A najgorszą rzeczą, jaką mógłby zrobić nowo wybrany prezydent USA, byłoby danie posłuchu tym, którzy nawołują do stworzenia nowej wersji New Dealu z lat 30. ubiegłego wieku. Etatyści wszelkiej maści zepchnięci do defensywy w latach 80. dziś wracają z tym samym ideologicznym przekazem. Już choćby to, że ich poglądy nie zmieniły się od tylu lat, powinno być dla wszystkich sygnałem alarmowym, twierdzi Sorman. Gospodarka oparta na państwowym interwencjonizmie nie zdała egzaminu ani w epoce New Dealu, ani później. Jej zwolennicy często przedstawiają wolnorynkowy kapitalizm w karykaturalnej postaci brutalnego leseferyzmu. Tymczasem chodzi w nim przede wszystkim o stworzenie zabezpieczonej instytucjonalnie przestrzeni dla innowacyjności i przedsiębiorczości. Bez nich żadna gospodarka nie będzie się rozwijać i… generować funduszy niezbędnych do finansowania rozmaitych programów socjalnych. Neoliberalny kapitalizm to nie wojna wszystkich ze wszystkimi, lecz oparty na prawie egzekwowanym przez państwo obszar ludzkiej kreatywności. Ograniczanie go w imię jakichkolwiek szczytnych haseł oznacza zamienianie dzisiejszego kryzysu w długotrwałą recesję.

Reklama

p

Czasem można odnieść wrażenie, że nad obecną debatą ekonomiczną unosi się duch Johna Maynarda Keynesa. Hałaśliwy tłum powracających z niebytu etatystów i keynesistów wypowiada się w takim tonie, jakby ich wygnanie na początku lat 80. było przypadkowe albo spowodowane ideologicznymi pobudkami. To nieprawda. Etatyzm i keynesizm zostały odrzucone na całym świecie, ponieważ zawiodły.

Dzisiaj największym zagrożeniem dla gospodarki jest krótka pamięć: jeśli prezydent Barack Obama będzie postępował tak, jak byśmy od lat 70. niczego się nie nauczyli, obecne spowolnienie zamieni się w coś gorszego. Pierwsze oznaki nie są zachęcające, ponieważ Obama proponuje potężny program budowy infrastruktury podobny do polityki Franklina Roosevelta. Można by sądzić, że Nowy Ład zdał egzamin, a przecież nie zdał. Jak pokazała Amity Shlaes w swojej książce "The Forgotten Man", w 1938 roku sytuacja była gorsza niż w 1932. Większość ekonomistów jest zgodna, że nie był to przypadek, lecz konsekwencja polityki Roosevelta: wydatki publiczne i kartelizacja gospodarki zamroziły rynki, uniemożliwiając tworzenie nowych miejsc pracy.

Reklama

Porażka keynesizmu

Efektem zastosowania keynesizmu w praktyce nie był wzrost, lecz stagflacja - inflacja połączona z recesją. Porażka praktycznego keynesizmu nie zaskoczyła wolnorynkowych ekonomistów zarówno konserwatystów takich jak Milton Friedman, jak i liberałów takich jak Edmund Phelps, którzy już wcześniej obnażyli teoretyczne braki tej koncepcji. W reakcji na kryzys w latach 1974 -1979, który wywołali keynesiści i etatyści, monetaryści i zwolennicy ekonomii podaży zaproponowali nową koncepcję: ekspansja gospodarcza przez cięcia podatkowe po stronie podaży oraz wspieranie innowacji, prywatyzacji, deregulacji i liberalizacji handlu. Proces ten rozpoczął się na przełomie lat 70. i 80. w Wielkiej Brytanii pani Thatcher i Ameryce Reagana, a po upadku Związku Radzieckiego rozprzestrzenił się na cały świat. Wolna globalna gospodarka, która narodziła się w latach 80., nie miała ideologicznych korzeni, lecz stanowiła racjonalną reakcję na nieskuteczną politykę z lat 70.

Efektem była bezprecedensowa epoka ogólnoświatowej prosperity. Pomyślmy o tych wszystkich towarach i usługach, które zostały wymyślone i udostępnione miliardom ludzi w ciągu minionego ćwierćwiecza. Trzy miliardy osób używają telefonów komórkowych, a dwa miliardy surfują w sieci. 25 lat temu te dwie technologie były w powijakach. Ale sama innowacyjność nie sprowadziłaby tych dóbr na rynek bez polityki obniżania podatków, deregulacji, liberalizacji handlu i globalizacji. Innymi słowy, lepiej nam się dzisiaj powodzi dzięki dobrym koncepcjom gospodarczym. Żaden keynesista nie osiągnąłby takich rezultatów.

Reklama

Mówiąc to wszystko, nie neguję, że mamy kryzys gospodarczy, ale w żadnym razie nie jest on konsekwencją ekscesów wolnego rynku, ideologicznego zaślepienia i braku regulacji, bo gdyby był, to jak wytłumaczyć poprzednie 25 lat doskonałej koniunktury? Poza tym teoria wolnorynkowa jest znacznie bardziej wyrafinowana niż dogmatyczny leseferyzm malowany przez jej wrogów. Większość ekonomistów jest zgodna, że rynki dobrze funkcjonują tylko w stabilnym i przewidywalnym środowisku instytucjonalnym obejmującym takie elementy jak niezależny wymiar sprawiedliwości, stabilna waluta, uczciwa konkurencja, poszanowanie prawa własności, przejrzysty system podatkowy czy swobodny przepływ informacji. Kiedy elementy te nie istnieją albo są nieprzewidywalne, rynki z reguły zawodzą - czasem rozwijając się zbyt wolno, czasem tworząc bąble spekulacyjne.

Znachorskie lekarstwa

Ekonomiści dowiedzieli się również ważnej rzeczy od nowej poddyscypliny, jaką jest ekonomia behawioralna: ludzie nie zawsze zachowują się racjonalnie. Czasami dajemy się ponieść emocjom i dokonujemy absurdalnych gospodarczych wyborów, na przykład sądzimy, że ceny domów będą rosły w nieskończoność. Ale ze świadomości, że ludzie są nieprzewidywalni, nie wynika potrzeba wprowadzenia kontroli państwa. Rządy są jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż rynki i w nie mniejszym stopniu niż ludzie ulegają emocjom.

Do obecnego kryzysu należy zastosować zasady współczesnej ekonomii, a nie znachorski lek pobudzania koniunktury przez państwo. Do naprawienia gospodarki potrzebne jest zwiększenie nie liczby przepisów, lecz transparentności rynków. Rynek, na którym wiarygodne informacje są dostępne zarówno dla sprzedającego, jak i kupującego działa dobrze i nie tworzy bąbli. Rynek nieruchomości nie może funkcjonować jak salony samochodowe w latach 50., kiedy sprzedawca wiedział, co musi ukryć przed nabywcą. Na rynku nieruchomości nabywca musi mieć pełny dostęp do informacji i porad finansowych na temat konsekwencji zawieranej transakcji. Ekonomista z Yale Robert Shiller proponuje, aby powołać instytucję państwową, która sprawdzałaby transparentność i prawdziwość dostępnych danych. Ponadto państwo powinno zachęcać sektor doradztwa finansowego, by rozszerzył swoją działalność i zadbał o to, żeby ludzie rozważający zakup domu (z reguły jest to największa inwestycja w ich życiu) wiedzieli, w co się pakują.

Ograniczona interwencja

W teorii najszybszą metodą powrotu na ścieżkę wzrostu byłoby pozwolić rynkowi, żeby sam się dostosował. Ceny nieruchomości samoczynnie wróciłyby do swojego realnego poziomu, lepiej zarządzane instytucje finansowe zastąpiłyby zbankrutowane banki, a innowacyjne branże wyparłyby przestarzałe. Ale w demokracji, gdzie trzeba liczyć się z opinią publiczną, siedzenie z założonymi rękami nie jest dobrym rozwiązaniem, a społeczne konsekwencje twardej postawy leseferystycznej mogłyby sprawić, że znaczna część ludności odwróciłaby się od kapitalizmu. Obowiązkiem państwa jest zatem "chronić kapitalizm przed nim samym", jak ujął to nie kto inny, tylko Keynes. Chociaż pewne decyzje rządowe mogą nie być optymalne z ekonomicznego punktu widzenia, czasem rząd musi działać, żeby wzmocnić poparcie społeczne dla całego systemu. Dobrym przykładem tego paradoksu jest płaca minimalna. W teorii, a czasami w praktyce płaca minimalna działa przeciwko bezrobotnym, którzy nie zostaną zatrudnieni, jeśli potencjalny pracodawca uzna koszt ich pracy za zbyt wysoki. Z drugiej strony istnienie takiego kontrproduktywnego przepisu legitymizuje kapitalizm w oczach pracowników. Stwierdzenie Keynesa nie zmienia zatem tego, że uważał on kapitalizm za najlepszy system gospodarczy, jakim dysponujemy.

Pozostaje nam tylko nadzieja, że Obama nie posłucha najgorszych rad swoich skłaniających się ku keynesizmowi sojuszników, którzy tak jak francuscy arystokraci po rewolucji niczego się nie nauczyli i na wygnaniu wszystko zapomnieli. Gospodarka stanie z powrotem na nogi, jeśli zachowane zostaną rzeczywiste motory napędowe przyszłego wzrostu: przedsiębiorczość, innowacyjność, zdrowe instytucje publiczne, swobodny przepływ informacji i wolny handel. Przypomnijmy sobie, że podczas spowolnienia w połowie lat 70. narodziły się Microsoft i Apple. Jeśli "obamonomika" nie przeszkodzi innowatorom w zdobyciu rynku, powstanie wiele nowych technologii i produktów, które ukształtują naszą przyszłość.

Guy Sorman

p

przeł. Tomasz Bieroń

*Guy Sorman, ur. 1944, francuski pisarz, publicysta polityczny i filozof. Jeden z nielicznych wśród francuskiej inteligencji zwolenników wolnorynkowego liberalizmu. Wydał m.in.: "Rozwiązanie liberalne" (wyd. pol. 1985), "Rok Koguta" (wyd. pol. 2006), a ostatnio "L’économie ne ment pas" (2008). W nr 239 z 31 października br. opublikowaliśmy jego głos w ankiecie "Wybory w USA".