Zarządzenie w sprawie zakazu sprzedaży oraz publicznej konsumpcji mięsa minister handlu wewnętrznego wprowadził 31 lipca 1959 roku. Obowiązywało ono w poniedziałki i było odpowiedzią na narastające trudności zaopatrzeniowe w mięso. Zgodnie z zarządzeniem w każdy poniedziałek w stołówkach podawano wyłącznie dania jarskie, w sklepach mięsnych natomiast sprzedawano tylko podroby, salcesony, kaszanki, słoninę i smalec. Mieczysław Rakowski, nie bez ironii, odnotował w swoich "Dziennikach politycznych", że wprowadzenie dnia bezmięsnego w każdy poniedziałek to rzeczywiście coś nowego. Katolicy poszczą w piątek, a marksiści powinni pościć w pierwszym dniu tygodnia. Przepis ten, choć trudno w to uwierzyć, do dziś nie został uchylony. W dodatku tak bardzo wpisał się w życie codzienne i obyczajowość Polaków, że nadal jest respektowany przez starsze pokolenia. Istnieje bowiem dość powszechne przeświadczenie (uzasadnione po części cyklem pracy masarni), że ponieważ w poniedziałek trudno jest kupić świeże mięso, więc zakupów takich dokonuje się przede wszystkim w sobotę.

Reklama

Za dużo mięsa, za mało owoców

Nietrudno się domyślić, że bezmięsne poniedziałki niczego pod względem zaopatrzenia w mięso nie rozwiązały. Problem ten pozostał do końca istnienia PRL-u i bynajmniej w sklepach nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy po bezmięsnym poniedziałku następowało we wtorek pełne zaopatrzenie. Puste haki w sklepie mięsnym stanowiły za komunistycznych rządów powszechny obrazek. Pamiętają go te pokolenia, których część życia przypadała na ten okres. Problem dotyczył zresztą wielu artykułów spożywczych, nie tylko mięsa. Nie ulega jednak wątpliwości, że mięso było wówczas produktem szczególnym. Kiełbasa stanowiła podstawowe pożywienie klasy robotniczej. Patrząc na historię PRL-u można powiedzieć, że podwyżki cen mięsa zawsze pociągały za sobą bardzo poważne konsekwencje społeczno-polityczne i strącały w niebyt kolejnych pierwszych sekretarzy KC PZPR. Jak zauważył Jacek Kuroń: Polityczna rola szynki wzmocniła się znakomicie, kiedy podwyżka cen mięsa doprowadziła do obalenia Gomułki. Gierek był już jej niewolnikiem. W 1976 roku, przy pierwszej próbie podwyższenia jej cen, zachwiał się cały gierkowski porządek.

Trudności z zaopatrzeniem w mięso oraz inne artykuły żywnościowe pogarszały nastroje społeczne w państwie, ale i te panujące w PZPR. We wrześniu i październiku 1959 roku Mieczysław Rakowski zanotował w swoim dzienniku: Partia znajduje się w stanie gorączki mięsnej. Brak mięsa odsłonił wszystkie inne słabości. Nie owijając spraw w bawełnę mamy kryzys gospodarczy. Okazuje się, że niemal w każdej dziedzinie coś zawalono. Na zebraniach padają pytania, kto winien, kto jest odpowiedzialny za powstanie takiej sytuacji. Odpowiedź brzmi: nie ma takich, winien jest zły system zarządzania gospodarką. Nie przewidziano, źle obliczono, rozbuchana biurokracja itp. W prasie politycznej i gospodarczej: "Trybunie Ludu", "Nowych Drogach", "Życiu Gospodarczym", "Handlu Wewnętrznym" odbywała się intensywna dyskusja o kryzysie w rolnictwie. Postulowano przede wszystkim konieczność tworzenia kółek rolniczych, lepszej mechanizacji rolnictwa i melioracji gruntów. Prasa zauważała niebezpieczeństwa związane z bardzo dużą parcelacją gospodarstw i ucieczką młodych ludzi ze wsi do miasta. Bezpośredniej przyczyny spadku podaży mięsa upatrywano w obniżeniu pogłowia trzody chlewnej, które było spowodowane brakiem pasz, wynikającym z kolei z klęski nieurodzaju w 1959 roku. Próby rozwiązania problemu mięsnego przez ograniczenie spożycia mięsa i wprowadzenie dni bezmięsnych nie stanowiły przedmiotu tych dyskusji. W gazetach dowodzono, że za dużo je się mięsa, a za mało owoców, warzyw i przetworów mącznych. "Życie Gospodarcze" w artykule "Zaopatrzenie ludności w 1960 r." informowało, że podstawowym problemem w artykułach żywnościowych będzie zaopatrzenie ludności w mięso i przetwory. Ze względu na ograniczone możliwości rozwiązania problemu mięsnego, zaopatrzenie w mięso i przetwory w 1960 roku zostało w zasadzie ustalone na poziomie 1959 roku […]. W związku z brakiem możliwości zwiększenia dostaw mięsa i przetworów, starano się uzyskać możliwie pełne pokrycie potrzeb ludności w innych artykułach, mających decydujące znaczenie w żywieniu. Tymi artykułami są przede wszystkim: tłuszcze i przetwory zbożowo-mączne. W innym fragmencie artykułu można przeczytać, że jest też rzeczą jasną, że nie można wyrzec się na dłuższą metę uzasadnionego ekonomicznie spożycia mięsa na głowę ludności, co spowoduje dalsze powiększenie zapotrzebowania krajowego.

Reklama

Podwyżki cen

Oczywiście ani słowa nie napisano w prasie o tym, że nagląca potrzeba tworzenia kółek rolniczych wynikała z nowej polityki ZSRR wobec gospodarstw indywidualnych. We wszystkich krajach komunistycznych obozu radzieckiego w Europie w latach 1959-1964 przyspieszono kolektywizację. W PRL-u nie uciekano się co prawda do presji administracyjnej i policyjnych szykan, ale ponaglano chłopów do dobrowolnego łączenia się w spółdzielnie. Nie pisano również wprost o tym, że sektor uspołeczniony rolnictwa pochłaniał ogromne nakłady i był mało efektywny. W urzeczywistnienie tego celu topiono ogromne środki pieniężne, które nie przynosiły ziszczenia zamierzonych planów produkcyjnych.

Na III Plenum KC PZPR, które obradowało 17 października 1959 roku, Władysław Gomułka wystąpił z referatem zatytułowanym "Aktualne trudności na rynku mięsnym i środki niezbędne do ich przezwyciężenia". Przyczyn kryzysu mięsnego dopatrywał się przede wszystkim we wzroście siły nabywczej ludności, wysokim przyroście naturalnym oraz niewłaściwej relacji cen mięsa do innych artykułów żywnościowych. Jedynym rozwiązaniem było niezwłoczne wprowadzenie podwyżek cen mięsa, przy czym, jak mówił Władysław Gomułka: Podwyżka cen mięsa nie może być rekompensowana żadnym ekwiwalentem ani w postaci obniżek cen innych artykułów, ani też w postaci podwyżek płac, dodatków rodzinnych, rent, diet służbowych itp. Stawiamy sprawę jasno i otwarcie - musimy - choć w niedużych rozmiarach - zmniejszyć siłę nabywczą ludności. Rada Ministrów podjęła odpowiednią uchwałę i nowe ceny wprowadzono już od 18 października. Były wyższe o średnio 25 procent.

Reklama

Afera mięsna

Wraz z wprowadzeniem podwyżek oraz ograniczeń w handlu i spożyciu mięsa władze partyjne zaczęły intensywnie poszukiwać malwersacji. W 1960 roku wykryto aferę mięsną w Szczecinie. Dyrektor zakładów mięsnych fałszował faktury i tworzył fikcyjne straty. Nadwyżki mięsa sprzedawano "na lewo". W proceder zamieszanych było wiele osób. Do transportu skradzionego mięsa używano samochodów wojskowych i taboru należącego do NIK-u. Tę sprawę załatwiono bez rozgłosu. Dyrektor stanął przed sądem, a kilku notabli utraciło stanowiska. Inaczej stało się w 1964 roku, gdy wyszła na jaw słynna afera mięsna w Warszawie. Tym razem sprawie nadano ogromny rozgłos. Mechanizm uzyskiwania korzyści był taki sam, jak w Szczecinie, jednak jego skala była znacznie większa. Trwał bardzo długo dzięki powiązaniom organizatorów przekrętu z aparatem partyjnym i dzieleniu się zyskiem z funkcjonariuszami milicji zajmującymi się walką z nadużyciami. W sprawie tej wydano bardzo wysokie wyroki, łącznie z karą śmierci.

W poszukiwaniu kiełbasy

Ludzie starali się na własne sposoby radzić sobie z notorycznym brakiem mięsa na rynku. Jedna z kwestii w filmie "Miś" Stanisława Barei, wypowiedziana przez kioskarkę, bardzo dobrze to obrazuje: Panie, co mnie pan tu włosami rzuca. To jest kiosk. Ja tu mięso mam! Mięso, podobnie jak wiele innych towarów, było "załatwiane spod lady", a nie normalnie kupowane. Było również przywożone "przez baby" bezpośrednio ze wsi do miast, z pominięciem sieci państwowych placówek handlowych. Informacje o możliwości atrakcyjnego nabytku rozchodziły się pocztą pantoflową. W jednym z listów nadesłanych do prasy kobiecej pewna kobieta pisała, że zrobiła na obiad "schabowe" z plastrów obtoczonej w bułce mortadeli i dzieciom to danie bardzo smakowało. Kobieta ze smutkiem stwierdziła też, że jej pociechy w ogóle nie znają smaku prawdziwego schabowego.

Prasa nie obnosiła się z informacjami na temat wprowadzenia i funkcjonowania dni bezmięsnych, co nie znaczy, że w ogóle nie było wiadomości na ten temat. Przede wszystkim usiłowano sprawić wrażenie, że poniedziałek bezmięsny jest rzeczą naturalną, istniejącą "od zawsze". W "Przyjaciółce" na przykład zamieszczono duży reportaż o zespole "Mazowsze", obrazujący, jak wygląda dzień jego członków. Umieszczono w nim duże zdjęcia opatrzone komentarzami. Przy fotografii pokazującej kuchnię i wydawanie posiłków dodano opis: Co dziś w "Mazowszu" na obiad? Poniedziałek, więc dzień bezmięsny: śledzie w śmietanie lub jajka sadzone, kompot, zupa fasolowa. Smacznego! Nie trzeba dodawać, że na zdjęciu wszyscy wydawali się bardzo z tego zadowoleni.

Jarskie przepisy

Prasa kobieca zachęcała do jedzenia potraw bezmięsnych. W jednym z numerów "Przyjaciółki" omawiano na przykład zalety soi, z której można robić kotlety. W "Kobiecie i Życiu" w rubryce "Co na obiad?" w poniedziałek zawsze proponowano danie jarskie, podobnie zresztą jak w piątek… Nową świecką tradycję połączono więc z istniejącą od wielu lat tradycją kościelną.

p