Jego pielgrzymka miała promować wolontariat i fundację "Pomóż Im", która zajmuje się nieuleczalnie chorymi dziećmi z województwa podlaskiego. "Cała pielgrzymka to było przeżycie duchowe" - podsumował swoją wyprawę Paweł Bibułowicz, który o podróży opowiadał dziennikarzom na peronie dworca PKP w Białymstoku, tuż po wyjściu z pociągu. Na jego przyjazd czekali też koledzy i koleżanki z fundacji.
Paweł, pytany o wrażenia z pielgrzymki, powiedział, że wielkim przeżyciem było wejście na plac św. Piotra w Rzymie, gdzie odbyła się beatyfikacja, jak również audiencja u papieża Benedykta XVI w Castel Gandolfo. Paweł wybrał się do Rzymu na początku marca z kolegą z Wrocławia Andrzejem Koflukiem, którego poznał przez internet. 21-latek powiedział, że sam nie wybrałby się w taką pielgrzymkę.
Razem pielgrzymowali pieszo z Wrocławia. Ich trasa przebiegała przez: Polskę, Czechy, Austrię, Słowenię i Włochy. Łącznie pokonali ok. 1,6 tys. km. Dziennie szli ok. 40 kilometrów, czasami maszerowali nawet przez 14 godzin.
Chłopak zabrał ze sobą jedynie plecak, w którym miał m.in. namiot, śpiwór, ubrania i trochę prowiantu. Spał w namiocie, na plaży, w parafiach, a nawet w noclegowni dla bezdomnych. Jadł skromnie; na posiłki zapraszali też tubylcy. Opowiedział też o przygodzie w Czechach, kiedy mieszkający pod mostem bezdomny zaprosił ich na kawę i herbatę.
Jak powiedział, wysiłek fizyczny nie był dla niego problemem, ale "tęsknota za wszystkimi bliskimi osobami". Dodał, że miał też moment zwątpienia, kiedy podczas dużego deszczu zalało ich w nocy. Paweł pytany, czy jeszcze raz podjąłby się takiego wyzwania powiedział, że tak, bo "Jan Paweł II był naprawdę tego wart".