Zbigniew Ziobro podkreślił na briefingu prasowym, że sprawa zabójstwa Jaroszewiczów miała swoje różne etapy i nie ma zbrodni doskonałej.

Reklama

Wszystko wskazuje dzisiaj - oczywiście ta sprawa będzie rozstrzygana dopiero przez sąd, więc mówię tu dzisiaj o poziomie wysokiego prawdopodobieństwa - że prokuratorzy, policjanci - pracujący nad tą sprawą - dokonali przełomu i doprowadzili do postawienia zarzutów kryminalnych trzem sprawcom zabójstwa (Jaroszewiczów). Dwóch sprawców, którym ogłoszono zarzuty i przesłuchano jako podejrzanych w tej sprawie, przyznało się do popełnienia tej zbrodni, opisują szczegóły przebiegu przestępstwa zabójstwa oraz rabunku - mówił prokurator generalny.

Trwa ładowanie wpisu

- Wspólne działanie prokuratury i policji, szczególnie CBŚP, profesjonalne działanie organów ścigania, sprawna koordynacja, pozwoliły nam dojść do tego etapu. Mamy przełom. To nie jest pudło, to jest trafienie, choć o ostatecznym sukcesie w tym postępowaniu zadecyduje oczywiście sąd - podkreślił Ziobro.

Dwóch zatrzymanych przyznało się do zabójstwa. Trzecia osoba, zatrzymana we wtorek rano przez Centralne Biuro Śledcze Policji na polecenie prokuratury, odmówiła składania zeznań. Wszyscy trzej mężczyźni wchodzili w skład tzw. gangu karateków, grupy przestępczej działającej w latach 90. i liczącej w sumie 9 osób.

Na słowa ministra zareagował dziennikarz śledczy Tomasz Sekielski. Przypomniał Zbigniewowi Ziobrze, że to on odnalazł zaginione dowody, które pomogły teraz policji iprokuraturze dopaść przestępców.

Reklama

Zauważył też, że te dowody chciał przekazać kierownictwu resortu w lutym ubiegłego roku, jednak ani Zbigniew Ziobro ani jego zastępcy nie byli zainteresowani tym spotkaniem.

Na zarzuty dziennikarza odpowidziały policja i prokuratura, które twierdzą, że sprawę Jaroszewiczów rozwiązano przy okazji innej sprawy, a materiał zebrany przez Tomasza Sekielskiego nie miał wpływu na śledztwo.

Ostro całą sprawę skomentował były wiceminister sprawiedliwości, Michał Woś. Jego zdaniem, dziennikarz przekazał "bezwartościow odciski palców", które nie mają nic wspólnego z ustaleniami śledczych.

Stwierdził też, że przypisanie sobie udziału w sukcesie "nie jest szlachetne".

Jaroszewiczów zamordowano w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w ich willi w warszawskim Aninie. Sprawcy najprawdopodobniej weszli przez balkon na piętrze. Były premier był przed śmiercią torturowany. Bandyci przywiązali go do fotela i zacisnęli mu na szyi rzemienną pętlę. Zwłoki Alicji Solskiej-Jaroszewicz znaleziono w łazience. Zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości ze sztucera męża. Miała związane ręce.

Z materiałów sprawy wynika, że z willi Jaroszewiczów nie zginęło nic poza dwoma pistoletami. Nie została skradziona biżuteria, kolekcja znaczków pocztowych, obrazy czy książeczki czekowe. Mieszkanie nie zostało splądrowane. Bałagan mordercy zostawili tylko w gabinecie Jaroszewicza.

Według wcześniejszych ustaleń RMF FM, przestępcy przygotowywali się do napadu przez długi czas. Wiedzieli, że w willi mieszka były premier. Wiedzieli też, że ma spory majątek.

Alicja Solska-Jaroszewicz miała 67 lat, Piotr Jaroszewicz - 83.

W kwietniu 1994 r. zatrzymano czterech podejrzanych o dokonanie zbrodni. Wszyscy byli mieszkańcami Mińska Mazowieckiego notowanymi wcześniej przez policję. Od początku twierdzili, że są niewinni, a prokuratura bezzasadnie przypisuje im zabójstwo. W 1998 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił ich z braku dowodów. W uzasadnieniu wydanego wyroku ocenił, że w początkowej fazie śledztwa organa ścigania dopuściły się rażących uchybień.

W 2000 r. wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.

Potem pojawiły się nowe materiały dowodowe w postaci odbitek linii papilarnych utrwalonych na foliach daktyloskopijnych. W efekcie ponowne śledztwo w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów zleciła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Odbitki zaginęły jednak w 2006 roku.

Do śledztwa powrócono na dobre dopiero w czerwcu 2017.

- Wszczęcie śledztwa związane jest z przekazaniem do prokuratury materiałów dotyczących ujawnienia w trakcie emisji programu "Teorie Spisku" na antenie Fokus TV 18 lutego uznawanych za zagubione śladów kryminalistycznych ze sprawy dotyczącej zabójstwa Państwa Jaroszewiczów - informował wówczas PAP rzecznik prasowy praskiej prokuratury okręgowej prok. Łukasz Łapczyński.

Dodał, że chodzi o ślady kryminalistyczne "w postaci odbitek linii papilarnych utrwalonych na foliach daktyloskopijnych oznaczonych numerami 25, 27 i 28". - Wobec tego, że odnalezione ślady kryminalistyczne, biorąc pod uwagę rozwój technik kryminalistycznych mogą mieć nadal wartość wykrywczą, należy poddać je specjalistycznym badaniom przy użyciu dostępnych obecnie metod i środków pod kątem ujawnienia danych istotnych z punktu widzenia ustalenia okoliczności zabójstwa Państwa Jaroszewiczów - zaznaczył prokurator.

Kilka miesięcy wcześniej media podawały, że młodszy syn zamordowanego byłego premiera Jan Jaroszewicz przekazał dziennikarzowi Tomaszowi Sekielskemu pudełko, które otrzymał w 2010 r. z sądu i którego wcześniej nie otwierał. Jak informowano, wewnątrz znajdowały się m.in. trzy folie ze śladami linii papilarnych mogącymi pochodzić z głowicy ciupagi, którą mogli posługiwać się sprawcy oraz zakrwawiona koszula zamordowanego.

Łapczyński przypomniał, że w związku z zaginięciem odbitek linii papilarnych w 2006 r. w Komendzie Głównej Policji prowadzone były czynności wyjaśniające zmierzające do ustalenia miejsca ich przechowywania. - Następnie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w latach 2007-08 prowadzone było śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy publicznych prowadzących śledztwo w sprawie zabójstwa Piotra i Alicji Jaroszewicz w zakresie przechowywania śladów linii papilarnych oznaczonych numerami 1, 25, 27 i 28, co skutkowało ich zaginięciem - dodał. Tamto śledztwo zostało zakończone w lipcu 2008 r. umorzeniem wobec niewykrycia sprawców przestępstwa.