Trudnego do wyobrażenia cierpienia i masowych mordów, jakie Polakom zaserwowała Ukraińska Powstańcza Armia w Małopolsce Wschodniej, nie da się zapomnieć. Tak okrutne ludobójstwo nie zniknie ze zbiorowej pamięci, tym bardziej że ta jest należna zamordowanym.
Pamięć o przeszłości i... przyszłości
To rzecz naturalna, że każdy naród czci swoich przodków, zwłaszcza tych, którzy padli ofiarą zbrodni. Jednak pamiętając o przeszłości i ok. 60-80 tys. pomordowanych, musi przede wszystkim troszczyć się o swą przyszłość. Choćby tylko po to, żeby zachować własne państwo i to na tyle silne, by okazało się zdolne uchronić obywateli przed śmiertelnymi zagrożeniami. Żeby dorośli i dzieci nie musieli na własnej skórze doświadczyć tego, co kiedyś stało się udziałem mieszkańców Wołynia. To, że znów jest to możliwe, najlepiej świadczą masowe groby w Buczy czy pod Mariupolem, do których rosyjscy żołnierze wrzucali zamordowanych przez siebie ukraińskich cywili.
Dlatego tak bardzo Polska potrzebuje dziś dojrzałości sprawiającej, iż choć jesteśmy z natury istotami rządzonymi przez własne emocje oraz tych potrafiących wzbudzać jej najzręczniej, to przy podejmowaniu decyzji ostatnie słowo należy do rozumu.
Wołyńska rzeź to wyjątkowo jaskrawy dowód na to, jak bardzo brakowało go pod koniec II wojny światowej ukraińskim nacjonalistom. Latem 1943 r. gołym okiem było już widać, że dni III Rzeszy, która tolerowała UPA, są policzone. Na zachodzie alianci triumfowali w Afryce i szykowali się do otwarcia drugiego frontu we Włoszech. Ze wschodu nadciągała Armia Czerwona, a tuż za nią oddziały NKWD. Jedyne, co czekało ze strony sowietów każdego Ukraińca marzącego o własnym państwie, to kula w łeb.
Narodziny głębokiej przepaści
Żadna z tych rzeczy nie stanowiła tajemnicy, a jednak stojący na czele Ukraińskiej Powstańczej Armii Roman Szuchewycz i kluczowi dowódcy okręgów Dmytro Klaczkiwski, Wasyl Iwachiw, Iwan Łytwynczuk postanowili w tym momencie skupić się na Polakach. W oparciu o niemieckie wzorce zdecydowali, że priorytetem jest przeprowadzenie czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej. Ich decyzja stanowiła połączenie politycznej fantasmagorii mówiącej, iż jakimś cudem uda im się stworzyć i utrzymać niepodległe państwo, z chęcią zemszczenia się za krzywdy doznane przez Ukraińców w czasach II Rzeczpospolitej. Tymczasem polityczna głupota i wynikła z niej zbrodnia przyniosły jedynie narodziny głębokiej przepaści między Polakami a Ukraińcami. UPA pozbyła się ostatniego, możliwego sojusznika, jakim mogło być dla niej polskie podziemie i okazała się zbyt słaba w porównaniu z potęgą Armii Czerwonej. Została więc przez nią zmieciona. Trudno o lepszy przykład niedojrzałości. Stalin wykorzystał ją bez skrupułów. Z jego rozkazu na wschód od Bugu dokończono czystkę etniczną, wysiedlając na zachód Polaków. Gorszy los spotkał Ukraińców. Zaciekły opór UPA złamano do początku lat 50. za sprawą wielkich akcji pacyfikacyjnych. W ich trakcie zabito w walkach lub rozstrzelano ponad 200 - 300 tys. partyzantów oraz ich bliskich. Kolejny milion ludzi zmarł z głodu, bo Stalin w 1946 r. narzucił Ukrainie tak wyśrubowane kontyngenty żywności, by chronicznie brakowało jej dla miejscowej ludności.
Na nic zdała się imponująca przebiegłość Romana Szuchewycza, potrafiącego aż do maja 1950 r. wymykać się z kolejnych pułapek zastawianych przez NKWD i jednocześnie skutecznie dowodzić UPA. Cień jakiejś szansy, by móc grać na arenie międzynarodowej kartą ukraińską, istniał dla niego w 1943 r., lecz ostatecznie przekreślił go rzezią wołyńską. Natomiast potem, kiedy Polska i Ukraina znalazły się wspólnie po wschodniej stronie żelaznej kurtyny, Szuchewycz i reszta trafili do pułapki bez wyjścia. Co najgorsze - najtrwalszą spuścizną, jaka nam pozostawili, to zbrodnia dająca Kremlowi do ręki narzędzie, pozwalające skłócać ze sobą Polaków i Ukraińców. Tak, żeby nie potrafili zachować jedności wobec wspólnego wroga. Jednak to wielkie nieszczęście ma szansę naprawić dziś nasza dojrzałość.
Pozwala ona odłożyć na bok zrozumiałe emocje i dostrzec, jakie są kluczowe interesy Polski, niezbędne dla zapewnienia jej mieszkańcom bezpiecznej przyszłości. Wisi ona teraz na dwóch niciach: chęci USA do wypełniania zobowiązań sojuszniczych oraz przetrwaniu niepodległej Ukrainy. Jeśli choć jedna pęknie, sytuacja III RP stanie się niewesoła. Pierwszy element dojrzałości, jakim jest umiejętność racjonalnej kalkulacji, nakazuje w takiej chwili nieść wsparcie państwu ukraińskiemu, na jakie tylko stać Polskę. Bez oglądania się na trudną przeszłość. Przed tym, że walka Ukrainy z rosyjskim najeźdźcą jest także naszą wojną, nie ma ucieczki.
Rachunki za głupotę przodków
Kolejny element dojrzałości, to umiejętność zmierzenia się z trudną przeszłością. Należy mieć odwagę pamiętać o zbrodniach, czcić ofiary, niczego nie przemilczać, a jednocześnie nie pozwolić, żeby dawne traumy decydowały o przyszłości. Dojrzałe państwa i narody uczą się z przeszłości a nie nią kierują. Na pierwszym miejscu zawsze stawiając dbałość o los obecnego oraz przyszłych pokoleń.
Gdy zaś się to potrafi, wówczas łatwiej przychodzi zdać kolejny egzamin z dojrzałości, a mianowicie dobrze pamiętając o krzywdach - potrafić je wybaczyć.
Zwłaszcza że wybaczanie chroni jasności myślenia, przed zatruciem przez jad nienawiści. Wówczas można i wszystko pamiętać i jednocześnie żyć z sąsiadem w zgodzie, zwłaszcza jeśli ma się tyle wspólnych, strategicznych interesów. Da się wtedy ze spokojem odnosić do kilkuset lat wspólnej, nieraz bardzo burzliwej przeszłości. Jasno dostrzegając, iż początek końca Rzeczpospolitej wielu narodów i droga od zniewolenia zarówno Polaków, jak i Ukraińców przez Rosjan, miały swój początek w roku 1648, gdy wybuchło powstanie Chmielnickiego. Polityczna niedojrzałość przywódców po obu stronach przyniosła wieloletnią wojnę domową, otwierającą przed Moskwą możliwość ekspansji na zachód. Rachunki za głupotę przodków kolejne pokolenia Polaków płaciły potem podczas: rozbiorów, powstań, obu światowych wojen. Właściwie przestano je uiszczać dopiero w 1989 r. Natomiast Ukraińcy płacą je aż do dziś i jeszcze długo będą.
O ile jednak zwykle historia zadaje się nas niczego nie uczyć, o tyle postawa Polaków oraz polskiej klasy politycznej po 24 lutego temu zaprzecza. Wsparcie udzielone dotąd Ukraińcom, jak i ich państwu, było jak zdanie egzaminu dojrzałości na ocenę celującą. Cały wysiłek rosyjskiej propagandy, wycie moskiewskich trolli w internecie, byle tylko skłócić dwa narody, nie zdały się na nic. Dzisiejsza rocznica rzezi wołyńskiej też tego nie zmieni. Jednak przed nami kolejne rocznice, długa wojna i całe mnóstwo nowych egzaminów z dojrzałości. Chcą przetrwać ciężkie czasy niestety musimy zdawać je wciąż tak samo celująco.