Rok 2009. Dwóch braci – nazwijmy ich Daniel i Piotr – wpada na pomysł rozkręcenia biznesu. Daniel mieszka w Czechach. Piotr w Polsce. Idea na zarobienie była prosta. Bracia postanowili kupować w Polsce leki z pseudoefedryną w hurtowych ilościach. Następnie tabletki przewozić do Czech – korzystając z rzadko odbywających się kontroli granicznych – i tam produkować z nich metamfetaminę. Do tego potrzebny był chemik. Wciągnęli więc w swój biznes Wietnamczyka, który bez trudu radził sobie z przeprowadzaniem syntezy.
Szybko okazało się, że działalność jest dochodowa. Sprzedaż metamfetaminy w Czechach była banalna. Przewóz ogromnych ilości pseudoefedryny przez granicę również. Największym problemem okazało się nabywanie leków w Polsce. Chałupnicza metoda polegająca na chodzeniu od apteki do apteki i kupowaniu po kilka, kilkanaście opakowań była czasochłonna. Piotr postanowił więc poszukać jakiegoś dojścia. Znalazł bardzo szybko. Dogadał się z właścicielką jednej z aptek, której zaproponował skup leków z pseudoefedryną w ilościach hurtowych. Przez siedem miesięcy bracia kupili od aptekarki 70 531 opakowań leków zawierających 846 372 tabletki. Zapłacili za to 700 tys. zł. Zarobili co najmniej 10 razy tyle.
Po nieco ponad pół roku jednak źródło wysycha. Inspekcja farmaceutyczna oraz policja wpadają na trop apteki, która sprzedaje więcej leków z pseudoefedryną niż wszystkie pozostałe placówki w całym województwie. Bracia znów jeżdżą od apteki do apteki i kupują tabletki w detalu. Szukają jednak dojścia do hurtu. Znajdują dość szybko. Pewien mężczyzna – twierdzący, że jest pracownikiem hurtowni farmaceutycznej (co nie zostało do dziś zweryfikowane) – zapewnia, że ma nieograniczony dostęp do medykamentu. Ale żeby nie wzbudzać podejrzeń, może sprzedawać jednorazowo maksymalnie 10 tys. blistrów. W ten sposób bracia nabywają leki za kolejnych kilkaset tysięcy złotych. I po syntezie, w wyniku której uzyskują przy pomocy Wietnamczyka metamfetaminę, sprzedają towar w Czechach za równowartość kilku milionów złotych.
Reklama
Biznes kręci się na tyle dobrze, że bracia zatrudniają pracowników. Jednego, drugiego, trzeciego. Ostatecznie w proceder zaangażowanych jest 10 osób.
Reklama
W 2012 r. zaczyna się im jednak palić grunt pod nogami. To wynik tego, w jaki sposób nabywali pseudoefedrynę. Polskie prawo farmaceutyczne zabrania sprzedaży leków przez hurtownika osobie fizycznej. Hurtownia powinna sprzedawać medykamenty do aptek i szpitali. Dlatego załatwiający pseudoefedrynę podstawiał pod transakcje dane jednej z istniejących aptek. Ba, wystawiane były nawet faktury. I to właśnie zgubiło szajkę. Jeden z pracowników hurtowni dostrzegł w jednej z faktur drobny błąd. Chwycił więc za telefon i zadzwonił do kierowniczki apteki.
– Ale ja nic u was nigdy nie kupowałam – odrzekła zdziwiona.
– Jak to? Jest pani jedną z naszych najlepszych klientek – odpowiedział równie zaskoczony pracownik hurtowni.
Sprawą zainteresowała się policja. Braci oraz ich współpracowników wkrótce zatrzymano.
Brzmi jak scenariusz polskiej wersji serialu "Breaking Bad"? Być może. Ale to prawda. O czym świadczy wyrok Sądu Okręgowego w Koninie (sygn. akt II K 32/14), opublikowany kilkanaście dni temu (jako pierwszy poinformował o nim portal dla farmaceutów Mgr.Farm). Daniel uznany za herszta zorganizowanej grupy przestępczej usłyszał wyrok: 4 lata i 10 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywna w wysokości 50 tys. zł. Jego brat, który odpowiadał przede wszystkim za koordynację działań w Czechach, został skazany na 2 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 6 lat oraz grzywnę w wysokości 45 tys. zł. Pozostali członkowie grupy również usłyszeli wyroki. Część z nich – bezwzględnego pozbawienia wolności. Mężczyzny, który podawał się za pracownika hurtowni farmaceutycznej i dostarczał leki, nie odnaleziono. Zniknął jak kamfora.

"Breaking Bad" po polsku

Od 2012 r. wiele się zmieniło. Na gorsze. Coraz większą część rynku wywozu leków z pseudoefedryną do Czech przejmują zorganizowane grupy przestępcze. Mniejsze grupy – takie jak ta kierowana przez Daniela i Piotra – boją się już nie tylko tego, że zostaną złapane przez policję, lecz także tego, iż wejdą w drogę znacznie potężniejszym od nich bandytom.
– To prawda, że wywozem leków z pseudoefedryną zajmują się świetnie zorganizowane grupy przestępcze. Mają dostęp do broni palnej, używają noktowizorów. W laboratoriach, w których produkowana jest metamfetamina, zamontowane są systemy wczesnego ostrzegania, a nawet przygotowane pułapki na policjantów – informuje Adam Chojnacki, lubuski wojewódzki inspektor farmaceutyczny.
To, że nielegalny proceder kwitnie, potwierdza również wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Marek Tomków. – Skala problemu jest tak duża, że nie ma krztyny przesady w stwierdzeniu, że przestępcy przepakowują leki z opakowań prosto do worków. Z prostego powodu: wtedy więcej się zmieści w bagażniku samochodu, który rusza do Czech – wskazuje.
Co ciekawe, mimo że pseudoefedryna jest łatwo dostępna w wielu krajach świata, to właśnie Polska jest jej czołowym eksporterem. Taki wniosek płynie choćby z raportu „EU Drug Markets Report” stworzonego przez Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) we współpracy z Europolem.
– Ustaliliśmy, że medykamenty zawierające pseudoefedrynę lub nawet już gotowa do spożycia metamfetamina trafiają do Czech przede wszystkim z Polski. Trochę mniej z Turcji – mówi nam Andrew Cunningham, szef sekcji zajmującej się przestępstwami narkotykowymi w EMCDDA. I dodaje, że skala zjawiska oraz brak wystarczającej kontroli ze strony polskich władz muszą budzić niepokój. – Sam eksport z Polski jest wystarczający, by nasycić prawie cały czeski rynek metamfetaminą – zaznacza Cunningham.
Potwierdzają to Czesi. "Metamfetamina jest przeważnie produkowana na terenie Czech w niewielkich laboratoriach. W 2015 r. wykryto 253 takich laboratoriów i przejęto z nich 106,9 kg metamfetaminy o czystości wynoszącej średnio 70,4 proc. Substancja do ich produkcji pochodzi przeważnie z dostępnych bez recepty leków z Polski. Ten kraj pozostaje wciąż głównym prekursorem produkcji metamfetaminy” – podkreśliły czeskie władze w piśmie przekazanym EMCDDA i Europolowi. Jak przekonują autorzy raportu, problem spożycia metamfetaminy w Czechach i na Słowacji rośnie od lat. Pojawia się też coraz więcej dowodów na to, że narkotyk, który zalewa te rynki, jest rozprowadzany przez grupy przestępcze w kolejnych krajach. Czyli łańcuszek wygląda tak: polska grupa przestępcza skupuje surowiec do produkcji narkotyku, ten – już po obróbce – trafia na rynki czeski i słowacki. A dalej na Zachód, przede wszystkim do Niemiec i Francji.
W październiku 2015 r. odbyło się nawet dwudniowe spotkanie śledczych i policjantów z Polski, Czech i Niemiec. Nazwano je „Operacją Gandalf”. Mimo rozmów sytuacja się jednak nie poprawiła. Czeska policja nie chce oficjalnie komentować sprawy na potrzeby artykułu prasowego, odsyła nas jedynie do raportu EMCDDA. Z kolei mł. asp. Michał Gaweł z Komendy Głównej Policji przyznaje, że część lekarstw z Polski faktycznie jest przemycana przez grupy przestępcze do Czech. Ewentualnie produkcja narkotyku odbywa się w Polsce.
– W nielegalnych laboratoriach działających po stronie polskiej często zatrzymywani są obywatele czescy – zastrzega Gaweł. I dodaje, że proceder jest doskonale znany polskiej policji, o czym świadczy choćby to, że raptem kilkanaście dni temu Centralne Biuro Śledcze Policji rozbiło szajkę zajmującą się właśnie produkcją metamfetaminy.

Czyj to problem

Dlaczego narkotyk lub lek umożliwiający jego produkcję jest z Polski eksportowany? Dlaczego nie jest sprzedawany w Polsce? Powód jest prozaiczny. Nad Wisłą popularna jest mniej szkodliwa dla zdrowia amfetamina. Stąd dla metamfetaminy na rynku nie ma wiele miejsca. W Czechach i na Słowacji zaś wiele narkotyków jest trudniej dostać niż u nas. Dlatego większą popularnością cieszą się te, które łatwo wytworzyć i są relatywnie tanie. Dlaczego to właśnie Polska jest głównym eksporterem pseudoefedryny do Czech? Najważniejsze: całkowicie dziurawe są nasze przepisy. Od 1 stycznia 2017 r. wprowadzone zostały ograniczenia w możliwości sprzedaży leków z pseudoefedryną. Ministerstwo Zdrowia ogłaszało je z wielką pompą.
– Farmaceuta nie może sprzedać pacjentowi jednorazowo więcej niż 720 mg pseudoefedryny, a to oznacza jedno lub dwa opakowania leku – wyjaśnia Łukasz Waligórski, redaktor naczelny Mgr.Farm oraz członek Naczelnej Rady Aptekarskiej.
To rzeczywiście utrudniło zakup leków osobom, które często mają chore gardło i chcą od razu kupić syrop na kaszel na zapas. Oszustom jednak w żadnym stopniu. Bardzo szybko znaleziono obejście regulacji. Skoro bowiem można sprzedać jednorazowo ograniczoną liczbę opakowań leku, chodzi o sprzedaż w ramach jednego rachunku. Stworzono więc oprogramowanie komputerowe, które z prędkością karabinu maszynowego wystawia kolejne paragony. W ten sposób można kupić 3,6 tys. opakowań w ciągu godziny.
Łukasz Waligórski przekonuje jednak, że to model działania, który przestępcy wykorzystują coraz rzadziej. – Dużo bardziej opłacalne dla przestępców jest szukanie aptek, które gotowe są na współpracę i sprzedaż większych ilości leków z pseudoefedryną tylnymi drzwiami. Taka apteka oczywiście sporo ryzykuje, ale przy zastosowaniu podwójnej księgowości może skutecznie ukrywać sprzedaż dużych ilości leków. Znane są przykłady aptek, które przez siedem miesięcy potrafiły w ten sposób sprzedać ponad 70 tys. opakowań za blisko 700 tys. zł. Znany jest też przypadek, gdy przestępcy odbierali leki ciężarówkami bezpośrednio z hurtowni farmaceutycznej – opowiada Waligórski.
Lubuski inspektorat farmaceutyczny w ramach wykonywania rutynowych działań znalazł nawet punkt apteczny, w którym w ciągu niespełna dwóch miesięcy sprzedano 45 682 opakowania leku Cirrus oraz 15 922 opakowania Sudafedu, które zawierają pseudoefedrynę. Z ciekawości porównano te liczby do sprzedaży w konkurencyjnym punkcie aptecznym, znajdującym się przy sąsiedniej ulicy. W nim – o dziwo – sprzedano ledwie dwa opakowania Sudafedu. Cirrusu – ani sztuki. Zamówiona i sprzedana ilość leku Cirrus w ciągu dwóch miesięcy przez wyżej wymieniony punkt apteczny wystarczyłaby 174 aptekom mieszczącym się w województwie lubuskim na 76,3 lata – informuje nas tamtejszy inspektor.
Gdy zaś już leki wyjdą z apteki lub punktu aptecznego, to choćby ktoś został złapany za rękę z tysiącami tabletek zawierającymi pseudoefedrynę, nic mu nie grozi – co najwyżej zarekwirowanie medykamentów. – Kilka miesięcy temu na spotkaniu głównego inspektora farmaceutycznego z policją funkcjonariusze podnosili problemy z karaniem takich osób. Bo nawet gdy łapią człowieka z pełnym bagażnikiem leków z pseudoefedryną, to trudno udowodnić mu zamiar produkcji narkotyków, skoro te medykamenty są dostępne bez recepty. A człowiek zarzeka się, że kupił je jedynie na własny użytek – wyjaśnia Paweł Trzciński, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego.
Trudno też karać aptekarzy, którzy sprzedają ogromne ilości produktów. Trzciński wyjaśnia, że inspektorzy mają związane ręce, gdy przedsiębiorca twierdzi na przykład, że to skutek podjechania pod aptekę wielu autokarów wycieczkowych, w których znajdowały się setki osób. I akurat każda z nich potrzebowała leku z pseudoefedryną. – Jeśli tylko przestępca postara się stworzyć pozory legalności swojego działania, bardzo często jest nie do ruszenia – przyznaje z ubolewaniem rzecznik GIF.
Bezradne są także inne organy państwowe. Jednemu z punktów aptecznych w województwie opolskim przyglądały się przez kilka miesięcy fiskus i Centralne Biuro Śledcze Policji. Efekt? Leki zarekwirowano. Nikt jednak nie usłyszał zarzutów. Było wiele poszlak, ale nikogo nie złapano za rękę nie tylko na obrocie pseudoefedryną, lecz także na produkcji metamfetaminy. To zaś jest kluczem do skazania. – Choć i tu warto podkreślić, że wyroki są śmieszne. Dwa lata pozbawienia wolności za nielegalny obrót lekami? Trzy lata za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą zarabiającą dziesiątki milionów na produkcji narkotyków? To kpina – podkreśla Adam Chojnacki.
Eksperci podkreślają także, że polska policja jest nieudolna albo niezainteresowana walką z przestępcami. Przede wszystkim funkcjonariusze nie rozumieją konsekwencji hurtowego obrotu lekami z pseudoefedryną. Nie łączą tego w jeden łańcuch z produkcją metamfetaminy. A nawet gdy już to robią, często zwycięża przekonanie, że to problem Czechów, a nie Polaków.
Być może dlatego ściganie przestępców przypomina kiepską komedię kryminalną. – Nie tak dawno temu w województwie opolskim policja monitorowała działalność apteki, w której pracownica siedziała i ręcznie wystawiała paragony na opakowania leku z pseudoefedryną. Wiadomo było, że jest zaangażowana w nielegalny proceder. Policja zaczaiła się na dilera, który miał przyjechać. Rzeczywiście się pojawił. A następnie zabrał towar i pojechał. Mieli go ścigać. Ale z pościgu nic nie wyszło, bo funkcjonariuszom... zepsuł się samochód. A innych mogących interweniować akurat nie było – opowiada Marek Tomków.
Inspektorzy farmaceutyczni nie kryją, że źle im się układa współpraca ze służbami. Monika Urabiak, podkarpacki wojewódzki inspektor farmaceutyczny, przyznaje, że w wyniku przeprowadzanych kontroli zdarza się znaleźć podmioty, które zamawiają alarmująco dużo preparatów z pseudoefedryną, a następnie je odsprzedają. – Po przeprowadzeniu kontroli przesyłamy informacje do organów ścigania. W żadnej ze spraw nie otrzymaliśmy jakiegokolwiek sygnału zwrotnego – zapewnia. Podobnie twierdzi inspektor Chojnacki.
– Informacje, które przekazujemy, gdzieś utykają. I nic się nie dzieje. Biznes tak jak się kręcił, tak kręci się nadal – mówi.
Wreszcie pseudoefedryna w Polsce jest bardzo łatwo dostępna. W wielu krajach leki ją zawierające są dostępne wyłącznie na receptę. U nas – bez. Kilka lat temu był w Polsce pomysł, aby te produkty były wydawane na receptę farmaceutyczną. Czyli aptekarz mógłby wydać opakowanie leku, ale dopiero po spisaniu danych pacjenta. Z jednej strony więc nie trzeba byłoby iść do lekarza, aby otrzymać np. syrop na kaszel, a z drugiej ograniczona zostałaby możliwość robienia przekrętów. – Wiele osób widziało w tym jednak nadmierny formalizm. Mówili, że nie potrzeba nam tyle papierologii przy kupowaniu leków na przeziębienie. Moim zdaniem jednak nie powinniśmy podchodzić krytycznie do tego pomysłu. Popatrzmy szerzej – zaopatrujemy Czechy oraz inne kraje europejskie w mniejszym stopniu w substancję niezbędną do produkcji szalenie szkodliwego narkotyku. Trzeba coś z tym zrobić – przekonuje Marek Tomków.

Nie rób tego sam

Przestępcy działają na dwa sposoby. Do niedawna przez granicę były przewożone leki z pseudoefedryną, a laboratoria do produkcji metamfetaminy znajdowały się w Czechach. Tam też rozprowadzano towar: głównie na użytek czeski i słowacki, część trafiała do Niemiec, trochę do Francji. Czeskie służby jednak wypowiedziały wojnę producentom narkotyków. Coraz więcej grup przestępczych więc tworzy laboratoria w Polsce. To u nas powstaje narkotyk, a następnie jest na południe przewożony samochodami osobowymi i półciężarowymi, które rzadko są poddawane kontrolom.
Stworzenie prostego laboratorium jest łatwe. – Bo i proste jest stworzenie metamfetaminy. W internecie bez trudu można znaleźć domowe sposoby na syntezę. Wystarczy jedynie mieć czerwony fosfor, jodek potasu i odpowiednie narzędzia laboratoryjne. Wszystko do nabycia na popularnym portalu aukcyjnym. Musimy też mieć oczywiście kuchnię – tłumaczy Adam Chojnacki. Wszystko co więcej służy tylko usprawnieniu procesu wytwarzania narkotyku oraz ochronie przed nalotem policji (jak np. monitoring).
Łukasz Waligórski uważa jednak, że laikowi trudno byłoby przeprowadzić syntezę w domowych warunkach. Trzeba też mieć chociażby eter, kwas solny i wodorotlenek sodu. Czerwony fosfor jest rzeczywiście na wyciągnięcie ręki. Domorośli chemicy zdrapują go z zapałek.
– Sam proces syntezy jest jednak trudny i niebezpieczny. Naczynia pękają, odczynniki wybuchają. Opis można co prawda znaleźć w internecie, ale wątpię, by osoba bez wiedzy chemicznej była w stanie samodzielnie przeprowadzić udaną syntezę. Co innego, jeśli uczyni to z pomocą doświadczonego chemika, który pokaże, co i jak. Wtedy laik może nauczyć się przeprowadzać syntezę i po pewnym czasie działać samodzielnie – tłumaczy redaktor naczelny Mgr.Farm.
Tu docieramy do kolejnego powodu, dla którego Polska jest potęgą w narkotyzowaniu naszych południowych sąsiadów: wiedza chemiczna. Łukasz Waligórski przyznaje, że chemicy są w środowiskach przestępczych niebywale cenni. A lubuski wojewódzki inspektor farmaceutyczny mówi wprost: gangsterzy o nich dbają, bo dzięki dobremu fachowcowi można choćby skrócić proces tworzenia metamfetaminy. Ponoć to właśnie polscy specjaliści skrócili syntezę z 72 godzin do zaledwie 24.
Trzeba też oczywiście mieć leki, które zawierają pseudoefedrynę. O nie jednak najprościej.
– To popularny składnik preparatów na katar dostępnych w aptekach bez recepty. Do nielegalnej produkcji metamfetaminy wykorzystywane są te tabletki, w których dawka pseudoefedryny jest najwyższa – bo wtedy cały proceder jest najbardziej opłacalny. Są to zatem takie preparaty jak Sudafed (60 mg), Acatar Acti Tabs (60 mg) czy Cirrus (120 mg) – wyjaśnia Łukasz Waligórski.
Ci czytelnicy, którzy myślą o otworzeniu domowego laboratorium chemicznego rodem z serialu „Breaking Bad”, powinni jednak szybko z tego pomysłu zrezygnować.
– Nasz system jest tak skonstruowany, że akurat małych dostawców się wyłapuje. Nikt nie rusza mafii, która organizuje wywóz, produkcję i sprzedaż metamfetaminy – spostrzega Adam Chojnacki.