Władysław Bartoszewski to postać niezwykła. Jego życiorys był odbiciem tragicznych losów Polski XX wieku. W czasie II wojny światowej więzień Auschwitz, działacz Państwa Podziemnego, żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, po wojnie więzień stalinowski. Trudny los nie złamał go jednak. O swoim niełatwym życiorysie potrafił opowiadać z humorem i autoironią.
Gdyby mi ktoś 60 lat temu, gdy stałem skulony na placu apelowym KL Auschwitz, powiedział, że będę miał przyjaciół Niemców, obywateli demokratycznego i zaprzyjaźnionego kraju, tobym powiedział, że to wariat - żartował.
Jestem tego samego zdania co Richard von Weizsäcker, z którym podzielam również pewną nadzieję na przyszłość, a mianowicie, że nasze pokolenie musi wymrzeć. Wielu ludzi nie jest już bowiem w stanie się zmienić. (…) Byli oni świadkiem piekła na ziemi. (…) Owszem, historię należy znać i o niej pamiętać, lecz nie można wikłać jej w politykę - mówił w wywiadzie dla niemieckiego czasopisma "Die Zeit", pytany o naznaczone wojną trudne stosunki polsko-niemieckie.
NUMER AUSCHWITZ: 4427
Władysław Bartoszewski przyszedł na świat w Warszawie, w 1922 roku. - Mój ojciec był urzędnikiem bankowym, matka księgową - wspominał. Przez całe życie był silnie związany ze stolicą. Wspominał, że wychowywał się na ulicy Bielańskiej, że jako dziecko bawił się ze swoimi żydowskimi przyjaciółmi w Ogrodzie Krasińskich. Maturę zdał w 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej. We wrześniu 1940 roku został aresztowany przez Niemców w ulicznej łapance i przewieziony do Auschwitz w tak zwanym drugim transporcie warszawskim. Jako więzień obozu koncentracyjnego otrzymał czterocyfrowy numer: 4427.
Jak wspominał w książce "Mój Auschwitz", w pamięć zapadł mu apel na obozowym placu, gdy stał wśród 5,5 tysiąca innych więźniów, i usłyszał od komendanta, że komin to jedyna droga ucieczki. Co wtedy myślał przestraszony 18-letni chłopak, jakim był Bartoszewski? Tutaj życie przeczołgało go po raz pierwszy. Szybko musiał nauczyć się twardych obozowych zasad.
Przestaliśmy na przykład roztrząsać, czy to straszne i niehumanitarne, że biją. W naszym rozumieniu najważniejsze były konkrety: dostać w mordę czy nerki? Lepiej w mordę, byle tylko nie kijem, żeby nie pękła czaszka - opowiadał.
Wyszedł z obozu w kwietniu 1941 roku, wychudzony, schorowany. Tak wspominał lekarza, który ocalił go podczas pobytu w Auschwitz i który podpowiedział mu, po co powinien żyć dalej:
Ostatni raz widziałem wtedy Nowaka - lekarza, który uratował mi życie w Krankenbau (potem, przeniesiony na Majdanek, umarł na tyfus). "Panie doktorze, nie na darmo się pan wtedy wysilał, ja żyję" - powiedziałem. "No to jak żyjesz, to wiesz, co masz robić". "Nie wiem, co mam robić" - zdziwiłem się. "Pamiętaj: wiedzieć".
Zwolnienie z Auschwitz uzyskał dzięki staraniom Polskiego Czerwonego Krzyża, właśnie z powodu złego stanu zdrowia. Zdrowie nie przeszkodziło mu jednak wejście do konspiracji, w szeregi Państwa Podziemnego.
Na początku zgłosił się do Związku Walki Zbrojnej. Jego wspomnienia z okresu pobytu w Auschwitz pozwoliły na sporządzenie dokładnego raportu, jaki następnie przekazał do Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Potem zaangażował się w pomoc więźniom i zamykanym w gettach Żydom.
Mieszkałem w domu pełnym inteligencji przy ul. Mickiewicza 37, na II piętrze. Ale jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Jeżeli niemiecki oficer zobaczył mnie na ulicy i nie otrzymał rozkazu aresztowania mnie, nie miałem się czego bać. Ale gdy polski sąsiad, który zauważył, że kupiłem więcej chleba, niż zwykle - musiałem się bać
- mówił o Polakach, którzy wydawali Niemcom ukrywających się Żydów.
Już we wrześniu 1942 roku wziął udział w tworzeniu Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom "Żegota", a w listopadzie objął funkcję zastępcy kierownika Komórki Więziennej Wydziału Bezpieczeństwa Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj. W jej ramach zapewniał pomoc więźniom Pawiaka. Kiedy w getcie żydowskim w kwietniu 1943 roku wybuchło powstanie, Władysław Bartoszewski, z ramienia "Żegoty, zajął się organizacją pomocy dla walczących za murem Żydów.
KRZYŻ WALECZNYCH Z POWSTANIA
Wybuch Powstania Warszawskiego pchnął Władysława Bartoszewskiego do czynnej walki. "Teofil", bo taki konspiracyjny pseudonim nosił, został adiutantem placówki informacyjno-radiowej "Asma", szefował również czasopismu "Wiadomości z Miasta i Wiadomości Radiowe". Na rozkaz generała Antoniego Chruściela "Montera", komendanta Okręgu Warszawa AK został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami. 1 października, w schyłkowym okresie walk, generał Tadeusz "Bór" Komorowski, dowódca Armii Krajowej, awansował go na stopień podporucznika. 3 dni później Władysław Bartoszewski został dodatkowo odznaczony Krzyżem Walecznych.
Upadek powstania nie powstrzymał go przed dalszym działaniem w konspiracji. Podporucznik Bartoszewski przeniósł się do Krakowa, a gdy stolicę zajęła Armia Czerwona, wrócił na gruzy Warszawy, gdzie od razu zaangażował się w prace w organizacji "Nie", następczyni Armii Krajowej.
WIĘZIEŃ RAKOWIECKIEJ
W październiku 1945 roku, wraz z wieloma innymi żołnierzami podziemia, ujawnił, że należał do AK. I podobnie jak wielu wojennych towarzyszy broni, przypłacił to aresztowaniem. Rok później pod zarzutem szpiegostwa trafił do niesławnego wówczas więzienia przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Zwolniony i ponownie aresztowany w 1949 roku spędził ponad 2 lata w areszcie mokotowskim i w kazamatach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Po ponad 2 latach stanął przed sądem i 1952 roku został skazany za szpiegostwo na 8 lat więzienia. Akt oskarżenia w jego procesie podpisała stalinowska prokurator Helena Wolińska.
Fatalny stan zdrowia po raz kolejny pomógł Bartoszewskiemu wyjść zza krat. Tak jak w czasie wojny Niemcy zwolnili go z Auschwitz, tak w czasach Polski stalinowskiej wyszedł z więzienia, uzyskując przerwę w odbywaniu kary. Uratowała go nadciągająca polityczna odwilż po śmierci Józefa Stalina. W 1955 roku sąd uznał go za niesłusznie skazanego. Nie znaczy to jednak, że komunistyczne państwo przestało się nim interesować. Bartoszewskiego na celownik wzięły służby.
SPRAWIEDLIWY, KAWALER ORDERU ORŁA BIAŁEGO
Po wojnie, po wyjściu na wolność ze PRL-owskiego więzienia, dał się poznać jako wybitny działacz społeczny i zwolennik pojednania polsko-niemieckiego. Zajął się również badaniem i dokumentowaniem Powstania Warszawskiego, choć w tym czasie nie było to mile widziane przez władze. W 1963 roku doczekał się pierwszego uznania własnych zasług. Za pomoc udzielaną Żydom w czasie II wojny światowej został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. 3 lata później odebrał w Izraelu, w Instytucie Yad Vashem medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, przyznawany za ratowanie Żydów.
Władza komunistyczna go nie lubiła. Od 1970 roku jego prace były objęte oficjalnym zakazem druku, był też wielokrotnie nachodzony przez milicjantów, rewidowano mu mieszkanie, utrudniano wyjazdy zagraniczne, przesłuchiwano. Rozpracowywało go ponad 400 funkcjonariuszy. Jak opowiadał, nie zdziwił się nawet, gdy po ogłoszeniu stanu wojennego od razu został internowany. Jego kartoteka w archiwach komunistycznych służb była gruba: Władysław Bartoszewski angażował się w obronę skazywanych opozycjonistów, między innym Stefana Niesiołowskiego i Andrzeja Czumy, podpisał się pod listem z protestem przeciwko zmianom w konstytucji, należał do NSZZ "Solidarność" i podpisał się jawnie pod listem intelektualistów do strajkujących robotników Wybrzeża.
Stan wojenny spędził początkowo w areszcie na Białołęce, a potem w ośrodku internowania w Jaworzu.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę dwukrotnie był ministrem spraw zagranicznych, zasiadał w Senacie, w 2007 roku został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Odpowiadał za dialog międzynarodowy.
Kto gardzi ludźmi, obojętnie, z powodów wyznaniowych, z powodów rasowych, z powodu ksenofobii wobec kogokolwiek, wobec ludzi pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego, rosyjskiego, niemieckiego, żydowskiego, ten przede wszystkim gardzi sobą - podkreślał w jednym z wywiadów.
Nie lubię o nic prosić. Nigdy nie prosiłem. Uważałem się za dziecko przeznaczenia. Szczególne warunki, w których przyszło mi spędzić całą młodość, pozbawiły mnie możliwości wahań. Jedyny wybór, przed którym stałem, był taki: albo zaakceptuję coś, co uważam za zło, albo odmówię akceptacji. Nic więcej
- mówił sam o sobie Władysław Bartoszewski w wywiadzie-rzece, w rozmowie z Michałem Komarem.
Jego zasługi w prowadzeniu dialogu międzynarodowego doceniano na całym świecie. Polska, oprócz wojennego Srebrnego Krzyża Zasługi z Mieczami oraz Krzyża Walecznych, uhonorowała go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski i Orderem Orła Białego. Na piersi Bartoszewskiego zawisły też najważniejsze odznaczenia również z innych krajów - między innymi watykański Order świętego Grzegorza Wielkiego, litewski Krzyż Komandorski Orderu Wielkiego Księcia Giedymina, niemiecki Krzyż Wielki Orderu Zasługi RFN i francuski Krzyż Komandorski Orderu Legii Honorowej.
Opowiedziałem, dałem świadectwo. Ostatni z nas odchodzą. Zostaną nasze historie. Dobrze by było, gdybyście wyciągnęli z nich wnioski
- napisał we wspomnieniach w książce "Mój Auschwitz".