p

Sposób na uniknięcie poważnych pytań

Frank Furedi, socjolog

Warunkiem różnorodności, tolerancji i otwartości na inne kultury jest akceptacja przez społeczeństwo własnej kultury. W Europie lat 60. i 70. takiej akceptacji zabrakło, a multikulturalizm okazał się wygodnym substytutem dyskusji o tym, co tak naprawdę łączy ludzi. Problemem nie jest zatem wielość kultur, lecz to, że społeczeństwa utraciły wspólny obraz świata. Dawne wartości religijne, nacjonalizm, patriotyzm, a w pewnych miejscach także ciągle żywotne ludowe więzi regionalne, w okresie powojennym zaczęły zanikać i w latach 70. ostatecznie utraciły znaczenie. Zamiast zastąpić je jakąś nową społeczną metodą nadawania znaczenia życiu i otaczającemu nas światu, Europejczycy zgodzili się na ekspansję sfery prywatnej, rozwój indywidualizmu i tożsamości grupowych. Ludzie mieli coraz mniej rzeczy, które ich łączyły i coraz więcej takich, które ich dzieliły. Inaczej niż sugerują to neomarksiści, nie był to wynik rozwoju kapitalizmu. Kultura i gospodarka nie muszą ulegać tym samym tendencjom i zmieniać się w ten sam sposób. Rynek może osłabiać więzy kulturowe, ale może także wspomagać powstawanie nowych. W przypadku Europy Zachodniej największe znaczenie miała postawa elit, które w obliczu kryzysu politycznego nie postawiły sobie pytania, kim są i jakie wartości wyznają. Nie zastanawiano się poważnie, czego oczekujemy od nas samych, jakie są najważniejsze cechy naszego społeczeństwa. Zamiast tego stwierdzono, że i tak kultur jest wiele i pozwolono na coś w rodzaju intelektualnego promiskuityzmu. Rezultatem było promowanie różnic między grupami. Bycie odrębnym stało się ważniejsze od bycia członkiem wspólnoty politycznej.

Reklama

Wiara, że multikulturalizm jest odpowiedzią na europejskie problemy z tożsamością, była błędem. Otwarcie szerokiego spektrum dostępnych tożsamości rzeczywiście pomogło jednostkom w samookreśleniu się, ale i tu możliwości okazały się ograniczone, bo z natury multikulturalizmu wynikało, że poszczególne kultury powinny pozostać "oryginalne", a więc niezmienne. W konsekwencji, wybrawszy sobie kulturę, można było się w niej okopać, a całe społeczeństwa przez parę dekad mogły unikać pytań, kim są i w co wierzą. Sam w sobie multikulturalizm nie był zły, ale posłużył do zatajenia faktu, że warunki rzeczywistej interakcji między kulturami są spełniane w coraz mniejszym stopniu. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której poszczególne grupy reprezentujące ponoć różne kultury wyolbrzymiają swoje problemy w nadziei, że dzięki temu zyskają większe wsparcie ze strony państwa.

Jak zwykle, nadzieję na przyszłość należy pokładać w młodych ludziach. Jednym ze skutków multikulturalizmu jest to, że młodzi są bardzo wyczuleni na sprawy tożsamości i kultury. Mają także naturalną tendencję do eksperymentowania, nawiązywania kontaktów i poszukiwania nowych rozwiązań. Dzięki tym skłonnościom być może uda się rozpocząć poważną debatę, której tak bardzo nam od kilku dziesięcioleci brakuje. Tylko taka debata może doprowadzić do powstania nowej syntezy, nowych więzi, które zapewnią społeczeństwom konieczną solidarność. Nie ma jednak powodu, by przypuszczać, że ta nowa syntetyczna kultura będzie kontynuacją dawnej kultury Zachodu.

Z konsumeryzmem łączy się też zjawisko, które nazywane jest czasami "kulturową sprzecznością kapitalizmu". Produkcja i konsumpcja wymagają dwóch bardzo odmiennych sposobów zachowania. Im bardziej zorientowani jesteśmy na konsumpcję i prowadzenie określonego stylu życia, tym mniejsza staje się nasza przydatność dla produktywnej części gospodarki. Przyczynia się to do zwiększenia kulturowej niespójności, bo różnorodność wynikająca z multikulturalizmu zostaje uzupełniona podziałem na przeciwstawne kultury hedonistycznej konsumpcji oraz kreatywnej produkcji.

Reklama

Multikulturalizm miał również bardziej bezpośredni wpływ na życie polityczne. Przez ostatnie parę dziesięcioleci lewica koncentrowała się na kwestiach kulturowych, zaniedbując problem nierówności ekonomicznych, który do połowy XX wieku miał dla niej kluczowe znaczenie. Paradoksalnie, za sprawą dość bezrefleksyjnej obrony partykularyzmów lewica stała się pod pewnym względem nawet bardziej konserwatywna od konserwatystów, zdradzając swoje internacjonalistyczne ideały.

Multikulturalizm prowadzi do depolityzacji dyskursu publicznego. Najważniejszą rzeczą okazują się nie aspiracje (indywidualne lub odnoszące się do całości społeczeństwa czy ludzkości), lecz biologiczne lub kulturowe pochodzenie. Polityka jest przecież dziedziną dokonywania wyborów. Multikulturalizm afirmuje zaś status quo i tym samym podważa potrzebę wyboru i naturę polityki.

przeł. Krzysztof Iszkowski

p

Poznać innych, zmienić siebie

Charles Taylor, filozof

Zrozumienie "innego" jest jednym z największych wyzwań, przed jakimi stoimy. Czasy, w których mieszkańcy Zachodu mogli uważać własne doświadczenia i własną kulturę za normę, a inne kultury za wcześniejsze stadia jej rozwoju, bezpowrotnie minęły. Dziś większość rozumie, na jak aroganckich założeniach oparte było to przekonanie.

Niestety ta nowa skromność, tak potrzebna dla zrozumienia innych kultur i tradycji, łatwo może przerodzić się w relatywizm i w kwestionowanie samej idei prawdy w ludzkim życiu. Pogodzenie obiektywizmu z uznaniem fundamentalnych różnic między kulturami może wydawać się niemożliwe. Otwierając się na inne kultury, wystawiamy się na ryzyko, że pomniejszymy znaczenie naszych własnych wartości.

Przekonanie, że akceptacja kulturowych różnic wymaga rezygnacji z przywiązania do prawdy, jest błędne. Wielkim osiągnięciem XVII-wiecznej rewolucji naukowej było stworzenie języka pozbawionego pojęć wartościujących, jakie Platon i Arystoteles przekazali wcześniejszym językom naukowym. Jednak uniwersalny język nauk ścisłych nie może być użyty do opisu ludzi - tu mamy do czynienia z szeroką gamą konkurujących teorii i podejść. Jest tak między innymi dlatego, że język nauk humanistycznych czerpie z naszego potocznego rozumienia, co oznacza bycie człowiekiem, życie w społeczeństwie, posiadanie przekonań moralnych, dążenie do szczęścia itd. Bez względu na to, do jakiego stopnia nasze potoczne przekonania mogą zostać podane w wątpliwość przez teorię, nasze rozumienie kondycji ludzkiej wydaje się tak oczywiste, że nie odczuwamy potrzeby ścisłego formułowania go. To właśnie te domyślne znaczenia sprawiają, że tak trudno jest nam zrozumieć ludzi żyjących w innej epoce lub miejscu.

Etnocentryzm jest wynikiem braku zastanowienia nad potocznymi znaczeniami, które nieświadomie nadajemy rzeczom i których nie możemy dowolnie zmieniać. Skoro nasze odruchowe rozumienie kondycji ludzkiej może utrudniać zrozumienie innych i skoro ma ono tak zasadniczy charakter, że nie możemy z niego po prostu zrezygnować, być może jesteśmy skazani na nasze poglądy, niezdolni poznać innych.

Zrozumienie spraw ludzkich wymaga cierpliwego rozpoznawania i usuwania tych aspektów naszych domniemanych założeń, które zakłócają rzeczywisty obraz "innego". Pierwszym krokiem jest poznanie własnych szczególnych cech, bo prawda o nas nie jest tożsama z ogólnymi cechami kondycji ludzkiej. Równocześnie musimy zacząć dostrzegać (nie zamazując obrazu) odpowiednie cechy innych. Nasze zrozumienie "innego" zostanie ulepszone przez te zmiany, ale pozostanie niedoskonałe. Jeśli historia starożytnego Rzymu pisana w Chinach XXV wieku będzie inna niż ta, którą znamy, to nie dlatego, że odkryte zostaną nowe fakty, ale dlatego, że postawione zostaną nowe pytania, dostrzeże się inne problemy i inne zjawiska zostaną uznane za najważniejsze. Oczywiście, tak samo jak ma to miejsce obecnie, niektóre opisy będą etnocentryczne i zafałszowane, inne powierzchowne. Krótko mówiąc, niektóre będą bardziej "słuszne", a inne bliższe prawdy.

Unikanie tego rodzaju zafałszowań wymaga uznania, że nasz sposób bycia nie jest jedynym "naturalnym", że jest po prostu jedną z wielu możliwych form. Nie możemy odnosić się do naszego sposobu działania tak, jakby był zbyt oczywisty, by o nim wspominać. Zrozumienie "innego" jest niemożliwe bez zmiany rozumienia samego siebie. To dlatego multikulturalizm spotyka się z tak wielkim oporem. Zbyt dużo emocji zainwestowaliśmy w błędne wizerunki innych.

Większość z nas zgodzi się, że poznanie odmiennych form organizacji ludzkiego życia niż ta, w której dorośliśmy, działa wzbogacająco. Nie można jednak zaprzeczyć, że droga do uznania ich wartości bywa bolesna. Kluczowym momentem jest ten, w którym okazuje się, iż odmienności "innego" nie należy postrzegać jako błędu czy upośledzenia, lecz uznać go za wyzwanie stawiane nam samym przez ludzką rzeczywistość.

Inne społeczeństwa pokazują nam odmienne i często zbijające z tropu sposoby bycia ludźmi. Naszym zadaniem jest uznanie ludzkiego charakteru tych "innych" sposobów bez porzucania własnego. Osiągnięcie takiego stanu może nie być proste, może wymagać zmiany rozumienia samego siebie - i w konsekwencji zmiany naszego stylu życia.

© IWM i Project Syndicate 2002

przeł. Krzysztof Iszkowski

p

Multikulturalizm może prowadzić do tyranii

Paul Berman, publicysta

Multikulturalizm występuje w dwóch wersjach, miękkiej i twardej. Twardy multikulturalizm jest zawsze zagrożeniem, miękki bywa czasami rzeczą dobrą. Twarda wersja przedstawia świat zredukowany, w którym wszystko zależy od tego, jakich kto miał przodków. Wyzuwa ludzi z jakichkolwiek cech jednostkowych po to, by podzielić ich według pochodzenia etnicznego, religii lub jakichś innych arbitralnych kategorii.

Twardy multikulturalizm prowadzi do tyranii. Zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna, że jest ostateczną postacią tej czy innej kulturowej tożsamości, a potem zmieni się w Robespierre'a likwidującego za pomocą gilotyny wszystkich innych - w imię czystości grupy. W warunkach twardego multikulturalizmu każdy, kto przejawia choć trochę indywidualizmu lub w widoczny sposób odróżnia się od ustalonego modelu grupy, zostanie natychmiast zdemaskowany - przez Robespierre'ów lub członków innych grup, którzy, sami pozbawiając się cech indywidualnych, nie chcą ich przyznać również innym. W takich warunkach powstaje dyktatura, w której jednostka musi ciągle udawać, że ma dokładnie takie cechy, jakie charakteryzują grupę, do której należy.

Radykalny multikulturalizm stawia jeszcze jedną przeszkodę na drodze do zbudowania przyzwoitego społeczeństwa. Kierując się jego logiką, wypada uznać, że ludzie uciśnieni powinni pozostać uciśnieni, a to dlatego, że ucisk jest stałą kategorią kształtującą ich kulturową tożsamość. Nie należy zatem nikomu pomagać. Ci, którzy mają szczęście - są bogaci, wolni i uprzywilejowani - mogą być dumni z własnej tożsamości kulturowej. A ci, którzy mieli pecha, czyli żyją w biedzie, ignorancji i w warunkach ucisku, też mogą być dumni, bo dzięki temu mogą realizować swoją "prawdziwą tożsamość". Tak właśnie wygląda ukryte przesłanie twardej wersji multikulturalizmu.

Miękka wersja multikulturalizmu jest bardzo odmienna. Opiera się ona na przyznaniu, że społeczeństwo składa się z różnych grup, że ludzie wyznają różne religie, mają różne pochodzenie etniczne i że ta różnorodność jest dobra. Jednostkę zachęca się do wyrażania własnego, wyjątkowego doświadczenia kulturowego - ale również do tego, by zachowała swoją osobistą wolność i by respektowała wolność innych. Miękki multikulturalizm ceni kulturowe i religijne różnice, ale nie używa ich do zniewalania ludzi.

Można tu zgłosić zastrzeżenie, że sytuacja, w której każdy ma co najmniej podwójną tożsamość, sprawia, że wyznanie i etniczność tracą znaczenie. To słuszna obserwacja. W świecie miękkiego multikulturalizmu wybór tożsamości upodabnia się do wyboru restauracji - dziś można pójść do chińskiej, jutro do włoskiej i nie ma to większego znaczenia.

Czy to źle? Dobrze jest popróbować chińskiej i włoskiej kuchni. To dobrze, że różne grupy etniczne chcą organizować swoje parady - byle tylko nie stało się to pretekstem do prześladowania słabych i bezbronnych. W Nowym Jorku parady tego typu przechodzą Piątą Aleją i innymi ulicami cały czas, a oglądanie ich jest prawdziwą przyjemnością. Kiedy nasza własna grupa organizuje paradę, odczuwamy dumę, że tak wielu ważnych polityków pragnie zwiększyć swoją popularność, dołączając do niej.

Oczywiście, jeśli chcemy czegoś więcej niż słabej tożsamości kulturowej, czegoś więcej niż to, co można znaleźć w restauracji czy na paradzie, powinniśmy poszukać innych rozwiązań niż multikulturalizm. Najlepszym z nich jest prawdziwa cywilizacja, w której wszystkie kultury są otwarte dla wolnej jednostki. Znaczy to tylko tyle, że miękki multikulturalizm może osiągnąć pewne cele, ale nie wszystkie. To dobrze. Każdy program, który w zamierzeniu jest odpowiedzią na wszystkie problemy, stanowi zagrożenie.

przeł. Krzysztof Iszkowski

p

Prawa człowieka i różnorodność kultur

Axel Honneth, socjolog, filozof

Multikulturalizm ma dwa znaczenia. Pierwsze odnosi się do wewnętrznej polityki większości zachodnich państw narodowych, polityki, którą można postrzegać jako logiczną konsekwencję ich liberalno-demokratycznych konstytucji. Drugie znaczenie multikulturalizmu odnosi się do pewnego podejścia do stosunków międzynarodowych mogącego mieć relatywistyczne implikacje, które nie jest łatwo zaakceptować.

Polityka multikulturalizmu była odpowiedzią na uprawnione żądania. Doskonale wpisuje się ona w logikę liberalno-demokratycznego społeczeństwa, w którym ludzie zaczynają myśleć o swoich prawach w kategoriach kulturowych. Jeśli należą akurat do grupy mniejszościowej, domagają się możliwości podtrzymywania i rozwijania własnych zwyczajów. Multikulturalizm jest zatem jednym ze sposobów realizacji naszych demokratycznych praw podstawowych.

Jego zwolennicy nie doceniają jednak wagi powszechnie rozumianego kodu kulturowego, nazywanego również wspólnym dziedzictwem, który jest niezbędny dla sensownej politycznej interakcji. Po to, by wspólnota polityczna mogła funkcjonować właściwie, konieczna jest akceptacja podstaw demokratycznej konstytucji oraz przynajmniej podstawowa znajomość języka, w którym konstytucja ta została sformułowana. Ludzie muszą akceptować prawne konsekwencje porządku konstytucyjnego. Konstytucja jest zresztą czymś więcej niż zapisanym na papierze zestawem regulacji - znajduje bowiem wyraz w codziennym życiu i odzwierciedla pewne normatywne dokonania. Wymaga np. rozróżnienia między świeckim życiem politycznym i prywatnością przekonań religijnych, jak również między prywatną sferą rodziny - która też musi stosować się do podstawowych praw - a publiczną przestrzenią społeczeństwa obywatelskiego. Te rozróżnienia są tak naturalne dla ludzi, którzy wychowali się w warunkach liberalnej demokracji, że często ich nie dostrzegają.

Jeśli chodzi o międzynarodowy wymiar multikulturalizmu, to rzeczywiście posłużył on jako usprawiedliwienie dla tolerowania praktyk, których tolerować nie wolno. Rozumowanie przebiegało w sposób następujący: "Na świecie istnieją różne kultury, z których każda ma swoje własne normatywne standardy - a my nie możemy tych standardów porównywać, nie możemy zgodzić się na żaden pojedynczy standard". To podejście było bez wątpienia błędne. Prawa człowieka wyznaczają pewne minimum, na zachowanie którego powinniśmy nalegać zarówno w polityce wewnętrznej, jak i wobec innych krajów, zwłaszcza że normy praw człowieka są już w tych krajach akceptowane przez mniejszości, które wiążą z nimi swoje nadzieje na godne życie. Z drugiej strony prawa człowieka nie powinny być sformułowane zbyt szeroko. Jeśli mają być znaczącym i politycznie skutecznym narzędziem obrony podstawowych standardów godnego życia, muszą być sformułowane jako rzeczywiste minimum.

Pojawia się oczywiście pytanie, w jaki sposób dojść do porozumienia w sprawie tego, co stanowi sedno praw człowieka, nie ignorując równocześnie różnorodności kultur. Powinniśmy być gotowi na ciągły proces negocjacji, w których punktem wyjścia jest wzajemna akceptacja różnic kulturowych, a dalszym ciągiem - sprawdzanie, czy w tych kulturach istnieją już przesłanki do sformułowania dokładnie tego rodzaju praw, które powinny naszym zdaniem znaleźć się w katalogu.

Ten hermeneutyczny proces nie powinien zaczynać się od ignorowania różnic kulturowych, ale może mieć na celu ich przezwyciężenie. Konsekwencje - koszty i korzyści - realizowanej w Europie Zachodniej polityki multikulturalizmu ciągle trudno jest ocenić. Silniejsze akcentowanie obecności mniejszościowych kultur jest metodą ich społecznej integracji. Zamiast wykluczać możliwość artykulacji kulturowych odmienności, multikulturalizm pozwolił na ich upublicznienie. Nie należy obwiniać go za społeczne i polityczne problemy w Holandii czy Francji.

Wyzwaniem, wobec którego stoimy, nie jest multikulturalizm, lecz konfrontacja pewnej subkultury - islamskiego fundamentalizmu stanowiącego mniejszość w mniejszości - z głównym nurtem świeckiej demokracji. Wielokrotnie przypominane przez telewizje na całym świecie zamachy 11 września były bodźcem skłaniającym do działania rozmaitych awanturników. Gdyby nie prowadzono multikulturalistycznej polityki, sytuacja nie byłaby inna.

Multikulturalizm w Europie ciągle ma sens i zadanie do wykonania. W warunkach integracji europejskiej potrzebujemy równowagi między tradycyjną różnorodnością - na przykład narodowymi i regionalnymi językami - a tworzącą się kontynentalną wspólnotą obywatelską, używającą języka angielskiego i dążącą do realizacji wspólnych europejskich celów.

przeł. Krzysztof Iszkowski