Wyrazy współczucia przesłał papież Benedykt XVI. "Ojciec Święty zawierza dusze zmarłych miłosiernemu Bogu" - napisał w imieniu papieża watykański sekretarz stanu Tarcisio Bertone. Bo rodzinom ofiar pozostała tylko modlitwa.

Reklama

O świcie, po wielu godzinach akcji ratunkowej, ratownicy znaleźli ciało ostatniego zaginionego górnika. Przez całą noc przekopywali się przez zwały pyłu, słaniali się na nogach z braku tlenu, ale nie poddawali się. W temperaturze dochodzącej do 50 stopni Celsjusza trudno było złapać oddech, pot lał się z nich strumieniami. Ale pracowali. Bo wiedzieli, że liczy się każda minuta.

Wcześniej musieli dwa razy uciekać z kopalni, gdy okazywało się, że w korytarzu jest za dużo metanu. Do potężnej eksplozji wystarczyłaby mała iskierka. Dlatego gdy wrócili na poziom 1030, nie szczędzili sił. Nad ranem zmordowani do granic wytrzymałości znaleźli ciało ostatniego górnika.

Gdy o godz. 9.40 pracownicy "Halemby" wywiesili na bramie listę z nazwiskami ofiar i dopiskiem: "odeszli na wieczną szychtę", nikt nie krył łez. Do załamanych rodzin i przyjaciół górników podchodzili górnicy, którzy chwilę wcześniej skończyli zmianę, i pocieszali przybitych ludzi. Ale sami mieli łzy w oczach. Bladzi i wycieńczeni ratownicy nie potrafili znaleźć słów, by przed kamerami opisać piekło, w jakim przyszło im poszukiwać zwłok kolegów.

Reklama

O godz. 10 prezydent Lech Kaczyński ogłosił rozpoczęcie żałoby narodowej. Żałoba potrwa do soboty włącznie. Flagi państwowe na urzędach opuszczono do połowy masztów, telewizje i stacje radiowe zrezygnowały z programów rozrywkowych.

A na dole, w kopalni "Halemba", cały czas trwa akcja ratunkowa. Ratownicy przygotowują ciała kolegów do transportu na powierzchnię. Dopóki nie wyniosą z kopalni ostatniego poległego górnika, akcji przerwać nie wolno.