Dziennik.pl: Na początku lat 30. XX wieku Adolf Hitler konsekwentnie szedł po władzę. Między innymi pod hasłem „Obudźcie się, Niemcy!” („Deutschland erwache!”). Niemcy znajdowały się wówczas w głębokim kryzysie gospodarczym z końca lat 20. Do czego w tych okolicznościach chcieli budzić swoich rodaków naziści?

Reklama
Lech Krzyżanowski: Wydaje mi się, że wszelkie hasła dotyczące „budzenia się”, ogłaszane przez ugrupowania opozycyjne, mają bardziej metaforyczne niż konkretne znaczenie. Wynikają z przekonania, że skoro społeczeństwo popiera naszych rywali to dlatego, że nie dostrzega ich wad, które nam wydają się oczywiste. Jedynym wytłumaczeniem tego stanu może być zaś wniosek, iż wynika to z uśpienia społeczeństwa. Śpiący wyborcy (tacy, którym jest wszystko jedno) nie kontrolują władzy, nie patrzą jej na ręce i dlatego akceptują ją przy kolejnych wyborach. Trzeba więc społeczeństwo obudzić, by odwołało rządzących i wybrało nas. W taki, metaforyczny raczej sposób, odbieram hasło „Deutschland erwache”, głoszone przez zwolenników Adolfa Hitlera. Miało ono oczywiście także konkretną konotację, wzywając naród, by obudził się i stanowczo sprzeciwił się np. dalszemu trwaniu traktatu wersalskiego, dyktatowi wielkiego kapitału itp., ale w przeważającym stopniu wyrażał pragnienie obudzenia się do realizacji wielkich idei i wyzwań stojących przed narodem

Dziennik.pl: Hasło „Deutschland erwache”, podobnie jak marsze z pochodniami, były elementami składającymi się na ogół goebbelsowskiej propagandy. Na ile były to skuteczne środki z punktu widzenia – używając dzisiejszej terminologii – politycznego PR-u?

Lech Krzyżanowski: Taki element zawsze jest propagandowo skuteczny. Buduje wspólnotę i sprawia swą ogólnikowością, że spore rzesze łatwo mogą go poprzeć. Ponadto sympatycznie łechce poczucie wartości poszczególnych ludzi, akceptujących takie hasło. Skoro inni muszą się dopiero obudzić, by pojąć, że coś złego dzieje się w naszym państwie, a ja to już od dawna dostrzegam, to znaczy, że jestem bardziej przenikliwy od innych, inteligentniejszy, nie daję się tak łatwo omamić zewnętrznym blichtrem, słowem należę do elity. Takie uczucie równie mile odczuwano w czasach Adolfa Hitlera jak dzisiaj, wspomniany w pytaniu środek był więc równie skuteczny dawniej, co i teraz.

Dziennik.pl: Czy naziści używali tego hasła również po dojściu do władzy? Czy było jeszcze wtedy aktualne? Czy od 1933 roku, gdy Adolf Hitler został kanclerzem, Niemców nie trzeba było już „budzić”?

Lech Krzyżanowski: Budzenie społeczeństwa po to, by zmieniło dotychczasowe nieudolne władze, ze zrozumiałych względów nie było już potrzebne (przeciwnie, raczej niebezpieczne). Po 1933 r. więc w tym kontekście nie posługiwano się nim. Natomiast zyskiwała na atrakcyjności trawestacja tego hasła, które teraz należało rozumieć jako: „obudźcie się jako wielki i silny naród, któremu należy się nie tylko szacunek w Europie, ale i konkretnie wyliczalna przestrzeń życiowa. Obudźcie się zatem po to, by wesprzeć swojego Führera w agresywnym (a zwolennicy hasła powiedzą – ambitnym) programie terytorialnych i politycznych aneksji”. W tym rozumieniu, zawołanie nadal było wykorzystywane.