałam, pokazuję, że czytanie książek jest fajne, to wtedy przez pryzmat ważnej dla niej osoby faktycznie ona chce sięgnąć po książkę albo się pouczyć. W tej relacji obie traktujemy się poważnie. Na początku dziecko podpisuje z SuperW "Kontrakt". Gdy nie możemy się dogadać, mówię, że jej słowo traktuję serio i szukamy razem rozwiązania.

Między SuperW, a dzieckiem musi nastąpić szczególna relacja. Jak szukacie takich połączeń?

Wolontariusze są dobierani do dzieci tak, żeby mogli pokazać im swój świat i nim zainteresować. Najpierw uczestnictwo w Akademii proponują dzieciom w szkole pedagodzy. Potem tutorzy poznają się z dziećmi i rodzicami i podejmują decyzję, kto z kim będzie się spotykał.

Adaś, który nie uznaje dziewczyn, rozrabia, przeklina, dostaje SuperW prawdziwego faceta, twardziela, który chodzi po górach. Nieśmiała i zaniedbana Ola, która nie radzi sobie z polskim, zostaje dobrana z wolontariuszką, dbającą o siebie dziennikarką. Nie zawsze jest tak, że jeśli dziecko lubi matematykę, to musi dostać tutora studenta z Politechniki.

Co ma z tego wolontariusz?

Akademia pozwala rozwinąć różne kompetencje i niektórzy na początku podchodzą do tego utylitarnie - pracodawcy dobrze patrzą na taki wolontariat w CV. Będąc SuperW, uczysz się pracy w zespole, na kolegium musisz współpracować z innymi, organizować wydarzenia, uczysz się jak pracować z dziećmi. Ale wolontariusze szybko zaczynają się angażować w relacje ze swoim podopiecznym i główną motywacją stają się postępy dziecka . Ludzie myślą, że nie mają czasu, ale wystarczy zdać sobie sprawę, ile godzin przeznaczamy np. na oglądanie seriali czy klikanie w Internecie. Gdy wychodzę z zajęć z moją Zosią, tryskam energią, zaraz chcę dzwonić do znajomych i opowiadać, jak, bawiąc się w kalambury, zrozumiała czym jest rzeczownik.

Jak szukacie rozwiązań w pracy z dziećmi?

Każdy wolontariusz przechodzi najpierw rekrutację, a potem cykl szkoleń, żeby przygotować się do swojej roli. Czerpie z doświadczenia wolontariuszy z poprzednich edycji, spotyka się i dyskutuje z innymi SuperW ze szkoły. Może liczyć na rady psychologa i pedagoga.

Nie oszukujmy się, to nie jest łatwa rola i ciągła frajda. Ale jako SuperW Akademii jesteś czasem jedyną osobą, która wierzy w dzieciaka. Tego najgorszego w klasie, z biednej rodziny. Nie możesz rozłożyć rąk i odpuścić. Skoro nauka rzeczowników z książki nie wychodzi, to próbujesz przez kalambury albo grę w klasy.

Musisz się rozwijać i pokonywać w relacji z podopiecznym, uczyć się cierpliwości i kreatywności. Trzeba wymagać od siebie, próbować znaleźć inne rozwiązania. To postawa przydatna na całe życie.

Czy wasze działania mają pokazać dzieciom, że „niefajna” szkoła może być trampoliną do rozwoju, np. na studiach?

Celem Akademii nie jest wychowanie przyszłych studentów, ale pokazanie dzieciom różnorodności świata, wyciagnięcie ich z porażek. Chcemy tak im pomóc, żeby sobie radziły w życiu. Dziecku, które bardzo chce zostać kierowcą tira, nie możemy mówić, że to niemądry pomysł i że lepiej zrobiłoby, idąc na studia. Akceptujemy dzieci takimi, jakie są i wspieramy je w ich dążeniach.

Najważniejsza jest relacja z wolontariuszem. Ale to tylko jeden z elementów Akademii. Na uroczystym początku roku dzieciaki dostają na uczelni wyższej Indeks Sukcesów, w którym wolontariusz po każdych zajęciach zapisuje sukces, choćby najmniejszy.Nazywamy to projektowaniem doświadczeń. Zamiast mówić dziecku: ucz się, bo tak trzeba – zabieramy je na spotkanie z podróżnikiem, który opowiada o swoich przygodach i o tym, jak przydała mu się zdobyta wiedza. Zamiast mówić: ucz się, żeby mieć ciekawy zawód, zabieramy je na wycieczkę do Centrum Badań Kosmicznych, gdzie powstawał pierwszy polski satelita, dzieciaki słuchają z otwartymi buziami i zadają setki pytań.

Co daje ci energię do pracy z Zosią?

Moja Zosia dostała rolę aniołka w szkolnych jasełkach i była z tego bardzo dumna, miesiąc przed już znała tekst. Gdy zadzwoniłam do jej mamy dzień przed występem, okazało się, że dziewczynka nie ma stroju i nikt nie może jej odebrać po przedstawieniu. Załatwiłam skrzydła, aureolę, pani pedagog znalazła albę i skompletowaliśmy strój. Znalazł się też transport powrotny. Przyjechałam do szkoły, zrobiłam Zosi loki – była aniołkiem, choć wciąż miała na nogach czarne rozsznurowane trampki (śmiech).

Jedna z mam na jasełkach powiedziała mi, że to pierwszy raz od trzech lat, kiedy Zosia w ogóle bierze w nich udział. Dałam jej dwie godziny z mojego całego tygodnia, a być może to wydarzenie, które na długo zapamięta. Niewielkim kosztem można dać komuś coś ważnego.

***

Właśnie trwa rekrutacja wolontariuszy AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Zgłoszenia na www.superw.pl

SZLACHETNA PACZKA